Z kasy fundacji "Dzieci Niczyje" zniknęły pieniądze
Fundacja Dzieci Niczyje to jedna z największych organizacji tego typu w
Polsce. Z jej kasy w tajemniczych okolicznościach zniknęło prawie 150
tysięcy zł. - czytamy w "Wprost".
05.08.2013 | aktual.: 05.08.2013 12:20
Biuro Fundacji Dzieci Niczyje, 14 czerwca. Jest piątek, większość pracowników myślami jest już pewnie przy weekendzie. W pewnym momencie jedna z księgowych zauważa podejrzane ruchy na jednym z kont. Zgłasza sprawę do Zarządu Fundacji. Po kilku godzinach wiadomo już, że w kasie brakuje ponad 100 tysięcy złotych. Przez cały weekend zarząd debatuję nad tym jak rozwiązać sprawę. W poniedziałek na główna księgową, Dorotę K. czekają już prawnicy fundacji. - Kiedy stwierdziliśmy niedobór w kasie i nieprawidłowości w dokumentach, zabezpieczyliśmy wszystkie dokumenty i zawiadomiliśmy prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - mówi wiceprezes, dyrektor, założyciel i twarz fundacji Monika Sajkowska. - Osoba, która przyznała się do spowodowania tego niedoboru w kasie została dyscyplinarnie zwolniona. Czekamy na zwrot środków i na to co wyniknie z postępowania - mówi Sajkowska.
Nazwiska głównej księgowej nie wymienia, ale wiadomo, że to on przyznała się do zabrania pieniędzy. Próbujemy dowiedzieć się czegoś więcej w prokuraturze rejonowej Warszawa- Praga. - To w jaki sposób i w jakim okresie te pieniądze zostały wyprowadzone z Fundacji jest przedmiotem śledztwa, które zostało wszczęte 1 lipca. Policja wykonuje zlecone przez prokuraturę czynności. Wiadomo, że chodzi o 140 tys. złotych, ale jeśli chodzi o resztę informacji, wszystko jest w fazie ustaleń. W Fundacji pracowało kilku księgowych, trzeba ustalić czy pieniądze wyprowadziła jedna osoba czy może kilka, które działały wspólnie. Na chwilę obecną nic więcej powiedzieć nie mogę - tłumaczy rzecznik prokuratury rejonowej Warszawa- Praga, Renata Mazur.
Sama Dorota K. sprawy komentować nie chce. Kiedy do niej zadzwoniliśmy potwierdziła, że zgłoszenie rzeczywiście miało miejsce, a ona spokojnie czeka na rozwój sprawy. Czy ma coś czym będzie próbowała bronić się przed sądem?
Wielka firma
Fundacja Dzieci Niczyje to na rynku polskich organizacji pozarządowych jedna z najlepiej rozpoznawalnych marek. Po tym jak "Wprost" ujawnił aferę Jakuba Śpiewaka i jego fundacji Kidprotect.pl, została właściwie jedyną, która zajmuje się problemem wykorzystywania seksualnego dzieci. Od lat jest partnerem Ministerstwa Sprawiedliwości, prowadzi dziesiątki kampanii informacyjnych, pomocową infolinię, szkoli nauczycieli, psychologów, pedagogów, a także sędziów i prokuratorów. Prowadzi też poradnie dla dzieci wykorzystywanych seksualnie, a jej psychologowie powoływani są na biegłych sądowych w większości spraw o wykorzystywanie seksualne dzieci w Polsce. Z rocznymi przychodami sięgającymi niemal 12 milionów złotych i niemal 90 zatrudnionymi pracownikami jest jedną z największych fundacji w kraju. Jeszcze w lutym, gdy wypłynęła afera Śpiewaka, jej dyrektor przekonywała, że u niej w fundacji taka sytuacja byłaby niemożliwa. Ilość skomplikowanych procedur, coroczny, wielostopniowy audyt i konieczność rozliczenia
każdej złotówki z dotacji miałaby to uniemożliwić. Z naszych informacji wynika, że pieniądze mogły znikać z konta fundacji nawet przez 5 lat. Jak to więc możliwe?
Firma, bo właśnie tak o Fundacji mówi się w rozmowach z pracownikami. Firma, w której zarządzie oprócz Moniki Sajkowskiej większość stanowią jej dobrzy znajomi. Prezesem jest dr Irena Kornatowska, która z racji 86 lat i pogarszającego się stanu zdrowia pełni funkcję raczej honorowo. Wiceprezes Sajkowskiej towarzyszy jej brat Łukasz Wojtasik i wieloletnie przyjaciółki Maria Keller-Hamela, a także Marta Skierkowska. Keller-Hamela, Sajkowska i Łukasz Wojtasik są także w zarządzie Stowarzyszenia Galerii Jabłkowskich. w radzie nadzorczej tego stowarzyszenia można znaleźć m.in. żonę Wojtasika, Martę Jabłkowską-Wojtasik. Pytam Monikę Sajkowską o to czy taka struktura nie rodzi podejrzenia o brak kontroli. - Jeśli pan to tak przedstawia, być może to rodzi wątpliwości. Proszę jednak pamiętać, że FDN ma 22 lata. Zaczynaliśmy z jakąś misją pracują w małym kącie. Kiedy w 1993 chciałam zatrudnić psychologa, który znałby się na temacie, niewielu było wtedy ekspertów od krzywdzenia dzieci. Szukałam wśród znajomych. Maria
Heller-Kamela, którą znałam ze studiów była jednym z nielicznych, którzy zajmowali się tematem. Mój brat zaczynał w fundacji od wolontariatu, nosił paczki. Później jako jeden z pierwszych ludzi w Polsce dostrzegł problem krzywdzenia dzieci w internecie. Zdobył dla nas duży grant unijny na projekt, który realizujemy do dziś. Od 15 lat jest jego koordynatorem. Kiedy rok temu odświeżaliśmy zarząd, rada fundacji uznała go za godnego tego, żeby w nim zasiąść. Nie budzi to u mnie żadnych wyrzutów sumienia - mówi Sajkowska.
Rodzinnych powiązań w Fundacji jest zresztą więcej. Syn dyrektor Moniki Sajkowskiej, Piotr, jest na przykład wykonawcą większości filmów zlecanych przez fundację. Zarówno tych wykorzystywanych w kampanii jak i programach edukacyjnych dla dzieci. Rachunki wystawia firma Sajkowskiego Mowwwie.com. - Mój syn prowadzi swoją firmę, jest absolwentem filmówki, ale realizacja filmów jest mu zlecana, bo jego oferty są zdecydowanie konkurencyjne wobec rynkowych stawek. Ile? W tej chwili nie pamiętam - mówi Sajkowska .