ŚwiatZ Jordanii do kraju bez Saddama

Z Jordanii do kraju bez Saddama


Irakijczycy, którzy schronili się w Jordanii
przed Saddamem Husajnem przed wojną albo wyjechali z powodów
ekonomicznych, coraz liczniej wracają do kraju. W stolicy
Jordanii, Ammanie, nie ma też demonstracji poparcia dla Syrii lub
potępienia Ameryki.

Z Jordanii do kraju bez Saddama
Źródło zdjęć: © AFP

21.04.2003 | aktual.: 21.04.2003 15:35

"W piątek po modlitwie na pewno będzie demonstracja" - zarzeka się Ahmed. Wczesnym popołudniem przed meczetem Al- Huseini w Ammanie robi się coraz tłoczniej. Kto nie ma własnego dywanika do modlitwy, ten za drobną opłatą dostaje spłaszczony karton z tektury falistej od człowieka z wózkiem wyładowanym tym towarem. Wierni przestają się mieścić na chodniku, policja zamyka ruch na jezdni. Do modlitwy dołączają także niektórzy sklepikarze pod drugiej stronie ulicy.

"Idę się pomodlić" - mówi Ahmed i znika na kilkanaście minut. Wynurza się z rzedniejącego tłumu. "Demonstracji nie będzie. Pojedziemy w drugie miejsce, tam na pewno będą manifestować" - zapewnia. Zagaduje kilku chłopaków. "To Egipcjanin. Nic nie wie". Pyta następnych. "To Palestyńczycy. Powiedzieli, że naradzali się i zrezygnowali z demonstrowania" - tak przynajmniej przedstawia sprawy tłumacz.

Powojenne uspokojenie nastrojów widać też po tłumku ludzi, wsiadających z bagażami do autobusu. "To Irakijczycy. Jadą po wojnie do kraju" - mówi Ahmed.

Za kilka dni w drogę powrotną wybiera się też Karim Abdul Asel z Nasirii. Jest w Jordanii od roku, wcześniej tułał się w poszukiwaniu pracy po Egipcie i Libii. Jest zmęczony brakiem pracy i ma nadzieję znaleźć zajęcie po powrocie. Z wykształcenia inżynier, specjalista od urządzeń klimatyzacyjnych, pracował w swoim zawodzie w Jordanii, ale z powodu słabego zdrowia nie dawał sobie rady, został przesunięty do prac administracyjnych. Wkrótce stracił zatrudnienie. Uszczerbek na zdrowiu poniósł w latach 80., gdy został ciężko ranny w wojnie z Iranem, i nie dostał żadnej renty ani odszkodowania. "Wtedy zrozumiałem, że rząd jest zdrajcą" - mówi Karim. Reżim skazał też na śmierć jego brata, siostrę i szwagra. "Nastał punkt zerowy, teraz sprawy pójdą lepiej" - wierzy.

Do powrotu szykują się nie tylko ci, którzy będą szukać jakiejkolwiek pracy. Szejk Fassal Ruikan Nardżaz Al-Guud, przywódca plemienia Al-Dalaim wybiera się do kraju, z którego uciekł, gdy - według towarzyszących mu osób - znalazł się na liście wrogów rządu, przewidzianych do likwidacji.

Szejk zaapelował, by kraje arabskie wystąpiły do państw koalicji, "by pozwoliły nam sformować narodowy rząd". "Jesteśmy zdolni utworzyć taki rząd i w ciągu 72 godzin przejąć odpowiedzialność za kraj" - mówił Fassal, który spotkanie z dziennikarzami rozpoczął od odczytania kilku linijek Koranu. Zarazem wyraził przekonanie, że alianci liczą się przy tworzeniu tymczasowych władz z opinią publiczną. "Mamy zaufanie do naszych braci, którzy zadbali, by sprzymierzeni uwzględnili opinię Irakijczyków" - zapewniał.

Fassal wyraził pewność, że Amerykanie i Brytyjczycy przybyli do Iraku, by wyzwolić go od ciemiężcy, a nie wyzyskiwać kraj i po skończeniu działań wojskowych opuszczą Irak. Dziękował wszystkim plemionom, "które zapobiegały chaosowi i sabotażom". (iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)