Z głodówki trafił do szpitala
W nocy z soboty na niedzielę do szpitala trafił jeden z dziesięciorga konduktorów z Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Bytomiu, którzy od czterech dni prowadzą głodówkę w katowickiej siedzibie regionalnego organizatora transportu - Komunikacyjnego Związku Komunalnego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego.
14.08.2005 | aktual.: 14.08.2005 09:42
Protestujący domagają się od szefów KZK GOP gwarancji finansowych dla swojego przedsiębiorstwa, by program pilotażowy, dzięki któremu znaleźli pracę, mógł być kontynuowany co najmniej do jego planowego zakończenia w maju 2006 roku. Konduktorów nie zadowalają ustne zapewnienia, że ich miejsca pracy nie są zagrożone.
Jak dowiedziała się PAP w katowickim szpitalu św. Elżbiety, do którego trafił w nocy jeden z protestujących, jego stan jest dobry, a zdrowiu pacjenta nie grozi niebezpieczeństwo. Lekarze tłumaczą, że jest on szczupły, więc szybko odczuł skutki braku jedzenia; ich zdaniem, mężczyzna tej postury raczej nie powinien podejmować protestu głodowego.
Według informacji Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego, obecnie na 21. piętrze biurowca, gdzie mieści się siedziba KZK GOP, głodówkę prowadzi dziewięć osób, w tym cztery kobiety. Protest rozpoczęło w środę sześcioro konduktorów, w kolejnych dniach dołączyli dalsi.
Prawie 300 konduktorów pracuje w bytomskich autobusach od połowy zeszłego roku na podstawie pilotażowej umowy podpisanej pomiędzy PKM, KZK GOP, Wojewódzkim Urzędem Pracy, Rejonowym Urzędem Pracy w Bytomiu i władzami Bytomia. Zatrudnienie konduktorów było możliwe dzięki dofinansowaniu przez urzędy pracy.
Na przełomie lipca i sierpnia KZK GOP wypowiedział bytomskiemu PKM umowę, na podstawie której zatrudnieni są konduktorzy, bo uznał, że firma ją narusza. Konduktorzy i związkowcy rozpoczęli protest w obronie miejsc pracy. Kilka dni później PKM zobowiązało się do usunięcia nieprawidłowości i przestrzegania umowy, a zarząd KZK GOP cofnął wypowiedzenie, likwidując tym samym groźbę utraty miejsc pracy przez konduktorów.
Protestujący - jak mówili ich przedstawiciele - ucieszyli się z decyzji zarządu, ale nie zakończyli akcji protestacyjnej, czekając na pisemne gwarancje dotyczące zatrudnienia konduktorów oraz jego finansowania.