Z dyktafonem na urzędnika
Dyktafony - takie tradycyjne, ale też te ukryte choćby w telefonach komórkowych - stają się coraz częściej narzędziem walki z wkurzającymi nas urzędnikami - pisze "Metro".
12.04.2006 | aktual.: 12.04.2006 05:52
Stan głębokiej irytacji nieobcy był Jackowi Kamulickiemu, specjaliście z biura rachunkowego niedaleko Warszawy. Do niedawna z braku szybkiego dostępu do Internetu musiał ciągle chodzić na pobliską pocztę. I natknąłem się tam na typowo "socjalistyczną" obsługę - mówi Komulicki. Zwłaszcza taka jedna... pani. A to przerwa na herbatkę w czasie urzędowania, a to poszła po zakupy - opowiada.
Nie wytrzymał, gdy poszedł odebrać przesyłkę na awizo:. Ryknęła, że to chyba normalne, że jak dostałem awizo w czwartek wieczorem, to w piątek rano na poczcie paczki jeszcze nie ma. Zmusiłem się i następnego dnia znów poszedłem na pocztę. Nagrałem babę na komórkę, jak się wyzłośliwia na klientów - opowiada rozmówca "Metra". Potem odtworzył wszystko kierowniczce, która przeprosiła i powiedziała, że wyciągnie konsekwencje.
Rafał Merka, adwokat z Bielska-Białej, od lat walczy za pomocą dyktafonu z sądami. Mam wiele spraw, w których jestem oskarżycielem. W jednej np. chciałem udowodnić, że oskarżony przeze mnie policjant został uniewinniony, bo był kolegą sędziego. Na jednym z moich nagrań słychać, jak mówi mu po imieniu. To był dowód, ale nie wystarczył. - opowiada Merka.
Rekordzistą w tym "fachu" jest pan Jerzy, przedsiębiorca z Bielska-Białej. Używam lepszej klasy dyktafonu, który może działać 20 godzin non stop - informuje na łamach gazety pan Jerzy. Ma kolekcję nagranych sędziów i urzędników - w sumie kilkadziesiąt kaset! Nagrywam ich już od sześciu lat i wszystkim radzę to samo - nawołuje.
Skala zjawiska "nagrywam wszystko, może się przydać" jest nie do oszacowania. Wiadomo tylko, że jest ogromna.
Dziś prawie każdy ma dyktafon w komórce, kamerę w aparacie cyfrowym. Wśród członków Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych przez Organy Władzy Państwowej nagrywanie w urzędach jest normą. Dyktafon jest dla nich bronią w walce z bezprawiem, niekompetencją i chamstwem urzędników. Może jeszcze w nie co drugiej, ale już na oko w co dziesiątej sprawie w takich dziedzinach jak łapówki czy zniesławienie wykorzystywane są prywatne nagrania, często z ukrycia - przyznaje prawnik ze Szczecina w rozmowie z "Metrem".
Są ludzie, którzy rejestrują każdy kontakt z każdym urzędnikiem. Na podstawie wielu takich amatorskich nagrań wszczynane są później postępowania. Często to jedyny dowód - mówi Leszek Goławski z prokuratury w Katowicach.
Jednak taka broń może działać obosiecznie. Co bym zrobił, gdyby petent odtworzył przy mnie, jak mój podwładny go obraża? To mocny dowód, ale i tak domagałbym się konfrontacji, a nie od razu decydował o winie urzędnika. To mogła być prowokacja - zastanawia się Jan Kuszpa, zastępca burmistrza Radzynia Podlaskiego. A w przypadku prowokacji to nagrywający, a nie nagrywany, może w sądzie zająć miejsce oskarżonego - przestrzega "Metro". (PAP)