Wznowiono śledztwo ws. wypadku śmigłowca z Millerem
Po ponad roku Wojskowa Prokuratura Okręgowa
w Warszawie (WPO) wznowiła śledztwo w sprawie katastrofy
śmigłowca, który w 2003 r. rozbił się z ówczesnym premierem
Leszkiem Millerem i 13 innymi osobami na pokładzie.
Poinformował o tym wiceszef WPO ppłk Dariusz Knapczyński. Jak wyjaśnił, prokuratura musiała wiosną 2004 r. zawiesić śledztwo, gdyż czekała na dostarczenie pełnej dokumentacji medycznej obrażeń, jakich doznali uczestnicy wypadku.
Teraz dokumentacja trafi do biegłych, którzy dokonają jej ostatecznej oceny. Od tego, czy uszczerbek na zdrowiu rannych był lekki czy ciężki, zależy ostateczna kwalifikacja prawna czynu zarzucanego pilotowi śmigłowca mjr. Markowi Miłoszowi.
Według Knapczyńskiego, możliwe jest zakończenie śledztwa jeszcze przed wakacjami.
Miłosz jest podejrzany o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa powstania katastrofy oraz o nieumyślne spowodowanie samej katastrofy - za co grozi do 8 lat więzienia. Miłosz przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył obszerne wyjaśnienia; ich treści nie ujawniono.
Według komisji Ministerstwa Obrony Narodowej, która badała przyczynę wypadku, pilot popełnił niezawiniony błąd, gdy wchodząc maszyną w chmury, gdzie było oblodzenie, nie włączył ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silnika. Równocześnie podkreślono, że piloci nie mieli danych wskazujących na możliwość oblodzenia. Właśnie ta niewiedza co do warunków meteorologicznych - zdaniem komisji - usprawiedliwia pilota, który miał "fałszywy obraz pogody".
Śmigłowiec Mi-8 rozbił się po awarii obu silników 4 grudnia 2003 r. w pobliżu Piaseczna pod Warszawą. Tylko brawurowy manewr pilota, który z wyłączonymi silnikami wylądował w lesie, omijając pobliskie domy, nie doprowadził do większej tragedii. Nawet doświadczeni piloci podkreślali opanowanie i klasę mjr. Miłosza. Gdyby jednak kilkanaście minut wcześniej pilot włączył instalację likwidującą oblodzenie, prawdopodobnie nie doszłoby do awarii silników.
Nie komentuję orzeczeń sądów ani prokuratury, mogę tylko powiedzieć, że chętnie będę dalej podróżował z panem majorem Miłoszem. Mam do niego zaufanie. Nigdy nie zapomnę, że uratował mi życie - komentował wówczas zarzut wobec pilota Miller, który w wypadku doznał uszkodzenia dwóch kręgów piersiowych. Premier spędził w szpitalu sześć tygodni z przerwami. W wypadku ucierpieli Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa.