Trwa ładowanie...
26-08-2005 06:45

Wytrzeźwiałka dla maluchów

Letni wieczór we Wrocławiu. W kawiarnianych ogródkach małolaty. Sączą piwko. Jedno, drugie, trzecie. Miesięcznie nawet dziesięcioro dzieci w stanie skrajnego upojenia alkoholowego trafia do Dolnośląskiego Centrum Pediatrycznego.

Wytrzeźwiałka dla maluchów
d39dtbv
d39dtbv

Z reguły są nieprzytomne, często wychłodzone, niektóre bardzo agresywne – opowiada Anna Sokół-Ossowiecz, ordynator Oddziału Nefrologii i Ostrych Zatruć, Dolnośląskiego Centrum Pediatrycznego. – Czasem, żeby podać kroplówkę, dzieciaka muszą trzymać dwie pielęgniarki, lekarz i sanitariusze z izby przyjęć, tak się wyrywa i szarpie. Niektóre zapinać trzeba w pasy, żeby nie zrobiły sobie krzywdy. Kiedyś trafił na oddział siedemnastolatek. Biegał nagi po oddziale i awanturował się. Udało się go spacyfikować dopiero, kiedy wezwaliśmy policję.

– Najczęściej znajdują ich na przystankach autobusowych, w parkach, leżących gdzieś pod krzakiem, przypadkowi przechodnie – mówi ordynator. – Wzywają pogotowie, a to przywozi ich do nas, na odtrucie. Z obserwacji pani ordynator wynika, że problem z pijaństwem wśród dzieci jest coraz większy. – Najmłodsze piją za namową kolegów – mówi Aleksandra Jakubczyk, psycholog dziecięcy w Dolnośląskim Centrum Pediatrycznym. – Pierwszy raz z ciekawości. Powyżej czternastego roku życia piwo jest już na porządku dziennym, stało się normą. Poza tym, dziś w sklepach niemal każdy kupi małolatowi piwo. Podobnego zdania są również policjanci.

Ryszard Zaremba, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu uważa, że modne stały się wśród młodych ludzi alkohole wysokoprocentowe. Bardziej się opłacają. Za w miarę przyzwoite wino trzeba zapłacić 12 złotych, a za kilka złotych więcej można kupić w hipermarkecie butelkę wódki. Łatwiej się tym upić. – Teraz jest trendy iść na imprezę urodzinową czy imieninową z butelką żubrówki – mówi rzecznik.

Porzucą kolegę pod płotem Dr Anna Sokół-Ossowicz: – Najgorsze jest to, że choć małolaty razem piją, kiedy któryś traci przytomność, koledzy zostawiaja go tam, gdzie upadł. Pod krzakiem, na ulicy, w parku, na przystanku autobusowym. Jeśli akurat jest lato, to dziecku, powiedzmy, nic nie grozi. Zimą, w najlepszym wypadku taka „przygoda” kończy się zwykłym wyziębieniem organizmu. Często jednak jest to zapalenie płuc albo zapalenie dróg moczowych. Kiedy dojdą do siebie, trzeba ich leczyć na innych oddziałach.

d39dtbv

– Część z nich budzi się i nie bardzo wie, gdzie się schować ze wstydu, tych lubimy. Bo jest szansa, że do nas nie wrócą – dodaje. – Inni, bez żadnych oporów czy skrupułów, kiedy tylko wytrzeźwieją na tyle, by zachować równowagę, wypinają kroplówki i uciekają, często z wenflonem w żyle. Z tymi zwykle spotykamy się znowu. Według Aleksandry Jakubczyk rodzice reagują różnie. Od pełnego zrozumienia – no upił się, bo miał problem – poprzez pełne przyzwolenie – no trudno, nie jest to w porządku, ale lepiej, żeby się upił, niż naćpał.

Często rodzice, zwłaszcza ci z tzw. dobrych domów, nie dowierzają „to jakaś pomyłka, na pewno nie chodzi o moje dziecko”. Anna Sokół-Ossowicz: – Najczęściej pytają, czy o pijaństwie dziecka zawiadomiliśmy szkołę? – Wielokrotnych gości rozpoznajemy – mówi Anna Bolek, pielęgniarka oddziałowa. – często z daleka nam machają na powitanie. Dla niej najgorsze jest to, że dzieciaki nie mają poczucia, że zrobiły coś złego. Rodzice płaczą. Wykrzykują: „moje dziecko, moje biedne dziecko”, a smarkacz – żadnej skruchy. Lekarze dodają, że często sami rodzice przywożą dziecko, bo zauważyli, że dzieje się z nim coś niedobrego. Dopiero w szpitalu okazuje się, że pociecha po prostu się upiła. – Od dzieci nie zawsze czuć alkohol. Po prostu taka przemiana materii – dodają.

Rodzice odsuwają problem Strażnicy miejscy w ubiegłym roku znaleźli nieco ponad 150 małolatów, którzy upili się gdzieś w mieście. – Najczęściej, jeśli są przytomni, odwozimy ich do rodziców bądź prawnych opiekunów – opowiada Dagmara Samul-Turek, rzeczniczka wrocławskiej Straży Miejskiej. – Kiedy są nieprzytomni wzywamy pogotowie. Anna Sokół-Ossowicz pokazuje schody izby przyjęć: – Tędy wnoszą ich sanitariusze, ale dalej musimy sobie radzić sami. Na nocnych dyżurach są z reguły dwie pielęgniarki. Dziecko trzeba rozebrać, umyć, często dwa, trzy razy. Zrobić płukanie żołądka. Sprawdzić, co jeszcze się dzieje. Okazuje się przeważnie, że to nie tylko alkohol, ale także leki i narkotyki. Później kroplówkami przepłukująemy organizm z toksyn. Przyjeżdżają rodzice i zabierają dzieci, najczęściej na własne żądanie, do domów i sprawa się kończy.

Zaledwie 15 proc. z nich zgadza się na terapię psychologiczną. Zdaniem pani ordynator, nie ma wątpliwości: wśród tych dzieci muszą być nałogowi alkoholicy. – Jeśli trafia do nas trzynastolatka, ma we krwi 3,7 promila alkoholu i przeżyła, oznacza to, że nie był to jej pierwszy raz – dodaje. Rekordzista na oddziale miał 4,1 promila alkoholu we krwi. Według niej dzieci są bardzo podatne na uzależnienia psychicznie i fizycznie. Delikatny, wciąż rozwijający się organizm bardzo szybko wpada w nałóg. A rodzice odsuwają od siebie problem.

d39dtbv

Według Łucji Majewskiej, pielęgniarki zabiegowej na oddziale, pijanych dzieci jest coraz więcej. – Często nawet kilkoro trafia do nas w ciągu jednej nocy – mówi. – Czasami zdarza się wesoły autobus. Klasa wraca z wycieczki prosto na odtrucie – dodaje. Dla lekarzy z Dolnośląskiego Centrum Pediatrycznego najgorsze jest również to, że nie tylko we Wrocławiu, ale i w Polsce, panuje powszechne przyzwolenie na alkohol wśród młodzieży. Klej, narkotyki, tabletki – to dla ogółu społeczeństwa jest problem. A wódka? Dziecko się napiło, wytrzeźwieje, będzie je bolała głowa. Więcej tego nie zrobi. Tymczasem rzeczywistość bywa zupełnie inna. Na odtrucie trafiają coraz młodsze dzieci. – z drugiej, trzeciej klasy szkoły podstawowej. •

Przemysław Żyła

d39dtbv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d39dtbv
Więcej tematów