PolskaWysypisko w mieszkaniu

Wysypisko w mieszkaniu


Dwie pełne naczepy śmieci wywieziono wczoraj z mieszkania w wieżowcu na gdańskim Przymorzu. Jego lokatorka, właścicielka gromadki psów, nie sprzątała po sobie ani po swoich podopiecznych od kilku lat.

Wysypisko w mieszkaniu

30.03.2006 | aktual.: 30.03.2006 08:58

Mieszkańcy bloku przy ul. Lęborskiej twierdzą, że problem nieprawdopodobnego odoru wydobywającego się z jednego z lokali na parterze zgłaszali wielokrotnie zarządcy budynku, Spółdzielni Mieszkaniowej "Kolejarz". Wczoraj doczekali się zdecydowanej reakcji. W asyście policji do mieszkania weszła ekipa sprzątająca. - Nie dziwię się sąsiadom, ale po ciężkich przeżyciach nie byłam w stanie wziąć się w garść - mówi właścicielka zapuszczonego lokum, 65-letnia Ryszarda P. - Teraz może będzie mi łatwiej. Wielkie porządki trwały cały dzień i będą kontynuowane dziś. Kosztami zostanie obciążona pani Ryszarda.

Wczoraj przymusowo opróżniono z kilku ton śmieci mieszkanie w bloku na gdańskim Przymorzu. Dziś ekipa sprzątająca wyszoruje je i odkazi. Lokatorka zapewnia, że teraz już zadba o porządek. Smród czuć kilkadziesiąt metrów przed blokiem. Obok klatki traktor z dwiema przyczepami - jedna niemal pełna. Szczątki mebli, przegniłe poduszki, kołdry, ubrania, szmaty i mnóstwo rzeczy, które trudno nawet zidentyfikować. Trawnik usłany papierami, szczątkami sprzętów. Pod otwartym balkonem na parterze krzątają się mężczyźni w maskach, podobnych do lekarskich, zasłaniających usta i twarz. Po chwili z balkonu wychyla się kolejny, podając kolegom jakieś pordzewiałe urządzenie. Jego maska wygląda bardziej profesjonalnie, najwyraźniej wyposażona jest w filtr powietrza.

Pytam, czy mogę wejść do środka? Odór szczypie w oczy - Jeśli nie zamierza pani jeść przez najbliższych kilka dni, to pewnie - żartuje jeden z pracujących przed blokiem. - Właścicielka jest w środku. Na zewnętrznej stronie drzwi wejściowych ktoś napisał czarnym flamastrem "Chlew" i niżej "Posprzątaj ten chlew". Otwiera mi pan w profesjonalnej masce. Przez chwilę z trudem powstrzymuję mdłości. Odór jest tak intensywny, że drapie mnie w gardle i szczypią oczy. Słodkawy, wielokrotnie spotęgowany zapach, jaki czułam nieraz mijając kogoś bezdomnego. Chcę uciec. Stojąca w drzwiach do pokoju właścicielka też nie ma ochoty na wizytę. Ubrana na czarno, starsza, tęgawa pani o miłej twarzy. Prosi, żeby dać jej spokój. Po chwili zgadza się jednak, bym weszła.

- Nie mam dzieci, a wszyscy z mojej najbliższej rodziny odeszli. Nie mogłam się pozbierać - tłumaczy Ryszarda P. - Zostałam przymuszona do tego sprzątania, ale to dobrze. Teraz może będzie mi łatwiej jakoś utrzymać porządek. Przez kilka minut opowiada, że nie zawsze tak było. Z wykształcenia jest architektem. Zanim umarł mąż, a ona pracowała w biurze projektowym, żyli jak każda rodzina. Teraz jest na emeryturze. Wystarcza jej, z czynszem nie zalega. Mieszkanie zostało w większej części opróżnione. Nie ma łóżka, stołu. W pokojach puste regały po książkach. Musiały ich być setki. Obok może z dziesięć niebieskich worków, wypełnionych tym co nie trafi na wysypisko.

Niewiele, w porównaniu z zawartością przyczep. Sterta śmieci leży jeszcze w przedpokoju i w łazience. Trudno stwierdzić, co to jest. Na podłodze kilkucentymetrowy osad, trochę przypomina kompost. Chyba przegniła mieszanka zwierzęcych odchodów i wszechobecnych śmieci. - Ta pani opiekuje się kilkoma psami. Rodziły tam szczenięta i prawdopodobnie załatwiały się w mieszkaniu, a ona nie sprzątała - twierdzi jeden z mieszkających obok lokatorów. Nie zgadza się na publikację nazwiska. - To miła i spokojna osoba, gdyby chciała o siebie zadbać, byłaby wymarzoną sąsiadką.

Beata Krzemińska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)