Wysokie podbicie
Polski szewc może jest bosy, zaciska pasa, obcina marże, ale za to w jego butach chodzi już cała Europa.
Diabeł tkwi w szczegółach, a dokładniej - w podbiciu. Wysoko sklepione stopy Polaków, Niemców czy Skandynawów wymuszają na projektantach większą dyscyplinę niż płaskie i smukłe stopy południowców, dobrze znoszące najbardziej szalone pomysły speców od designu. Zanim na bazie butów przywiezionych z Mediolanu powstaną ich polskie odpowiedniki, projektanci muszą długo główkować, jak zachować piękno oryginału, nie tracąc na komforcie.
- Dobrym butom wciąż bliżej do rzemiosła niż taśmowej produkcji - zapewnia Wiesław Wojas, właściciel nowotarskiej firmy obuwniczej noszącej jego nazwisko.
Gdy w latach 70. młody Wojas zarabiał na wakacje, zszywając zelówki w zakładzie szewskim ojca, nie przeczuwał, że trzy dekady później będzie największym polskim producentem obuwia: obroty jego firmy przekroczyły w ubiegłym roku 48 mln zł. Tak jak nikt wówczas nie podejrzewał, że nasz przemysł obuwniczy, powstały w latach 90. niczym feniks z popiołów peerelowskiej tandety, zawojuje Europę butami wysokiej jakości i po atrakcyjnej cenie.
Dziś nasze firmy produkują ok. 45 mln par butów, co daje nam czwarte miejsce w Europie po Włoszech, Portugalii i Hiszpanii. Zakłady Wojasa opuszcza ponad 700 tysięcy par rocznie, z czego 40% trafia na eksport. Kunszt mistrzów szewskich z Podhala docenili nawet specjaliści ze znanej i wymagającej perfekcyjnego wykonania firmy Dr Martens, podpisując z Wojasem kontrakt na szycie słynnych butów.
I nie jest to branżowy ewenement. Polskie buty produkowane przez takie firmy, jak BUT-S, Lesta, Badura, Krisbut, Gino Rossi, Nord, Bartek czy Ryłko wyrobiły sobie świetną opinię nie tylko w kraju, ale i za granicą. Wiele z nich ma już w świecie własne sieci sklepów.