Polska"Wyśmiano mnie, że mam świńską grypę"

"Wyśmiano mnie, że mam świńską grypę"

Miałeś objawy grypy, ale nikt nie zwrócił na Ciebie uwagi? A lekarz nawet nie brał pod uwagę tego, że mógł to być kolejny przypadek zarażenia wirusem A/H1N1? Nie jesteś sam. Pomimo tego, że jesteśmy stale informowani o nowej grypie, nie wszyscy lekarze z właściwą ostrożnością obchodzą się z chorymi pacjentami. "Wyśmiano mnie, że mam świńską grypę", "moją mamę potraktowano jak symulantkę", "rząd z premierem na czele łamie prawa obywatelskie" - piszą do nas o swoich doświadczeniach Internauci.

"Wyśmiano mnie, że mam świńską grypę"
Źródło zdjęć: © AFP

01.12.2009 | aktual.: 01.12.2009 08:14

Marcin Grabowski:

W czwartek 26 listopada 2009r. udałem się o godzinie 17 z objawami grypowymi do przychodni w 110 Szpitalu Wojskowym mieszczącym się przy ul. Komeńskiego w Elblągu. Pielęgniarka w recepcji stwierdziła, że nie ma już numerków, ale mogę zapytać lekarza czy mnie przyjmie. Jedyny lekarz rodzinny, jaki przyjmował w przychodni stwierdził, że mnie nie przyjmie dzisiaj, bo wszystkie numerki rozdane, a po godzinach nie zamierza siedzieć. Z grypą radź sobie sam albo umieraj. Nikogo to nie obchodzi, a służbę zdrowia, jak się okazuje, najmniej - oto mój wniosek.

Piotr:

Nie wiem jak wyglądają objawy nowej grypy, ale lekarz potraktował moją mamę lekarz jak symulantkę. Pięć dni wcześniej było u niej pogotowie z powodu 40 stopniowej gorączki i niskiego ciśnienia. Mama ma już 74 lata i leczy się na nadciśnienie, cukrzycę i jest po przebytym zawale tzw. przechodzonym. Lekarz z pogotowia przypisał mamie zastrzyki i tabletki na pięć dni, po czym kazał się zgłosić do lekarza pierwszego kontaktu.

Gdy mama poszła do lekarza, żeby ją przebadał i wypisał resztę zastrzyków, aby można było zakończyć leczenie, to dowiedziała się, że jest zdrowa. Zdaniem lekarza niepotrzebnie wzywano pogotowie, bo w tym czasie mogło być potrzebne komu innemu i na dodatek zabiera przepracowanemu lekarzowi cenny czas. Po tej wizycie za parę dni poszła do cukrzyka,który zwrócił mamie uwagę, że powinna udać się do swojego lekarza, bo ma szmery w płucach i powinna się wyleczyć.

Chciałbym wiedzieć czy takie traktowanie, zwłaszcza starszej osoby i w czasie, gdy występuje epidemia dość groźnej choroby, to standard wśród lekarzy czy po prostu chamstwo?

Katarzyna:

Jestem lekarzem w jednym ze szpitali powiatowych w województwie mazowieckim. Ponad dziesięć dni temu w czasie dyżuru przyjęłam pacjenta z objawami zapalenia oskrzeli, z wywiadem grypopodobnym. Miałam z nim bezpośredni kontakt (badanie przedmiotowe, wywiad, itp). Pacjent został przeze mnie odizolowany. Podczas raportu i obchodu nasz ordynator nie brał w ogóle pod uwagę faktu, że może to być przypadek świńskiej grypy. Tylko lekarz prowadząca pobrała wymazy na obecność wirusa. Po 72 godzinach od kontaktu z chorym pacjentem podobne objawy wystąpiły i u mnie, ale ponieważ jestem na kontrakcie, mając tego dnia kolejny dyżur pozostałam chora pracy. Gdy miałam kaszel moi współpracownicy śmiali się ze mnie, że "mam świńską grypę". Na drugi dzień objawy się rozwinęły - miałam gorączkę, kaszel, bóle mięśniowe, itp. Po kilku dniach okazało się, że pacjent miał wirusa A/H1N1. W związku z tym wezwano mnie na badania. Dzisiaj otrzymałam wynik - oczywiście dodatni. W międzyczasie rozchorował się mój syn, a i reszta rodziny
nie czuje się najlepiej.

Czy nie można było zaszczepić pracowników służby zdrowia? Kto mi teraz zapłaci za dni choroby (mam kontrakt)? Nikt ze szpitala nie zainteresował się moim stanem zdrowia (chodzi mi o wyżej postawione osoby)? Mój szwagier mieszkający w Niemczech był szczepiony bezpłatnie wraz z żoną. Czy u nas zawsze wszystko musi być na odwrót?

Joanna Dąbrowska:

Moje dzieci ostatnio chorowały - miały bardzo wysoką temperaturę, katar i kaszel. Z synem byłam dwukrotnie na pogotowiu i raz u lekarza rodzinnego, który stwierdził infekcję wirusową. Dwa dni później syn miał już zapalenie oskrzeli. Czy nie można było temu zapobiec temu? Lekarze zupełnie ignorują pacjentów. Z córką było podobnie, ale skończyło się na chorym gardle. Antybiotyk dostała dopiero przy drugiej wizycie, a ma dopiero 5,5 miesiąca.

Dzieci powinny być pod bacznym nadzorem opieki medycznej. Nasza służba zdrowia okazuje się kompletnie nieprzygotowana. Jeśli wirus będzie się rozprzestrzeniał, to może być tylko gorzej!

Romuald Szafranowski:

Jestem dyrektorem niewielkiej firmy projektowej. Wszyscy pracownicy to ludzie z wyższym wykształceniem. Już ponad połowa choruje na grypę. Dwie już wróciły po chorobie do pracy. Problem polega na tym, że żaden z nich nie był badany na rodzaj grypy. Stąd można wnioskować, że ilość chorych na świńską grypę może być o wiele większa, niż podaje służba zdrowia. Nikt tego na dobrą sprawę nie bada i nie wie. A szczepionek nadal brak. Rząd z premierem na czele łamie prawa obywatelskie.

Marta:

Lekarze z Rzeszowa rzeczywiście robią sobie jaja z A/H1N1. W ubiegły poniedziałek moja 5-letnia córka miała 39,8 stopni gorączki. Gdy udałam się do lekarza pediatry o godzinie 17 ta warknęła na mnie, że dziecka nie przyjmie, bo zbyt późno wróci do domu. Na pogotowiu osłuchał ją lekarz frustrat i dał skierowanie na izbę przyjęć. Tam młoda lekarka szydziła z mojej prośby o testy wykluczające wirusa. Wezwała drugiego pediatrę, który nie umiał wypowiedzieć skrótu A/H1N1. Na podstawie zdjęcia rentgenowskiego okazało się, że moje dziecko ma zapalenie płuc. Lekarze stwierdzili, że tak radosne i wesołe dziecko poradzi sobie z chorobą, pozostając w domu.

Dostałam receptę na antybiotyk i pożegnano mnie szyderczymi tekstami na temat "przewrażliwionej matki". Lekarze mają gdzieś zmartwienia matek. Przynajmniej Ci, których spotkałam w rzeszowskim szpitalu.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)