Trwa ładowanie...
d3o3bcr
26-09-2005 06:44

Wyścig świata

"Głosowanie to instrument i symbol władzy wolnego człowieka, dzięki któremu robi on z siebie głupca, a ze swojego kraju ruinę" - zażartował kiedyś amerykański pisarz i satyryk Ambrose Gwinnet Bierce. Większość Polaków w ostatnich latach robiła z siebie głupców, a z kraju ruinę. Tak jak niegdyś Nowozelandczycy, którzy dopuścili do władzy nieudolnych polityków. Szybki rozwój polskiej gospodarki po upadku komunizmu został wyhamowany od połowy lat 90. przez tchórzy, nieudaczników lub wprost złodziei, którym co cztery lata powierzaliśmy władzę. Z państwa wprowadzającego odważne reformy i poprawiającego byt obywateli Polska przeistoczyła się w państwo śpiocha. Cywilizacyjny Indeks "Wprost" (CIW), który mierzy poziom rozwoju gospodarczego i zamożności oraz jakości życia obywateli, pokazuje, za jakich rządów Polska była na fali, a za jakich dryfowała.

d3o3bcr
d3o3bcr

Dowodzi też, że od rządów jednak wiele zależy. Podczas gdy my spaliśmy (w latach 1995-2004 Polska w CIW zyskała zaledwie 0,7 pkt), dynamicznie rozwijały się takie kraje, jak: Urugwaj (przyrost o 10,5 pkt), Hiszpania (przyrost o 11,3 pkt), Bułgaria (przyrost o 10,3 pkt), Estonia (przyrost o 7,9 pkt) czy Węgry (przyrost o 7,4 pkt). I nie ma się co porównywać do krajów wysoko rozwiniętych, gdzie wzrost CIW jest niewielki (Wielka Brytania - przyrost o 0,7 pkt - czy Japonia - spadek o 1,5 pkt), bo od nich dzieli nas ogromny cywilizacyjny dystans.

CIW dowodzi, że rację ma większość Polaków uważających (w sierpniowym badaniu CBOS), że Polska nie rozwija się dobrze. Znamienne, że przeciwnego zdania jest - podobnie jak 10 lat temu - tylko czwarta część badanych. Z Cywilizacyjnego Indeksu "Wprost" jasno wynika, że Polska jest obecnie mniej więcej tam, gdzie była w 1995 r. Czy wyborcze zwycięstwo Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości sprawi, że Polska będzie się rozwijać równie dynamicznie jak Hiszpania czy Estonia? Czy nowy rząd zakończy dekadę marazmu, rosnącego fiskalizmu i braku perspektyw mierzonego ponad dwoma milionami Polaków pracujących za granicą? Z deklaracji Donalda Tuska, Jana Rokity oraz Lecha i Jarosława Kaczyńskich wynika, że bliżej im do kwitnącej Nowej Zelandii epoki reformatora Lange'a i jego następców niż do zacofanej Nowej Zelandii z epoki populisty Muldoona.

Nowozelandzki patent

Co można zrobić z państwem, które zajmuje dwie wyspy na końcu świata, ma mniej mieszkańców niż Śląsk, 50 mln owiec i żadnych cennych złóż? Robert Muldoon, premier Nowej Zelandii w latach 70., uznał, że nic, więc skupił się na utrzymaniu status quo - państwa opiekuńczego. Gdy znaczona rosnącą inflacją, bezrobociem i dziurawym budżetem rzeczywistość nie chciała się dopasować do jego planu, konserwatysta (sic!) Muldoon usiłował kontrolować wysokość cen, pensji, inicjował bezsensowne projekty robót publicznych. Mimo to wybrano go na następne dwie kadencje. Dopiero gdy Nowa Zelandia stoczyła się do poziomu najbiedniejszego z tzw. zachodnich państw, jej obywatele odważyli się powierzyć władzę reformatorom. W 1984 r. rząd Davida Lange'a wprowadził "kiwi-reformy" autorstwa ministra finansów Rogera Douglasa, które całkowicie odmieniły kraj. Zniesiono subsydia dla rolników, ograniczono pomoc społeczną, sprywatyzowano państwowe zakłady, obniżono i uproszczono podatki. Dziś Nowa Zelandia jest uznawana za najlepsze na
świecie miejsce do prowadzenia biznesu i jedno z najlepszych do życia. Nic dziwnego, że przoduje w Cywilizacyjnym Indeksie "Wprost".

Wielki światowy wyścig

Około 30-40 proc. Polaków deklarowało, że nie weźmie udziału w niedzielnych wyborach, czyli nie przyłoży się do powtórzenia nad Wisłą nowozelandzkiego, jakże udanego eksperymentu. Dlaczego? Bo ostatnie rządy SLD, a wcześniej AWS sprawiły, że Polacy stracili zaufanie do państwa, polityków, stracili wiarę w to, że ich głos coś znaczy. Cywilizacyjny Indeks "Wprost" dowodzi tymczasem, że głosując, współdecydujemy, czy będziemy pędzić do przodu jak Nowozelandczycy, Australijczycy, Irlandczycy, Chilijczycy, Estończycy bądź Słowacy, czy tylko dreptać - jak Rumuni, Turcy bądź Wenezuelczycy. W wyborach nie chodzi tylko o polską politykę, a wręcz o nią chodzi najmniej. Wybór rządu i prezydenta to swoista selekcja trenerów, którzy przygotują nas do zaciętej rywalizacji z najlepszymi na świecie.

d3o3bcr

Słowacy w 1998 r. uznali, że mają dość równości w biedzie, gwarantowanej przez populistę Vladimira MecŃiara. Koalicja pod wodzą premiera Mikulaąa Dzurindy, która zdobyła władzę, wprowadziła m.in. podatek liniowy (19 proc. PIT, CIT i VAT), zlikwidowała zasiłek rodzinny (zastąpiony bardziej celową i efektywną pomocą), umożliwiła obywatelom lokowanie składek emerytalnych w prywatnych funduszach, przyciągnęła warte setki milionów euro zagraniczne inwestycje (jak fabryki Toyoty lub PSA). Wzrost gospodarczy sięga tam obecnie 4,5 proc., a Słowacja w rankingu najlepszych miejsc dla biznesu na świecie, opracowanym przez Bank Światowy, wyprzedza nas niemal o 20 miejsc. W najbliższych latach znajdzie to na pewno odbicie w Cywilizacyjnym Indeksie "Wprost". W Polsce, gdzie pracy (dodajmy, legalnej) nie ma prawie jedna piąta dorosłych obywateli, powinno się pokazywać słowackie reformy wicepremiera Ivana Mikloąa, bo zmniejszyły one bezrobocie z 19,2 proc. do 12,7 proc.!

Krzysztof Trębski,
Michał Zieliński

d3o3bcr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3o3bcr
Więcej tematów