Wyrzuciła noworodka na śmietnik
Przed sądem Okręgowym Warszawa-Praga rozpoczął się proces 27-letniej Anny G., która 19 stycznia br. wyniosła swoje nowonarodzone dziecko na śmietnik. Oskarżona, której grozi kara dożywocia za usiłowanie zabójstwa, przyznała się do winy.
10.11.2006 | aktual.: 10.11.2006 16:48
19 stycznia na warszawskim Targówku mężczyzna wyrzucający śmieci usłyszał płacz dziecka. Zaczął odgarniać odpadki i znalazł torbę, a w niej zawinięte w pieluchę dziecko. Dziewczynka przeżyła, trafiła do domu dziecka.
Podczas rozprawy Anna G. powiedziała, że nie wie, dlaczego zaniosła dziecko do śmietnika. Tłumaczyła, że chciała, aby ktoś je znalazł i zaopiekował się nim.
Dopiero potem zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam, ale wtedy przy śmietniku była już policja - powiedziała Anna G., która płakała przez cały czas rozprawy. Nie boję się kary. Gdyby była kara śmierci, sama bym się wpisała na tę listę - powiedziała.
Dziecko wyrzucone na śmietnik, zawinięte w pieluchę i kocyk, było włożone do dwóch toreb. 19 stycznia br. około godz. 18.30-18.45, gdy kobieta porzuciła noworodka na śmietniku przed swoim domem, było 14 stopni mrozu.
Anna G. urodziła zdrowie dziecko 16 stycznia, a ze szpitala została wpisana 19 stycznia po południu. Jak wynika z zeznań świadka Agnieszki Pawłowskiej, która mieszkała razem z Anną G. w wynajmowanym przez kobiety mieszkaniu na Targówku, Anna G. poinformowała ją SMS-em, że dziecko zmarło w szpitalu.
Anna G. po wyrzuceniu dziecka spaliła dokumenty dziewczynki, które otrzymała przy wyjściu ze szpitala.
Gdy lekarze zbadali dziecko, było wyziębione. Temperatura ciała wynosiła 35,6 stopnia - powinna być 37,0. Zdaniem Agnieszki Niewczas, lekarza ze szpitala na Niekłańskiej, gdzie trafiła porzucona dziewczynka, dziecko - gdyby go nie znaleziono - mogło utrzymać się jeszcze przy życiu przez maksymalnie pół godziny.
Biegły psycholog stwierdził, że Anna G. jest sprawna intelektualnie, natomiast występują u niej zaburzenia osobowości.
Biegli psychiatrzy nie stwierdzili u Anny G. choroby psychicznej i działania w stresie poporodowym. Ewentualne dzieciobójczynie w okresie poporodowym lub pod jego wpływem działają w ciągu kilkudziesięciu minut. Działają chaotycznie, nigdy nie zacierają śladów. Tu były przygotowania - wyjaśnił biegły psychiatra Marek Mokosa.