Wyrzucił z okna noworodka - prosi o uniewinnienie
25 lat więzienia i kary ośmiu lat pozbawienia praw publicznych zażądał prokurator dla Zbigniewa W., oskarżonego o wyrzucenie noworodka przez okno jednej z kamienic na warszawskiej Pradze. Wyrok ma zostać ogłoszony w najbliższy poniedziałek. Oskarżony przyznał się do winy. Twierdzi, że żałuje tego, co się stało. Jego obrońca wnosi o uniewinnienie.
18.01.2010 | aktual.: 18.01.2010 14:40
Do zdarzenia doszło w lipcu 2008 r. Oskarżony, będąc pod wpływem alkoholu, wyrzucił z drugiego piętra na chodnik noworodka, którego nieco wcześniej urodziła jego żona. Dziecko zmarło w szpitalu.
Zbigniew W. przyznał się do winy. W toczącym się procesie mężczyzna skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania. We wcześniejszych zeznaniach twierdził, że nie wiedział, iż wyrzuca dziecko. Wspominał, że zdenerwował się, gdy zobaczył, że żona "ma coś między nogami"; myślał, że jest to kot.
W mowie końcowej prokurator powiedział, że zgromadzony materiał dowodowy pozwala podważyć linię obrony oskarżonego. Podkreślił, że z zeznań świadków jednoznacznie wynika, że W. nie chciał tego dziecka, nie interesował się nim i kwestionował swoje ojcostwo. Nigdy też nie był z żoną u lekarza. Przekonywał również, że w chwili popełnienia przestępstwa oskarżony nie był tak pijany, jak zeznawał, bowiem zaraz po wyrzuceniu dziecka zamknął okno, a w mieszkaniu zacierał ślady porodu.
Zdaniem prokuratury, w chwili zatrzymania oskarżony celowo udawał, że śpi, aby umniejszyć w ten sposób swoją winę i zrzucić wszystko na karb upojenia alkoholowego. Z zeznań policjantów, którzy byli na miejscu zdarzenia wynika, że widzieli oni przemieszczający się w mieszkaniu cień. Zdaniem prokuratora mógł to być wyłącznie oskarżony, bowiem pozostałe osoby przebywające w mieszkaniu - matka i babka dziecka - były nietrzeźwe i spały.
Prokurator zaznaczył, że dziecko urodziło się zdrowe i miało szanse na normalne życie, bo matka nosiła się z zamiarem oddania go do adopcji.
Obrońca wskazywał jednak, że w trakcie dochodzenia nie udowodniono jednoznacznie, kto wyrzucił noworodka z II piętra na chodnik. Podkreślił, że matka dziecka skorzystała z prawa odmowy składania zeznań, a jego babka już nie żyje. Zaznaczył również, że nie był w stanie nawiązać kontaktu z oskarżonym i nie wie, co on naprawdę myśli.
Mecenas Paweł Wasylkowski zwrócił również uwagę, że biegły psycholog uznał w swojej opinii, że W. jest na pograniczu upośledzenia umysłowego. Biegli psychiatrzy zaś wskazywali, że ma on ograniczone zaburzenia osobowości oraz zespół uzależnienia od alkoholu z cechami psychodegeneracji; zaznaczyli też w swojej opinii, że u osób w ciągach alkoholowych mogą występować omamy.
Obrońca podkreślił, że rozpatrując tę sprawę należy wziąć pod uwagę także środowisko, w którym żyła rodzina W., a które - w jego ocenie - banalizuje zło. Podkreślił także, że wszyscy z otoczenia oskarżonego nadużywali alkoholu.
Obrona wniosła o uniewinnienie, a w przypadku, gdyby sąd nie podzielił jej wątpliwości - o możliwie najłagodniejszy wymiar kary. O łagodną karę prosił w poniedziałek także W., który powiedział, że jest chory i żałuje tego, co się stało.