Wyroki na lewicę
Czeka nas krojenie pleców scyzorykiem i gangrena, jeżeli lewica nie będzie potrafiła samej siebie ukarać za aferę Rywina - mówi szef sejmowej komisji śledczej, wicemarszałek Sejmu, profesor Tomasz Nałęcz.
26.06.2003 | aktual.: 26.06.2003 13:56
Piotr Najsztub: Panie profesorze, nie czas już skończyć z rolą lekko ironicznego, przerysowanie sprawiedliwego przewodniczącego komisji?
Tomasz Nałęcz: Nie mogę się zgodzić z tym opisem.
Piotr Najsztub: Zauważyłem, że w pewnych momentach przesłuchań dobrze się pan bawi, co nie jest niczym złym w pracy, jednak czy nie ma pan ochoty wykonać jakiejś wolty i stać się surowym śledczym? Wziąć na siebie ciężar dochodzenia do prawdy? Na razie pozwala pan Rokicie, Ziobrze sztyletować, a sam nie bierze w tym udziału.
Tomasz Nałęcz: Rzeczywiście, od paru tygodni dość radykalnie zmniejszyłem ilość zadawanych pytań. Jednak nie podzielam zarzutu, że w ogóle zrezygnowałem z roli dociekliwego członka komisji. Może sobie pochlebiam, ale wydaje mi się, że miałem najbardziej dociekliwe pytania do Roberta Kwiatkowskiego.
Piotr Najsztub: To było wiele tygodni temu, ostatnio pan zamilkł.
Tomasz Nałęcz: Zmieniłem sposób zachowania, ponieważ dużo siły kosztuje mnie przewodniczenie komisji, w której narastają emocje i napięcie. To wywołuje u mnie coraz większy stres. Najlepszym na to dowodem są chyba moje ręce. Mam jakieś kłopoty ze skórą, a dermatolog mówi, że to alergia na tle nerwowym. Poza tym nabrałem dystansu do tej licytacji, która się toczy w komisji: kto jest najlepszym śledczym. Ponadto od pewnego czasu uważam, że powinniśmy szybko kończyć.
Piotr Najsztub: Dlaczego? Bo się publika nudzi?
Tomasz Nałęcz: Nie, w wyjaśnianiu sprawy Rywina wzgląd na publikę powinien być drugorzędny.
Piotr Najsztub: Bo zbliżacie się do prawdy?
Tomasz Nałęcz: Nie, ponieważ te przeciągające się przesłuchania już niewiele wnoszą. Świadomie też zrezygnowałem z tego, że przewodniczący pyta pierwszy. No, bo jak przewodniczący pyta pierwszy i jest dociekliwy, to konsumujemy najciekawsze pytania. To rodzi napięcie.
Piotr Najsztub: Upieram się jednak, że przyjął pan rolę psychologa zakładowego komisji śledczej.
Tomasz Nałęcz: Może bardziej pedagoga. W końcu jestem nauczycielem. To jest moim zdaniem odpowiednia rola. Im bliżej finału, tym emocji jest więcej, tym więcej jest zachowań politycznych. Nasze pierwsze posiedzenia, bez świadków, były bardzo przesycone polityką, deklaracjami, starciami. Potem zaczęliśmy przesłuchiwać świadków i właściwie polityka wyparowała. Teraz wraca. Ja też jestem uwikłany w politykę, w polityczne patrzenie na sprawę, ale staram się być jakimś takim arbitrem pomiędzy posłami.