Wyroki dla nadgorliwych antyterrorystów
Na kary od 6 miesięcy do roku więzienia w
zawieszeniu na dwa lata skazał wrocławski sąd 13
antyterrorystów, oskarżonych o najście w marcu 1996 r. na nocny
klub "Reduta" we Wrocławiu i pobicie klientów. Wyrok jest
nieprawomocny. Wszyscy oskarżeni zapowiedzieli apelację.
28.01.2005 | aktual.: 28.01.2005 14:26
To drugi proces przeciw antyterrorystom. Podczas pierwszego, w 2002 roku, wrocławski sąd rejonowy uniewinnił 12 z nich, uznając, że działali na rozkaz. Wobec trzynastego, Janusza O., oskarżonego o groźbę karalną pod adresem współwłaścicieli "Reduty", warunkowo umorzono postępowanie na rok. Apelację od tego wyroku złożył prokurator. W efekcie Sąd Okręgowy we Wrocławiu uchylił wyrok uniewinniający i skierował sprawę ponownie do I instancji.
W piątek Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście skazał czterech oskarżonych: Andrzeja W., Marka Ż., Mirosława B. i Rafała P., którym podczas ataku na "Redutę" zerwano kominiarki i tym samym zidentyfikowano ich, na kary po 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Jak powiedział przewodniczący składu sędziowskiego Tomasz Kaszyca, zostali oni potraktowani łagodniej, bowiem przyznali się do najścia na klub i współpracowali z organami ścigania.
Pozostali oskarżeni zostali skazani na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Sędzia Kaszyca przyznał, że zdaje sobie sprawę, iż dla oskarżonych wymiar kary jest drugorzędny. Najważniejsze w ich sytuacji jest samo uznanie ich winy - powiedział. Większość ze skazanych pracuje bowiem w policji i uprawomocnienie się wyroku oznacza dla nich zwolnienie z pracy.
Sędzia uznał, że oskarżeni wykonywali wprawdzie rozkaz swych przełożonych, ale od początku mieli świadomość, że popełniają przestępstwo i działają bezprawnie idąc do lokalu bić tam klientów.
Te słowa zbulwersowały oskarżonych. Sędzia sam powinien pójść na trochę do wojska albo na policję i wykonywać rozkazy. Zobaczyłby jak się sprawy mają - powiedział po ogłoszeniu wyroku jeden ze skazanych.
Część oskarżonych opuściła salę jeszcze w trakcie odczytywania 30-stronicowego uzasadnienia wyroku. Mówili, że sąd dał wiarę bandytom, świadkom zdarzenia w "Reducie", którzy w większości mają wyroki skazujące za działalność przestępczą. 36 bandytów twierdzi, że mieliśmy pałki. Na filmie pałek nie widać ale sędzia uwierzył im, nie nam, i nie filmowi - powiedział jeden z antyterrorystów. Dodał, że sam sędzia na sali przyznał, że "Reduta" była lokalem, gdzie spotykał się półświatek przestępczy.
Jak wynika z aktu oskarżenia, feralnej nocy z 15 na 16 marca 1996 r. antyterroryści w kominiarkach wpadli do "Reduty". Zastali tam, oprócz zwykłych gości, także ekipę wrocławskiej telewizji zaproszoną przez właściciela lokalu, który spodziewał się najścia na klub. Gdy ekipa ta zaczęła nagrywać zajście, antyterroryści próbowali uciekać. W trakcie zamieszania zerwano czterem z nich kominiarki. Początkowo ci czterej funkcjonariusze, za namową przełożonych utrzymywali, że napadli na lokal sami, z grupą przypadkowych osób. Po tym jednak, gdy zostali zwolnieni z policji, przyznali, że napaść na "Redutę" odbyła się na rozkaz przełożonych i uczestniczyli w niej innni antyterroryści.
Policja uznawała ten lokal za miejsce spotkań złodziei samochodów i "chciała wypłoszyć bandytów". Zdaniem prokuratury, oskarżeni działali na rozkaz dowódców, którzy zostali skazani w innym procesie na kary od 8 miesięcy do półtora roku więzienia w zawieszeniu przez sąd w Opolu. Wyrok ten jest prawomocny.
Napad na "Redutę" spowodował rozwiązanie wrocławskiej kompanii antyterrorystycznej, a także zmianę komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu.