Wyrok za produkcję amfetaminy pod okiem policji - prawomocny
Prawomocna jest już kara 5 lat więzienia za
produkcję amfetaminy dla policyjnego informatora, który twierdzi,
że był tylko "narzędziem policji". Sąd Apelacyjny w Warszawie,
który utrzymał taki wyrok I instancji, uznał, że działanie
Mariusza R. "nie było wywołane przez policję". Policjanci, którzy
mieli zlecić produkcję narkotyku, czekają na swój proces.
04.04.2007 | aktual.: 04.04.2007 13:23
W 2006 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał na 5 lat więzienia 35-letniego Mariusza R., który w 2004 r. wraz z kompanami "wpadł" przy produkcji amfetaminy w podwarszawskim Chotomowie. Przyznawał się on do winy, ale mówił, że był policyjnym informatorem, a "wszystko co robił, było pod bacznym okiem policji", od której dostał 1200 zł. Sąd uznał, że współpraca z policją nie zwalnia od odpowiedzialności karnej.
W apelacji obrońca R. wniósł o złagodzenie kary. "Oskarżony był w istocie bardziej narzędziem w rękach funkcjonariuszy policji, niż faktycznie miał samodzielną wolę realizacji i dokonania produkcji amfetaminy" - argumentował mec. Ryszard Berus. Według niego, "co najmniej zadziwiająca jest rola funkcjonariusza CBŚ, inspirująca i ułatwiająca popełnienie przestępstw". "Tego rodzaju chyba nietypowa sytuacja wprawdzie nie ekskulpuje (nie uwalnia od winy) oskarżonego w zakresie przypisanych mu czynów, winna jednak w zasadniczy sposób wpłynąć na wymiar kary, który w tych okolicznościach uznać należy za rażąco surowy" - pisał adwokat w apelacji.
Byłem tylko narzędziem w ręku policji - oświadczył sam R. podczas rozprawy apelacyjnej. Dodał, że "był kierowany przez policję, by aresztować wszystkich na gorącym uczynku".
SA nie znalazł żadnych podstaw, by złagodzić wyrok dla R. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Mojkowska mówiła, że sąd uwzględnił współpracę R. z policją, ale podkreśliła, że jego działanie nie było przez nią wywołane. Rola oskarżonego była inna; to było wykorzystanie sytuacji - dodała (nie rozwinęła tego wątku).
Nadal nie ma wyznaczonego terminu procesu Roberta B., eksperta do walki z przestępczością narkotykową warszawskiego CBŚ, który wraz z dwoma kolegami z CBŚ Robertem K. i Krzysztofem F. ma przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga odpowiadać za "przekroczenie uprawnień". Zarzucono im założenie fabryki w Chotomowie - grozi za to do 5 lat więzienia.
W 2005 r. Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce skierowała do sądu akt oskarżenia wobec nich. Nie dowiedziono im, by czerpali korzyści majątkowe z tego procederu. Śledztwo przeniesiono do Ostrołęki, by nie było podejrzeń o stronniczość, bo policjanci na co dzień współpracowali z prokuratorami w Warszawie.
Jak pisała wtedy prasa, Robert B., który wykrył wiele fabryk amfetaminy, jest podejrzany, że je sam zakładał, chcąc wykazać się sukcesami, za co dostawał premie. Po wyprodukowaniu partii narkotyku, B. miał "demaskować" fabrykę. Prokuratura miała zebrać dowody potwierdzające, że w 2004 r. Robert B. wydał nieżyjącemu już przestępcy Jarosławowi J. polecenie założenia wytwórni w Chotomowie. B. miał udostępniać przestępcom informacje, jak dostać półprodukty potrzebne do produkcji narkotyku. W Chotomowie "wpadły" dwie linie technologiczne do produkcji amfetaminy wraz z jej śladowymi ilościami oraz półprodukty. Jarosław J. zeznał, że fabrykę polecił założyć właśnie Robert B.
W aktach sprawy Mariusza R., są odniesienia do sprawy Roberta B., np. wydruki jego billingów. Znajdują się tam też m.in. wyjaśnienia J., który mówił, że do policji zgłosił się sam w 2001 r., mając dość związków z narkotykowymi gangami. Robert B. polecił mu jednak utrzymywać te kontakty i inspirować produkcję narkotyków (jedną z fabryk policja wykryła potem w Kątach Węgierskich).
Jarosław J. mówił w prokuraturze, że amfetaminę produkowano "za wiedzą i zgodą" Roberta B. Zapewniał mnie, że wszystko, co robię, jest pod kontrolą policji i jest dopuszczalne - tłumaczył przestępca. Ujawnił, że dostał kilka razy od B. pieniądze - od 3 do 5 tys. zł. Część z tych kwot przepijałem wraz z nim- dodał, tłumacząc, że "pił, bo się bał".
Według mediów, w CBŚ panuje opinia, że to pomówienie będące zemstą narkogangów. Chłopaki zostali bezpodstawnie oskarżeni przez swoich informatorów, a na ich winę nie ma żadnych materialnych dowodów. To zemsta półświatka, bo zniszczyliśmy jego interesy przynoszące setki tysięcy zł zysku- mówił oficer CBŚ. Policjanci sekcji antynarkotykowej poręczyli za kolegów, dzięki czemu nie trafili oni za kraty.
Dziś żaden z oskarżonych nie pracuje już w CBŚ. Robert B. i Robert K. przeszli na emeryturę, Krzysztofa F. zawieszono.