Wyrok za pobicie i mafia vatowska. Ciemna przeszłość rzecznika Banasia
Łukasz Pawelski, pełnomocnik do spraw kontaktów z dziennikarzami w Najwyższej Izbie Kontroli, ma na swoim koncie wyrok za pobicie. Jak ustaliła Wirtualna Polska, Pawelski współpracował również z Pawłem K., twórcą jednej z największych grup zajmujących się wyłudzaniem VAT-u, która naraziła Skarb Państwa na straty ponad 700 milionów złotych.
17.06.2021 12:17
"Szanowni państwo, witam serdecznie na konferencji w Najwyższej Izbie Kontroli" - tymi słowami 13 maja 2021 r. Łukasz Pawelski, przedstawiony jako przedstawiciel Wydziału Prasowego NIK, powitał media na konferencji, podczas której Marian Banaś zaprezentował ustalenia NIK dotyczące wyborów kopertowych. To był jego debiut w roli rzecznika NIK, a właściwie pełnomocnika do spraw kontaktów z dziennikarzami, jak przedstawiany jest na stronie Izby.
Dla wielu dziennikarzy, którzy znali dotąd Pawelskiego jako kolegę po fachu, było to spore zaskoczenie. Ale najbardziej zdziwione były osoby, które znały akta sprawy IV K 225/16 z Sądu Rejonowego dla Warszawy Żoliborza. Jedna z nich skontaktowała się z dziennikarzem Wirtualnej Polski. - Ten gość ma wyrok za pobicie człowieka. Sprawdźcie to! - zaalarmował nas czytelnik.
Pałka i kij
Po kilku tygodniach oczekiwania udało nam się uzyskać dostęp do akt sprawy Łukasza Pawelskiego. Historia zaczyna się we wtorek 19 stycznia 2016 r. w jednym z bloków na warszawskich Bielanach. Między sąsiadami doszło do sporu wywołanego puszczaniem głośnej muzyki. Wersje obu stron mocno się rozjeżdżają. Zacznijmy od przedstawienia wersji pokrzywdzonego.
Według niego Łukasz Pawelski zapukał tego dnia do drzwi jego mieszkania dwa razy. Za pierwszym razem zwrócił mu grzecznie uwagę na zbyt głośną muzykę. Poszkodowany przyznaje, że poprzedniego dnia pił piwo, rano też coś wypił na kaca, ale ogólnie zachowywał się cicho. Skarga Łukasza Pawelskiego była nieuzasadniona.
Po kilku minutach obecny rzecznik NIK miał znowu zapukać do drzwi sąsiada. "Mężczyzna miał w ręku pałkę teleskopową, którą wymachiwał. Mnie takie jego zachowanie sprowokowało. Wyszedłem z mieszkania na klatkę schodową i powiedziałem mu, żeby to odłożył i inaczej to załatwił. (...) Kiedy wychodziłem na klatkę, myślałem, że ten mężczyzna jest sam, ale okazało się, że za drzwiami jego mieszkania stała kobieta z drewnianymi kijem. Jak ja wyszedłem na klatkę, to ta kobieta i ten mężczyzna w tym samym momencie zaczęli mnie bić. Kobieta biła mnie drewnianym kijem, a ten mężczyzna pałką teleskopową. Pierwsze uderzenia otrzymałem w głowę. Czułem, że leci mi krew. Jedną ręką podparłem się o podłogę, a drugą złapałem za głowę. Kiedy osunąłem się na kolana, wtedy kobieta i mężczyzna zaczęli mnie bić pałką i kijem po plecach.
Nie wiem, kto i ile zadał mi tych uderzeń. Ale otrzymałem ich prawdopodobnie kilkanaście. W pewnym momencie oni przestali mnie bić, pewnie dlatego, że zobaczyli krew, która leciała mi z głowy i schowali się do siebie do mieszkania" - zeznał pobity mężczyzna.
Wersja drugiej strony i wyrok
Całe zdarzenie oczami Łukasza Pawelskiego wyglądało diametralnie inaczej. Mężczyzna był w mieszkaniu, uczył się do sesji. Były z nim siostra i narzeczona. Sąsiad już w nocy miał mocno hałasować. Gdy w południe narzeczona wychodziła z mieszkania, sąsiad zobaczył Pawelskiego i zaczął go szarpać. Potem nawet dusić. W trakcie bójki Pawelski złamał rękę. Nikt nie bił nikogo pałką ani kijem.
Na nieszczęście dla Pawelskiego i jego siostry całe zdarzenie obserwowała dozorczyni bloku. - Widziałam, jak mężczyzna osłania zakrwawionymi rękami głowę, a drugi razem z kobietą, która też mieszka w tym bloku, uderzają go kijem baseballowym i rurą. Widok był przerażający. Wyglądało to bardzo groźnie. On tylko się bronił, a oni go cały czas bili - zeznała w śledztwie.
Wątpliwości nie miał też biegły w zakresie chirurgii. Obrażenia napadniętego - trzy rany na głowie, które wymagały szycia, otarcia naskórka na plecach i sińce na udzie oraz ramionach nie mogły powstać w sposób opisywany przez Pawelskich.
Sędzia nie miał wątpliwości i 17 października 2017 r. skazał Pawelskiego na 3 tys. złotych grzywny. Plus koszty sądowe. Mężczyzna próbował jeszcze walczyć, apelację napisał reprezentujący go Roman Giertych, ale nic nie wskórał. Wyrok uprawomocnił się 20 lutego 2018 r. Na szczęście dla Pawelskiego został on skazany jedynie na grzywnę - co sprawiło, że wyrok zatarł się po roku i mężczyzna ma dziś czystą kartę karną.
Czy zatem powinniśmy pisać o tym wyroku? Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, nie mają wątpliwości.
- Urzędnicy pracujący w urzędach publicznych muszą mieć grubszą skórę. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć o tego typu zachowaniach człowieka, który pełni eksponowaną funkcję w tego typu instytucji, jak NIK. Rzecznik Izby powinien mieć nieposzlakowaną opinię. A do przestępstwa doszło stosunkowo niedawno, więc nie możemy mówić, że dotyczy odległej przeszłości - uważa Krzysztof Izdebski, prawnik i dyrektor programowy fundacji ePaństwo.
- Moim zdaniem istnieje interes publiczny, żeby opisywać tę sprawę. Osoba publiczna, która jest twarzą instytucji stojącej na straży praworządności, powinna mieć nieposzlakowaną opinię i przeszłość. Musi też liczyć się z pytaniami o tę przeszłość. Zresztą, należy sobie uświadomić, że zatarcie skazania oznacza, że nie można wyciągnąć wobec danej osoby negatywnych konsekwencji prawnych. Ale nie oznacza fikcji, że skazania nigdy nie było. To jest kwestia prawna, nie faktyczna - uważa dr Łukasz Chojniak, adwokat z Katedry Kryminologii i Polityki Kryminalnej Uniwersytetu Warszawskiego.
Wypłata w kopercie
O kolejnych wątpliwościach wokół rzecznika NIK opowiedział nam jego dawny kolega. - To ja wprowadziłem Łukasza Pawelskiego do dziennikarstwa - przyznaje dziś Jan Piński, redaktor naczelny portalu Wiesci24.pl, w przeszłości dziennikarz m.in. tygodnika Wprost, Uważam Rze, Gazety Finansowej i szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej TVP. - Pomógł mi jako pracownik Sądu Rejonowego Warszawa Mokotów - udzielił mi sporo informacji o sędziach. W zamian zaproponowałem mu pracę w Gazecie Finansowej - wspomina Piński.
To również Piński poznał Pawelskiego z Pawłem K. Mężczyzna początkowo funkcjonował jako przedsiębiorca, który chce kupić sobie portal internetowy. - W tamtym okresie K. miał jedną sprawę o wyłudzenia VAT-u. Wierzyłem, że jest skruszonym gangsterem, który poszedł na współpracę z CBA i chce się zmienić - wspomina Piński. W maju 2016 r. Paweł K. zrealizował swój cel - od Sylwestra Latkowskiego kupił portal Kulisy24.pl. - Umowę kupna portalu napisał Łukasz Pawelski. Dostał za to 1000 złotych - twierdzi Piński, a na dowód pokazuje maile od Pawelskiego, do których dołączona jest wspomniana umowa.
Formalnie umowa została podpisana pomiędzy Latkowskim a firmą należącą do krewnej Pawła K. Ale jak zapewnia Piński, rzeczywiście wszystkim zarządzał Paweł K. - Pawelski został naczelnym strony Kulisy24.pl. Dwa razy za moim pośrednictwem K. przekazywał mu wynagrodzenie. Na początku zarabiał 5 tys. złotych, później ok. 10 tys. - mówi Piński.
Mercedes i 700 milionów
Piński był też jednym z uczestników korespondencji mailowej pomiędzy Łukaszem Pawelskim a Pawłem K., z której wynika, że działalność dziennikarska obecnego rzecznika NIK polegała na zwalczaniu konkurencji K. W mailach z września i listopada 2016 r. (są w posiadaniu WP) Pawelski informuje Pawła K., co udało mu się ustalić pod przykrywką działalności dziennikarskiej na temat firm z branży jego szefa. W mailu z 16 listopada 2016 r. Pawelski prosi też Pawła K. o przelew.
Dlaczego nie podajemy pełnego nazwiska mężczyzny, który zrobił Pawelskiego naczelnym strony Kulis24.pl? Bo w listopadzie 2017 r. jego karierę biznesową przerwała potężna operacja Centralnego Biura Śledczego Policji. "Szef mafii paliwowej z Włocławka jeździł mercedesem za 3 mln zł!" - krzyczał zaraz po zatrzymaniu Pawła K. lokalny serwis Bydgoszcz24.pl.
Mercedesem zarekwirowanym u Pawła K. na specjalnej konferencji chwalił się sam minister Zbigniew Ziobro. A sam Paweł K. siedzi dziś w areszcie i według Prokuratury Regionalnej w Białymstoku będzie odpowiadał przed sądem za stworzenie i kierowanie potężną grupą przestępczą, która wyłudziła ponad 700 milionów złotych.
Co ciekawe ta sama prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie grupy wyłudzającej VAT, którą na prośbę Pawła K. jesienią 2016 r. sprawdzał Łukasz Pawelski.
Czy Pawelski mógł nie wiedzieć, czym zajmuje się jego mocodawca? - Ależ on był z tego dumny! Śmiał się, gdy K. przechwalał się swoimi gangsterskimi możliwościami - zapewnia Jan Piński. - Zresztą jak ktoś spędził choćby chwilę w towarzystwie Pawła K., to nie mógł mieć wątpliwości, czym ten człowiek się zajmował - kończy Piński.
Naczelny i urzędnik w jednym
Kulisy24.pl odcięte od finansowania po aresztowaniu Pawła K. wkrótce padły. Ale Pawelski pozostał w branży dziennikarskiej i objął posadę redaktora naczelnego portalu Życie Stolicy. Zresztą - jak wynika ze strony - wciąż pełni tę funkcję, mimo objęcia posady w NIK. Wśród innych współpracowników portalu znajdujemy m.in. byłego ministra obrony w rządzie Jana Olszewskiego Romualda Szeremietiewa oraz Wojciecha Wybranowskiego, powołanego na naczelnego "Głosu Wielkopolskiego" po przejęciu Polska Press przez PKN Orlen. Wspólniczką firmy Eurosimplex, która figuruje jako wydawca Życia Stolicy, jest żona Łukasza Pawelskiego.
Pytania bez odpowiedzi
- Dlaczego Łukasz Pawelski, będąc rzecznikiem NIK, figuruje jako naczelny portalu internetowego?
- Kiedy Łukasz Pawelski został przyjęty do pracy w NIK?
- Na jakim stanowisku pracuje Łukasz Pawelski?
- Czy władze NIK, przyjmując Łukasza Pawelskiego, wiedziały o ciążącym na nim wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy Żoliborza?
- Czy Łukasz Pawelski opłacił grzywnę zasądzoną mu tym wyrokiem?
- Kiedy i w jakich okolicznościach Łukasz Pawelski poznał Pawła K.?
- Kiedy, w jakich podmiotach oraz w jakiej formule Łukasz Pawelski pracował dla Pawła K.?
- Czy władze NIK, zatrudniając Łukasza Pawelskiego, wiedziały o jego znajomości, powiązaniach i współpracy z Pawłem K. i zarzutach na nim ciążących?
Te pytania chcieliśmy zadać przedstawicielom NIK oraz samemu Łukaszowi Pawelskiemu. Rzecznik NIK odebrał telefon od nas, ale nie chciał rozmawiać. Poprosił o wysłanie pytań na adres rzecznik.prasowy@nik.gov.pl. Wysłaliśmy je w środę, dołączając do korespondencji prezesa Izby Mariana Banasia. Prosiliśmy o pilną odpowiedź.
Zamiast odpowiedzi, o godz. 16.50 Łukasz Pawelski oddzwonił i kilka razy pytał, czy artykuł już powstał i czy tylko dopiszemy jego odpowiedzi. Zapewniliśmy, że wciąż czekamy na maila od niego. I jeszcze raz odczytaliśmy mu przesłane pytania. Nie udzielił na nie żadnej odpowiedzi.
Następnie podczas kolejnych kilku rozmów telefonicznych oraz SMS-ów Pawelski straszył dziennikarza WP odpowiedzialnością karną, donosem do przełożonych, a w końcu przysłał wiadomość, że nie autoryzuje swoich wypowiedzi, a odpowiedzi przyśle w czwartek do godziny 12. I zakończył konwersację ikonką uśmieszku.
W czwartek rano Pawelski najpierw przysłał SMS-a, że przyśle odpowiedzi do godz. 12 z prywatnego adresu. Zapytaliśmy NIK, jak mamy rozumieć sytuację, w której zadajemy pytania kierownictwu Izby, a odpowiedź mamy dostać z prywatnego konta jej pracownika? Po czterech minutach dostaliśmy odpowiedź. "Kwestie, które Pan porusza, nie stanowią informacji publicznej w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej. Pan Łukasz Pawelski udzieli Panu odpowiedzi w oddzielnej wiadomości do godziny 12:00 w dniu dzisiejszym" - czytamy w mailu wysłanym do WP przez Wydział Prasowy Najwyższej Izby Kontroli.
Cztery strony odpowiedzi
I odpowiedź rzeczywiście przyszła z maila prywatnego Łukasza Pawelskiego. Cztery strony, 12 tysięcy znaków. Ze względu na jej obszerność przedstawiamy najważniejsze fragmenty.
Pawelski stwierdził, że pozostaje zatrudniony w Wydziale Prasowym Najwyższej Izby Kontroli, będąc pełnomocnikiem Najwyższej Izby Kontroli do spraw kontaktu z mediami. Stwierdził, że jest osobą niekaraną (o co nie pytaliśmy, zresztą piszemy w artykule o zatarciu wyroku za pobicie).
Na pytanie, kiedy i w jakich okolicznościach Pawelski poznał Pawła K., rzecznik NIK zarzucił kłamstwa Janowi Pińskiemu i przedstawił długą historię ich konfliktu w latach 2016-2019.
Pawelski stwierdza, że Pawła K. poznał w związku z obowiązkami służbowymi, potwierdza, że zapoznał ich Piński, a mężczyzna został mu przedstawiony jako biznesmen z branży paliwowej. Pracę w portalu Kulisy24.pl podjął z inicjatywy Jana Pińskiego. O tym, że Paweł K. to przestępca Pawelski miał się dowiedzieć od Pińskiego i jego współpracownika. Dodaje, że z Pawłem K. nie miał żadnych relacji. A informacje o tym nazywa konfabulacjami i manipulacjami. "Nie przepracowałem dla Pawła K. nawet sekundy" - stwierdza Pawelski.
I dodaje, że jest w sporze prawnym z Janem Pińskim.
Zapewnia, że złożył rezygnację z funkcji redaktora naczelnego portalu www.zyciestolicy.com.pl na długo przed rozpoczęciem pracy w NIK. A po informację, dlaczego nadal figuruje na stronie, odsyła do wydawcy (czyli spółki, której wspólnikiem jest jego żona).
W odpowiedzi przesłanej WP nie ma odpowiedzi na następujące pytania:
- Kiedy Łukasz Pawelski został przyjęty do pracy w NIK?
- Czy władze NIK, przyjmując Łukasza Pawelskiego, wiedziały o ciążącym na nim wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy Żoliborza?
- Czy Łukasz Pawelski opłacił grzywnę zasądzoną mu tym wyrokiem?
- Czy władze NIK, zatrudniając Łukasza Pawelskiego, wiedziały o jego znajomości, powiązaniach i współpracy z Pawłem K. i zarzutach na nim ciążących?
Szymon Jadczak