Wyrok ws. katastrofy z udziałem autobusu MPK
Na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata skazał łódzki sąd okręgowy 44-letniego Tomasza M. oskarżonego o nieumyślne spowodowania katastrofy drogowej z udziałem autobusu MPK. W wyniku wypadku jedna osoba zginęła, a 10 zostało rannych.
13.03.2013 | aktual.: 13.03.2013 14:56
Oskarżony ma także zapłacić niemal 6 tys. zł (nawiązki lub zwrot kosztów pełnomocnika) dwóm oskarżycielom posiłkowym oraz 500 zł jako część zwrotu kosztów procesu. Sąd nie zakazał oskarżonemu jednak prowadzenia pojazdów.
Wyrok nie jest prawomocny; na razie nie wiadomo, czy strony będą się od niego odwoływać.
Katastrofa drogowa w Łodzi
Do katastrofy drogowej doszło w styczniu 2010 r. u zbiegu ul. Morskie Oko i Janosika w Łodzi. Jak ustalono, na skrzyżowaniu Tomasz M. kierujący citroenem nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu i uderzył w jadące ul. Janosika renault clio, które następnie uderzył w autobus MPK.
Autobus zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. W wyniku wypadku jedna z jego pasażerek doznała ciężkich obrażeń klatki piersiowej i zmarła w szpitalu; rannych zostało także dziewięcioro pasażerów autobusu oraz pasażer osobowego renault. Kierowca citroena był trzeźwy.
Biegły z zakresu ruchu drogowego uznał, że przyczyną wypadku była zbyt późna reakcja i rozpoczęcie hamowania przez oskarżonego, który jechał z prędkością 20-30 km/h. Tomasz M. nie przyznawał się do zarzutu, utrzymując przed sądem, że auto miało niesprawne hamulce; natomiast powołany przez prokuraturę biegły uznał, że przed wypadkiem hamulce były sprawne.
Sąd okręgowy skazując 44-latka uznał, że oskarżony zagapił się i nie dostosował swojej reakcji do fatalnych warunków drogowych. W ocenie sądu oskarżony mógł zahamować i uniknąć zderzenia, a hamulce w chwili zdarzenia działały dobrze.
- Sąd uznał, na podstawie istniejących dowodów, że Tomasz M. mógł zahamować, że w tym określonym ułamku sekundy zagapił się i za późno zaczął hamować - mówiła sędzia Elżbieta Barska-Hermut. Sąd przyznał, że warunki drogowe były koszmarne, ale trwały one wówczas już od kilku dni.
Sędzia podkreśliła jednocześnie, że sprawca działa nieumyślnie, a "stopień zawinienia oskarżonego, w kategoriach nieostrożności, nie był bardzo wysoki". Dlatego sąd wymierzył mu karę roku pozbawienia wolności, czyli w dolnych granicach ustawowego zagrożenia (groziła mu kara od sześciu miesięcy do 8 lat więzienia).
Dodatkowo sąd zawiesił karę warunkowo na trzy lata, biorąc pod uwagę m.in. osobowość oskarżonego, jego tryb życia, zachowanie po popełnieniu przestępstwa i wyrażoną skruchę. Nie orzekł także - jak chciała prokuratura - zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych uznają, że błąd kierowcy był jednorazowy i nie wynikał z jego niedouczenia czy beztroskiego zachowania na drodze. Wziął także pod uwagę, że zabranie prawa jazdy pozbawiłoby oskarżonego możliwości zarobkowania.
Był to drugi proces w tej sprawie. W pierwszym Tomasz M. odpowiadał przed sądem rejonowym, który skazał go na dwa lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Sąd odwoławczy uchylił jednak tamten wyrok, a sprawa trafiła do ponownego rozpoznania jednak już przez sąd okręgowy.