PolskaWyrok ws. byłego rektora uczelni w Jarosławiu

Wyrok ws. byłego rektora uczelni w Jarosławiu

Na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat oraz 10 tys. zł grzywny skazał Sąd Rejonowy w Jarosławiu b. rektora tamtejszej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej (PWSZ) 68-letniego prof. Antoniego J.

Sąd uznał go winnym niedopełnienia obowiązków i wyłudzenia na szkodę tej uczelni ponad 230 tys. zł. Ponadto zobowiązał go do naprawienia szkody i zakazał pełnienia funkcji kierowniczych w państwowych wyższych uczelniach przez pięć lat.

Pobrane przez Antoniego J. pieniądze pochodziły ze zwiększanych mu wynagrodzeń i nagród bezprawnie przyznawanych przez senat uczelni, na co były rektor godził się, choć miał obowiązek sprawdzania legalności podejmowanych w tych sprawach uchwał. Wyrok nie jest prawomocny, a obrońca zapowiedział wniesienie apelacji.

W ostatnim dniu procesu zeznawali ostatni świadkowie, członkowie Senatu PWSZ w Jarosławiu. Podobnie jak poprzednio zeznający, także oni podkreślali zasługi b. rektora dla rozwoju uczelni, zapewniając, że Antoni J. nigdy nie wymuszał na nich przyznawania sobie nagród i wyższych wynagrodzeń. Uchwały w tych sprawach podejmowano wyłącznie z inicjatywy senatu.

Prokurator Janusz Stępień, który żądał dla oskarżonego takiej kary, jaką wymierzył sąd, podkreślił w wystąpieniu oskarżycielskim, że senat nie miał uprawnień do przyznawania rektorowi wyższych wynagrodzeń i nagród, nawet jeśli pieniądze na ten cel pochodziły ze środków własnych uczelni. Senat postąpił zatem niezgodnie z prawem, ale na rektorze ciążył obowiązek sprawdzenia legalności uchwał.

Obrońca z urzędu Jacek Kotliński wnosił o uniewinnienie swego klienta. Uzasadniał, że Antoni J. nie wpływał na decyzje senatu, w którym zasiadali ponadto ludzie wykształceni, w tym prawnicy; to oni powinni zwrócić rektorowi uwagę, jeśli uchwały były niezgodne z przepisami. Ten sam obowiązek mieli też - zdaniem obrońcy - radcy prawni.

Jestem człowiekiem niewinnym, co mówię, jak na spowiedzi, jak na sądzie ostatecznym - powiedział oskarżony. To była tylko nagonka polityczna, za budowę kościoła, etykę katolicką na uczelni, co nie podobało się mediom. Dodał, że jego kadencja przypadła na czasy rządów SLD. Wielokrotnie podkreślał swe zasługi dla uczelni, którą nazwał "swoim dzieckiem".

Antoni J. podważał też wysokość kwoty, o którą został oskarżony. Wyjaśnił, że w kwocie ponad 230 tys. zł mieściły się także honoraria za dwie napisane przez niego książki. Powiedział też, że pieniądze z otrzymanych nagród w stu procentach przekazał na cele charytatywne, np. na jeden z klasztorów i parafię rzymskokatolicką. Czy ja coś ukradłem? - pytał. Wyrok zaś eliminuje mnie jako badacza i uczonego, uniemożliwi dokończenie czterech habilitacji doktorskich, których jestem promotorem.

Uzasadniając wyrok, przewodniczący składu orzekającego sędzia Andrzej Wachowski podkreślił, że zdaniem sądu b. rektor miał świadomość, iż uchwały podejmowane przez senat były niezgodne z prawem. Ponadto oskarżony, wykazując przed sądem swoje zasługi, twierdził, że nie były one uznawane przez ówczesne ministerstwo edukacji. Tymczasem szef tego resortu trzykrotnie podwyższał mu uposażenie, a mimo to rektor nie oponował, gdy to samo bezprawnie czynił senat.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)