Wyrok ws. baloniarzy za wylądowanie na pastwisku w Sząbruku - 19 marca
Przed sądem rejonowym w Olsztynie zakończył się proces dwojga uczestników międzynarodowych zawodów balonowych. Są obwinieni o to, że lądując na pastwisku w podolsztyńskim Sząbruku nie opuścili prywatnego terenu i, że zniszczyli trawę. Wyrok zapadnie 19 marca.
Na czwartej z kolei rozprawie, sąd przesłuchał ostatnich świadków - zawodników imprezy balonowej. Strony wygłosiły także mowy końcowe. Oskarżyciel publiczny - przedstawiciel policji - zażądał dla pilota balonu kary grzywny w wysokości 500 zł natomiast dla członkini załogi kary grzywny w wysokości 250 zł.
Obwinieni poprosili sąd o uniewinnienie. Sąd z uwagi "na zawiłość sprawy" odroczył wydanie wyroku do 19 marca.
Obwinionymi są pilot balona i członkini załogi, pracująca na co dzień jako synoptyk lotniczy. Oskarżycielem jest komisariat policji w Olsztynku, który skierował sprawę do wydziału grodzkiego olsztyńskiego sądu rejonowego.
Sprawa dotyczy incydentu, jaki wydarzył się 26 lipca 2012 r. podczas rozgrywanych w Olsztynie i okolicach Mazurskich Międzynarodowych Zawodów Balonowych. Jeden z balonów uczestniczących w konkurencji wieczornej wylądował na prywatnym pastwisku w podolsztyńskim Sząbruku. Załoga chciała zapakować balon i kosz i wywieźć go z łąki samochodem ale na wjazd auta na ogrodzone pastwisko nie pozwoliła właścicielka gospodarstwa. Zgodziła się jedynie na to, by załoga wyniosła ręcznie balon i kosz ważące ok. 400 kg. Oceniła przy tym, że powłoka balonu zniszczyła trawę na pastwisku, a konie z jej stadniny spłoszyły się, widząc lądujący balon i uszkodziły ogrodzenie.
Przed sądem jeden ze świadków - uczestnik zawodów balonowych powiedział, że ani załoga balonu ani ekipa techniczna, która przyjechała po sprzęt nie dążyli do konfrontacji, wręcz przeciwnie chcieli polubownego rozwiązania sprawy i proponowali finansowe zadośćuczynienie. Jednak właścicielka terenu - jak dodał świadek - nie była zainteresowana odszkodowaniem.
Inny świadek także uczestnik imprezy balonowej w Olsztynie powiedział, że powłoka balonu nie mogła zniszczyć trawy, ponieważ materiał z którego jest wykonana jest bardzo cienki. Oglądając zdjęcia i film nagrany podczas lądowania balonu przez obwinionych w Sząbruku powiedział, że miejsce do lądowania zostało przez pilota prawidłowo wybrane. Nie podjął on bowiem ryzyka lotu nad jeziorem i lądował blisko drogi, którą mogły dojechać ekipy techniczne.
Na poprzednich rozprawach właścicielka gospodarstwa mówiła, że balon, który zakończył lot na pastwisku nie był jedynym, który wylądował na obszarze jej gospodarstwa. Według niej wcześniej kilka balonów wylądowało na polach, niszcząc uprawy. Potem - jak mówiła - po ten sprzęt zaczęły przyjeżdżać samochody z przyczepami także niszcząc zboże. Według niej nikt nie pytał o zgodę na wjazd na prywatny teren.
Przyznała, że nie pozwoliła wjechać samochodem ekipie po balon, który wylądował na pastwisku. Dodała, że kiedy osoby, które chciały wywieźć sprzęt zaczęły rozbierać ogrodzenie, powiadomiła policję i nakazała ekipie opuścić teren swego gospodarstwa. Niektóre osoby jednak tego nie zrobiły.
Właścicielka gospodarstwa oprócz zrytej trawy na pastwisku wskazała, że uszczerbku doznały także konie, które na widok balonu przeżyły silny stres. Jak mówiła klacze były przygotowywane do zaźrebienia i z powodu stresu wywołanego przez baloniarzy nie można było tego przeprowadzić.
Incydent zakończył się tym, że baloniarze musieli przeciągnąć ręcznie z pastwiska kosz i czaszę, ważące ok. 400 kg do oddalonego samochodu.