Właściciele "Restauracji pod Żurawiem" czują się poszkodowani przez strażaków, którzy ratowali sąsiadujący z ich lokalem "Przystanek Łosoś". Piszą w nim o stratach, w tym o dewastacji brzegów stawu, znajdującej się w nim roślinności czy zanieczyszczenia wody benzyną. I chcą za to wszystko 380 tys. zł. – Doskonale rozumiemy sytuację, wiemy, że strażacy działali w stanie wyższej konieczności i również staraliśmy się pomóc jak potrafiliśmy – mówi w rozmowie z "Expressem Kaszubskim" właściciel lokalu. – Ale przy okazji doszło do sporych zniszczeń. Wystosowaliśmy pismo, ponieważ chcieliśmy wskazać, że są określone starty, które ktoś będzie musiał pokryć. Jesteśmy otwarci na wszelkie rozmowy i propozycje – dodaje.
Sami strażacy nie kryją swojego zdziwienia żądaniami właścicieli, bo po akcji ci dziękowali im na Facebooku, a nawet przygotowali dla nich ciepły posiłek. – To chyba pierwszy taki przypadek, ale warto zaznaczyć, że zgodnie z przepisami podczas akcji gaśniczej mamy prawo korzystać z wszelkich zbiorników wodnych – mówi Romulad Pituła, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach.
Nie mija się z prawdą: art. 21 ustawy o Państwowej Straży Pożarnej mówi wyraźnie, że „strażacy biorący udział w akcji ratowniczej, w zakresie niezbędnym do prowadzenia tej akcji, mają prawo korzystania z: dróg, gruntów i zbiorników wodnych państwowych i komunalnych; komunalnych i prywatnych ujęć wodnych i środków gaśniczych (…)”. Z drugiej strony już, zgodnie z art. 22. pkt. 2 tej samej ustawy odszkodowanie należy się za "użycie, zniszczenie, uszkodzenie lub utratę bez winy właściciela środków transportowych, inwentarza lub innego mienia" podczas akcji takiej jak ta w Egiertowie.