"Wynajmę brzuch na 9 miesięcy"
To pierwszy taki przypadek w Polsce. Elżbieta Szymańska dała ogłoszenie w internecie, że chce zostać matką zastępczą dla dziecka poczętego w wyniku zabiegu in vitro. W skrócie: chce na dziewięć miesięcy wynająć swój brzuch. Żąda 16 tysięcy euro, ale jest skłonna do negocjacji - pisze "Dziennik".
Na tym jednak nie koniec. 31-letnia Elżbieta Szymańska, rozwodząca się właśnie z mężem. Matka dwóch synów, chce założyć agencję pośredniczącą między kobietami zamierzającymi poddać się zabiegowi in vitro a zastępczymi matkami.
Cena, jaką są skłonni zapłacić za zastępcze macierzyństwo, jest niebagatelna: wynosi zazwyczaj od 15 do 25 tys. euro. Nie wiadomo jednak, bo nie ma żadnych wiarygodnych danych, ile kobiet rzeczywiście udostępnia swój brzuch pragnącym potomka parom.
Lekarze niechętnie wypowiadają się jednak na temat zastępczego macierzyństwa. Z jednej prostej przyczyny - ta kwestia nie jest w Polsce prawnie uregulowana. W żadnym z kodeksów nie ma zapisu, który mówiłby, czy takie praktyki są w ogóle dopuszczalne.
Z informacji krążących w środowisku lekarskim wynika, że umowa o zrzeczeniu się praw do dziecka jest podpisywana jeszcze przed zabiegiem in vitro. Matka zastępcza zobowiązuje się, że odda niemowlę tuż po porodzie, a rodzice obiecują, że zapewnią wynajętej kobiecie wszelką opiekę medyczną w czasie ciąży. Ta z kolei zrzeka się wszelkich praw do dziecka po jego urodzeniu.
Skąd pomysł, żeby wynajmować obcym ludziom swój brzuch?
Elżbieta Szymańska: Gdy urodziłam pierwszego syna, spotkałam w szpitalu kobiety, które rzeczywiście chciały mieć dziecko, a nie mogły. Dużo o tym myślałam, ale gdy wspomniałam mężowi, że chcę wynająć komuś swój brzuch, sprzeciwił się. Więc na jakiś czas przestałam o tym myśleć. Ale po drugiej ciąży znowu do tego wróciłam. I zaczęłam intensywnie myśleć, co mogę dla nich zrobić.
Mówi pani o pomocy, ale z drugiej strony żąda pieniędzy. To jak to w końcu jest?
- Przecież w czasie ciąży nie będę mogła pracować. Nie wiem też, jak zareaguje na to mój pracodawca.
Czy sądzi pani, że znajdzie się więcej kobiet, które zechcą komuś użyczyć swój brzuch?
- Już znalazłam. Do tej pory zgłosiły się do mnie trzy panie. A przecież ogłoszenie, że poszukuję takich kobiet zamieściłam dopiero przedwczoraj.
Jak często zamierza pani poddawać się zabiegowi in vitro?
- Raz na rok.
Nie boi się pani, że po porodzie jednak nie zechce oddać dziecka?
- Absolutnie. Wiem, że można sobie w głowie zakodować, że to nie jest moje dziecko, i że ja chcę tylko komuś pomóc. I w żadnym wypadku z tym dzieckiem się nie wiązać.
- Tak.