"Wymiętolone przepraszam Tuska ani ziębi, ani grzeje"
Takie wymuszone, wymiętolone "przepraszam" dobrze, że padło, ale z drugiej strony też pokazuje charakter człowieka, tak naprawdę zacietrzewionego i ogarniętego jedną, wielką potrzebą niczym nie uzasadnionej agresji. Tak odczytuję Tuska. I te jego "przepraszam", ani mnie w tej chwili grzeje, ani ziębi - mówił o Donaldzie Tusku, który publicznie przeprosił prezydenta, Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS, w "Salonie Politycznym Trójki".
Salon Polityczny Trójki: Donald Tusk powiedział - przepraszam. Czy to otwiera jakiś nowy rozdział w relacjach przyszłego premiera z prezydentem Lechem Kaczyńskim?
Joachim Brudziński: To naprawdę kuriozalna sytuacja, jeśli kandydat na premiera po wielomiesięcznej, bardzo agresywnej, niekulturalnej wojnie werbalnej z urzędującym prezydentem, w końcu przymuszony przez panią redaktor Olejnik wymusza z siebie.
Nie przymuszony. Zapytany. Tuska nie da się przymusić specjalnie do wielu spraw.
- Tusk jest rzeczywiście takim politykiem bardzo charakterystycznie zacietrzewionym. Ale - przy tym, trzeba mu to oddać - skutecznie kreującym swój wizerunek w mediach na polityka koncyliacyjnego, otwartego, pogodnego.
Ale nie jest łatwo powiedzieć - przepraszam. I gdy człowiek wygrywa wybory, chyba jeszcze trudniej. Powiedział - przepraszam.
- Powiedział. I wszystko. Wolałbym, żeby odniósł się do tego, co wygadywał wcześniej. Takie wymuszone, wymiętolone "przepraszam" dobrze, że padło, ale z drugiej strony też pokazuje charakter człowieka, tak naprawdę zacietrzewionego i ogarniętego jedną, wielką potrzebą niczym nie uzasadnionej agresji. Tak odczytuję Tuska. I te jego "przepraszam", ani mnie w tej chwili grzeje, ani ziębi. Wolałbym już w tej chwili oczekiwać od niego jakichś konkretów dotyczących przyszłego rządu i wolałbym, żeby wziął się w końcu do roboty i zrealizował ten cud, który nam obiecywał. A nie chował się przed dziennikarzami i opinią publiczną ze swoimi kolegami z PO i knuł przed PSL-em jak ich oszwabić przy konstruowaniu rządu.
Mocne słowa. Te negocjacje bardzo dobrze idą. Gdyby tak szły PO-PiS dwa lata temu, to pewnie ten rząd by powstał.
- Przypominam, że dwa lata temu na nasze propozycje dotyczące wspólnej obsady rządu między nami i PO, usłyszeliśmy od Donalda Tuska i jego pretorian z najbliższego otoczenia, że oni nie będą uczestniczyć w haniebnym rozdawaniu łupów i rozmowy koalicyjne nazywali rozdawnictwem politycznych łupów i wzywali nas do prowadzenia tych negocjacji w świetle kamer. Ja równie dobrze mógłbym wezwać Tuska, niech siądzie z Pawlakiem przed kamerami i przed opinią publiczną, pokażą, jak się chandryczą o te stołki.
Słyszymy, że jednak o programie jest rozmowa przede wszystkim.
- Srutututu. Zbyt długo Pan opisuje politykę, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, jak trudnym partnerem dla każdej partii politycznej może być Waldemar Pawlak i PSL.