Alex ma dziewięć lat. Umie rozwiązywać równania z dwiema niewiadomymi, naprawiać rower i robić zastrzyki. Będzie musiał robić je sobie co dzień przez sześć lat. Alex nie jest chory. Jest niski. Niższy od 97% rówieśników. Ma tylko 114 centymetrów. Może dociągnie do 170.
Zastrzyki mają sprawić, że urośnie więcej. Znajduje się w nich hormon wzrostu (zwany w skrócie hGH). Syntetyczna substancja identyczna z tą, którą produkuje przysadka mózgowa każdego zdrowego człowieka. Ona sprawia, że dzieci rosną. Odgrywa też dużą rolę w gospodarce energetycznej i wodnej naszych organizmów. Troszczy się o stan kośćca.
Wysocy i bogaci
Latem zeszłego roku amerykańska organizacja Food and Drug Administration (FDA) pozwoliła stosować hGH w leczeniu niskiego wzrostu nieustalonego pochodzenia. Co to oznacza? Ano to, że dziś każdy amerykański rodzic, który uzna, że jego dziecko jest za niskie, może poddać je terapii hormonem. W takiej sytuacji jest właśnie dziewięcioletni Alex. W podobnej - setki innych całkiem zdrowych i niewysokich dzieci. USA opanowała mania wzrostu. Dlaczego?
Z badań przeprowadzonych niedawno na University of Florida wynika, że centymetry wzrostu przekładają się na pensję. Każde dwa i pół centymetra (jeden cal) ponad przeciętną daje 789 dolarów więcej rocznie. Inne badania wskazują, że ponad połowa z 500 najbogatszych ludzi z listy „Fortune” mierzy więcej niż 182 centymetry (taki wzrost osiąga tylko 20 procent całej populacji).
- Wysocy byli zawsze premiowani w doborze naturalnym - jeśli ,stać ich było" na wzrost ponad przeciętną, oznaczało to, że są zdrowi i dobrze się odżywiają - wyjaśnia David Buss, antropolog ewolucyjny. - A to znaczyło też, że są silni i zaradni. To, że nadal wysokich ludzi obdarzamy takimi przymiotami, jest ewolucyjnym atawizmem.
Efekt nieznany
Czy da się przewidzieć, jak wysokie w przyszłości będzie dziecko? - Z dużym prawdopodobieństwem tak. I to już we wczesnym dzieciństwie - mówi profesor Ewa Małecka-Tendera, kierownik Katedry Endokrynologii Dziecięcej Śląskiej Akademii Medycznej. A kiedy można stwierdzić, czy ktoś rośnie za wolno? - Każdy ma swoje tempo, ale anomalie u niektórych dzieci można stwierdzić już w pierwszym, drugim roku życia - tłumaczy profesor Małecka-Tendera. - Do tego trzeba określić tak zwany wiek kostny dziecka i porównać go z wiekiem biologicznym.
Robi się to na podstawie zdjęcia radiologicznego nadgarstka. Lekarze porównują obraz kości z szablonami. Może się zdarzyć, że kości dziecka będą mieć osiem lat, gdy ono „w całości” - dziesięć. Jeśli okaże się, że przyczyna to niedobór hormonu wzrostu czy defekt genetyczny, dziecko zostanie skierowane do poradni endokrynologicznej. W Polsce nie mają szans na leczenie ci, których niski wzrost nie wynika z choroby, ale po prostu „z dziedzictwa”. Dlaczego? - To droga terapia - mówi profesor Małecka-Tendera. - W USA jeden centymetr wzrostu u dzieci chorych kosztuje 10 tysięcy dolarów, u zdrowych jeszcze więcej, bo potrzebują większych dawek leku. W Polsce lek jest refundowany tylko w trzech wskazaniach: zespołu Turnera, niedoczynności przysadki i przewlekłej niewydolności nerek. U nas zresztą rok leczenia to „tylko” 25 tysięcy złotych. Państwo przestaje płacić, gdy chłopiec osiąga 170, a dziewczynka 158 centymetrów. Albo gdy ich wiek kostny wynosi 14 lat u dziewczynek, 16 lat u chłopców, no i oczywiście gdy
leczenie nie odnosi żadnego skutku.
Jest jeszcze jeden problem z terapią hormonem - nie ma wiarygodnych przesłanek, że u zdrowego dziecka przyniesie efekt. I brak badań nad skutkami ubocznymi leczenia. Warto? - Każdy mówi, że nie liczy się wzrost, ale to, co człowiek sobą reprezentuje - mówi Alex. - Ale gdybym był najwyższy, a nie najniższy w klasie, to dzieciaki chciałyby siedzieć ze mną przy stole w stołówce, miałbym więcej przyjaciół i nikt nie śmiałby się ze mnie. - Ile chcesz mieć wzrostu? - pyta go siostra. - Wystarczyłoby 182 centymetry.
Alex po półrocznej terapii urósł nieco ponad sześć centymetrów. Ile urósłby bez wspomagania hormonem? Z badań wynika, że z hGH może w najlepszym razie oszukać naturę o trzy do pięciu centymetrów. W jego wypadku każdy będzie kosztował blisko 40 tysięcy dolarów...
Olga Woźniak
Korzystałam z artykułu „My little Brother on Drugs” z „Popular science”, kwiecień 2004