Wykopaliska potwierdzają lokalizację Reduty Ordona na Ochocie
W opinii znawcy powstania listopadowego prof. Tomasza Strzeżka, odkopanie szczątków uczestników walk o stolicę w 1831 r. potwierdza lokalizację Reduty Ordona na ul. Na Bateryjce na Ochocie. - To uzasadnione miejsce, pasuje do map rosyjskich - mówi historyk.
W środę archeolodzy prowadzący wykopaliska na Reducie Ordona poinformowali, że natrafili na szczątki sześciu osób, uczestników walk o Warszawę z 1831 r. Jak jest waga tego odkrycia?
Prof. Tomasz Strzeżek: To jeszcze jedno potwierdzenie, że Reduta Ordona znajdowała się właśnie przy ul. Na Bateryjce na Ochocie (na tyłach centrum handlowego Blue City), gdzie prowadzone są badania.
Ta lokalizacja wydaje się być jak najbardziej uzasadniona, pasuje ona do map rosyjskich, m.in. dołączonych do oficjalnego raportu gen. Iwana Paskiewicza (głównodowodzącego wojsk rosyjskich w czasie powstania listopadowego)
. Znajdują się tam rysunki redut, podane są ich dokładne wymiary, odległości między nimi, opisana jest cała przestrzeń pola bronionego przez Polaków.
Z ustaleniami trzeba jednak poczekać do ogłoszenia wyników pełnych badań archeologicznych, dotyczących odkrytych szczątków i rzeczy, które się przy nich znajdowały. Istotne są m.in. numery odnalezionych guzików; ich poznanie umożliwi określenie atakujących pułków, przynależność narodową poległych.
Najbardziej znanym epizodem walk o redutę jest, opisany przez Adama Mickiewicza, wybuch w prochowni. Jaki był bilans jego ofiar?
- Kiedy Polacy szykowali się do opuszczenia otoczonych przez wroga umocnień, w obliczu wdzierania się Rosjan na wały ze wszystkich stron, Konstanty Ordon, który był komendantem artylerii szańca, wykonując instrukcje dowództwa nakazał podpalenie magazynu prochowego.
Trudno jednak wyjaśnić, jakie były okoliczności tej legendarnej już eksplozji. Możliwe, że lont szybciej się spalił, ponadto kanonier mógł źle wykonać rozkaz; Rosjanie twierdzą, że do reduty wpadł pocisk. Są różne możliwości.
Liczba ofiar eksplozji prochowni musiała być dość znaczna, skoro na 350-400 polskich obrońców reduty Rosjanie wzięli do niewoli ok. 60. Trzeba jednak pamiętać, że część obrońców zginęła w boju, część uciekła.
Rosjanie w urzędowych danych przyznali się, że eksplozja prochowni zabiła im ok. 100 ludzi; wielu odniosło rany. Zginął m.in. dowódca nacierającego pułku.
Gdzie pogrzebano polskie ofiary eksplozji?
- W wirze walki na ofiary raczej nie zwracano uwagi. Rosjanie od razu przystąpili do przebudowy zdobytej reduty, otwierając ją od strony zachodniej, zamykając od strony wschodniej.
Do zasypywania rowów i wilczych dołów, których wokół reduty było mnóstwo, wykorzystywano wszystko, co było pod ręką, nawet ciała poległych Polaków. Moje podejrzenie jest takie, że ich szczątki mogą znajdować się od zachodniej strony reduty.
Czy odnalezione szczątki mogą należeć do ofiar eksplozji w prochowni?
- Będzie można to wykazać m.in. na podstawie ułożenia szkieletów, ich rozrzutu.
Zawsze każda eksplozja pozostawia po sobie ślady, a źródła jednoznacznie wskazują, że wybuch prochowni był duży. W jego wyniku ciała mogły zostać zasypane, co jest dla badaczy korzystne - można je odkopać w pełnym oporządzeniu, znajdując m.in. guziki, metalowe elementy wyposażenia.
Jakie znaczenie dla obrony Warszawy miały walki o Redutę Ordona?
- Reduta Ordona miała kolosalne znaczenie w walkach o Warszawę. Rosjanie stwierdzili, że to był punkt, od którego trzeba rozpocząć rozbijanie całej pierwszej linii polskich umocnień.
Reduta, z racji swego położenia, była zwornikiem między polskimi liniami obronnymi. W chwili jej zdobycia Rosjanie "włożyli klucz do zamka", który następnie - jak się okazało - otworzyli.
Na redutę składały się fortyfikacje ziemne; przy ich budowie nie używano materiałów stabilnych, takich jak cegła czy kamień. Reduta była dość dużą fortyfikacją, miała wysokie boki po ok. 30 m. Całość umocnień była otoczoną fosą.
6 września 1831 r. Polacy solidnie bronili reduty, mimo dużej przewagi Rosjan. Nacierały dwie rosyjskie kolumny - ok. 4 tys. ludzi. Trzeba pamiętać, że reduta była bardzo długa ostrzeliwana przez liczną artylerię rosyjską.
Skąd, oprócz wyników badań archeologicznych, historycy czerpią informacje na temat bojów o redutę?
- Historycy cały czas próbują odtworzyć wydarzenia z 1831 r. na podstawie bardzo ograniczonej liczby źródeł. Do rosyjskich archiwaliów dostęp jest utrudniony, nawet nie dlatego, że Rosjanie zamykają przed Polakami archiwa, a ze względu na fakt, że koszty pozyskiwania materiałów rosyjskich są bardzo wysokie.
W wielu wypadkach źródła rosyjskie zmieniają jednak obraz wydarzeń. Prawdopodobnie są zachowane dokładne raporty dowódców szturmu, do których - na dzień dzisiejszy - nie mamy dostępu.
Jeżeli chodzi o polskie źródła, to na ogół historycy bardzo dobrze je znają.
Jakie nadzieje wiąże Pan, jako badacz powstania listopadowego, z dalszymi wykopaliskami na reducie?
- Chciałbym wreszcie uzyskać szczegółowe informacje na temat samej eksplozji prochowni, dowiedzieć się jaka była jej rzeczywista siła. Z przekazów pisanych wynikają bowiem dość duże rozbieżności.
Bardzo ważna jest także weryfikacja liczby zabitych, pochowanych na reducie. Tyle lat już minęło od walk, ciała były znajdowane przecież w okresie przedwojennym. Oględziny odnalezionych szczątków pomogą także w określeniu ran, jakie odnosili żołnierze.
Mimo że na Redutę Ordona patrzy się obecnie jak na zbiorową mogiłę obu walczących armii, dalsze prace archeologiczne w tym miejscu mogą przynieść wiele nowego. W ich toku odnalezione zostaną zapewne kolejne szczątki.
Prof. Tomasz Strzeżek jest historykiem z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, specjalizującym się w wojskowości okresu powstania listopadowego. Jest autorem takich książek jak m.in. "Bój o Redutę Ordona. Epizod z bitwy warszawskiej 6-7 września 1831 roku", "Warszawa 1831", "Stoczek-Nowa Wieś 1831" oraz "Iganie 1831".