Wykładał na uczelni, stracił wszystko i został bezdomnym
Chcesz wyremontować lub kupić mieszkanie? Większość banków jest gotowa udzielić ci kredytu pod hipotekę. Ale uważaj, bo możesz trafić do... schroniska dla bezdomnych. Przytrafiło się to 44-letniemu łodzianinowi z tytułem doktora uczelni artystycznej.
27.02.2008 | aktual.: 27.02.2008 09:32
Pan Adam, 44-letni łodzianin z doktoratem, mieszka w Schronisku dla Bezdomnych Mężczyzn św. Brata Alberta przy ul. Szczytowej od stycznia ubiegłego roku. Mieszkanie o powierzchni 63 m kw. zamienił na klitkę przepełnioną pryczami. Zamiast żony i dziecka codziennie towarzyszy mu 12 mężczyzn.
Najtrudniej było mi przywyknąć do braku intymności- przyznaje pan Adam, ale nie narzeka. Obraziłem się na życie i sam wybrałem takie rozwiązanie.
A jeszcze w 2004 r. wykładał na wyższej uczelni i robił doktorat ze sztuk pięknych. Nie miał powodów narzekać na życie, bo wykonywał pracę, która dawała mu satysfakcję i pieniądze. Przynajmniej takie, że nie było konieczności, aby żona szła do pracy. Kiedy trzypokojowe mieszkanie na Bałutach zaczęło wymagać remontu, wziął kredyt pod jego hipotekę. Przecież było go stać, bo miesięczna rata w wysokości 600 zł to niezbyt wygórowany dodatkowy koszt. Przez 30 lat miał spłacić 58 tys. zł. To niewiele, bo przeciętnie kredyty bierzemy na 185 tys. zł.
Cztery lata temu nie podejrzewałem, że mogę stracić pracę. Przecież robiłem doktorat, a takich pracowników uczelnia potrzebuje - zaznacza pan Adam. Czekałem w zawieszeniu, aż mi przedłużą umowę, ale się nie doczekałem.
W 2005 r. 44-letni łodzianin stracił pracę. I chociaż kredyt był ubezpieczony od utraty pracy, to nie obejmowało to nieprzedłużenia umowy. Miałbym prawo do ubezpieczenia, gdybym był tokarzem i oberwałoby mi rękę - dodaje pan Adam.
Kiedy kończyły się pieniądze, łodzianin przyjmował zlecenia z agencji reklamowych. Jednak samemu trudno było utrzymać rodzinę. Najłatwiej było zrezygnować ze spłat kredytu._ Regulowałem je w kratkę, a czasami wcale_ - przyznaje pan Adam.
Po roku dostał pismo, że komornik ma zająć jego mieszkanie. A do spłacenia było jeszcze 50 tys. Łodzianin postanowił jednak uprzedzić windykację długu przez komornika i sam sprzedał mieszkanie za połowę jego ceny, czyli 150 tys. zł. Rozliczył się z bankiem i z tego, co zostało, kupił mieszkanie żonie, która w międzyczasie się z nim rozwiodła. Zostałem z pustymi kieszeniami i przyszedłem do schroniska - wyjaśnia pan Adam, który niedługo wyjeżdża do Anglii.
Takich przypadków w Łodzi nie brakuje, chociaż ogólna liczba niespłacanych kredytów w kraju spada. Obecnie jest na poziomie 3% Jednak w samym schronisku przy ul. Szczytowej mieszkało ostatnio 7 mężczyzn, którzy mieli zaciągnięte długi hipoteczne.
- Wcześniej mieli swoje firmy, które nawet całkiem dobrze prosperowały na rynku. Jednak w pewnym momencie nastąpił krach... i trafili do nas - wyjaśnia Jerzy Czapla, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Mężczyzn św. Brata Alberta. - Oczywiście doszło do tego załamanie, rozpad związku i czasem alkohol.
Natomiast w Schronisku dla Bezdomnych Kobiet św. Brata Alberta przy ul. Starorudzkiej nie brakuje pań, które mają zaciągnięte kredyty konsumenckie. - Zdarzało się, że dostawały pożyczki, chociaż nie miały zameldowania - dziwi się Anna Nowak, opiekunka.
Schronisko stara się motywować takie osoby do podejmowania pracy. Jednak długi ściągane są przeważnie z zasiłków pomocy społecznej i emerytur.
Agnieszka Magnuszewska