Trwa ładowanie...
21-08-2009 06:42

Wyjątkowy eksperyment polskiego dziennikarza

Polska będzie siódmym krajem europejskim, w którym zacznie działać SDE, czyli system dozoru elektronicznego skazanych. Od września elektroniczne kajdanki będzie mogło założyć 500 osób. Juliusz Ćwieluch z „Polityki”, który dał się dobrowolnie zakuć, opowiada Wirtualnej Polsce o wadach i zaletach systemu.

Wyjątkowy eksperyment polskiego dziennikarzaŹródło: Jupiterimages
d12acjy
d12acjy

SDE składa się z bransoletki (tzw. kajdanek), w której zostaje umieszczony nadajnik emitujący fale radiowe. Następnie bransoletka jest zakładana na nogę skazanego. W miejscu, gdzie przebywa skazany, instaluje się urządzenie, pozostające w bezpośrednim i stałym kontakcie z Centrum Monitoringu, które w trybie ciągłym śledzi jego położenie. Złamanie któregoś z obowiązków, nałożonych na skazanego objętego systemem monitorowania, będzie wiązało się z ewentualnym powrotem do więzienia.

Wybryk Ćwielucha

Juliusz Ćwieluch monitorowany jest od dwóch dni. System sprawdza, czy nie wyszedł z domu przed 7.00 i wrócił do niego przed 19.00. W przypadku spóźnienia, odnotowane zostanie złamanie zasad. Dziennikarz przeprowadził eksperyment, polegający na odłączeniu w domu elektryczności. Myślał, że urządzenie padnie, ale okazało się, że wyposażono je w baterie, które podtrzymują zasilanie przez dobrych kilkanaście godzin, a do Ćwielucha zadzwonili z centrali, że łamie zasady wykonywania kary. Jego wybryk został odnotowany.

- Elektroniczne kajdanki to tak naprawdę kara odbywająca się w głowie. Jeżeli nie wróciłbym o odpowiedniej godzinie do domu, to można by uznać, że system nie działa. Jestem karnym więźniem, ponieważ mam w perspektywie możliwość powrotu do więzienia, dlatego system się sprawdza – mówi Ćwieluch. Podstawowe niebezpieczeństwo, zauważa, to fakt, że SDE nie jest dla każdego. Nikt nie przypilnuje więźnia, nie będzie go ścigał czy zmuszał. Jeśli nie będzie przestrzegał ograniczeń, pozostanie nam wyłożyć z kieszeni na zamknięcie go w więzieniu. Problem w tym, że polskie więzienia są przepełnione. Na chwilę obecną nie ma takiego, w którym byłyby wolne miejsca. Prawie 40 tys. osób ma wyroki skazujące, których nie odsiaduje. Elektroniczne kajdanki to kara odbywająca się w głowie

Ćwieluch zauważa, że nie dość, że brakuje miejsc, to jeszcze polskie więziennictwo nie jest dostosowane do norm europejskich. Chodzi o ustawowe trzy metry kwadratowe na jednego skazańca. Na razie nie trzymamy się tej normy. Skazany może złożyć pozew do Strasburga i uzyskać odszkodowanie.

d12acjy

Ucieczka z domu

W Anglii, gdzie SDE działa od 14 lat, o tym, czy ktoś za nieprzestrzeganie zasad trafi do więzienia, czy nie, decyduje sąd. Każda sprawa rozpatrywana jest indywidualnie. Ćwieluch opowiada, że zdarzają się sytuacje, w których skazany nie wrócił nie wraca do domu na noc. Informację o takim zdarzeniu od razu dostaje sąd, a w Polsce kurator, który dopiero zgłasza sprawę do sądu. Jest więc element pośredni.

Dziennikarz, pytany o to, czy urządzenie oddziałuje negatywnie na jego psychikę, odpowiada, że póki co nie, ale gdyby pochodził z nim przez 2-3 miesiące, to pewnie byłyby jakieś skutki. Wczoraj, na przykład, chciał wieczorem wyjść z żoną do kina, ale nie mógł, bo o 19.00 musiał być już w domu. – Dziś pomyślałem sobie, że w sobotę o 19.00 jest fajny koncert jazzowy, na który chciałbym pójść. Szybko zorientowałem się, że nie mogę, bo w tym czasie muszę już być w domu. Chcieliśmy z kolegą naprawić samochód i znowu to samo. On mógł się spotkać dopiero po 18.00, a ja muszę już o 19.00 być w domu – wylicza Ćwieluch. Przyznaje, że takie ograniczenia faktycznie negatywnie działają na psychikę.

Żeby móc swobodnie chodzić po mieście po godz. 19.00, dziennikarz musiałby zdjąć bransoletkę. Kilka razy próbował, ale mu się nie udało. W ciągu dnia system go nie monitoruje, bo bransoletka, którą dziennikarz ma na nodze, działa tylko w połączeniu ze stacją bazową. – To nie jest GPS. W centrali wiedzą tylko, czy jestem o odpowiedniej godzinie w domu, czy mnie nie ma – mówi. Pierwsi chętni

Prace nad SDE trwały w Polsce cztery lata. Wzorowano się na innych krajach, w których system już działa, takich jak Portugalia, Szwecja czy Anglia. Za realizację projektu odpowiadała spółka Comp, która zakończyła już prace nad pierwszym etapem budowy systemu. Od września z elektronicznych obrączek będzie mogło skorzystać 500 osób. Docelowo liczba ta ma wynieść 15 tysięcy.

d12acjy

Bransoletki będą mogli nosić tylko niektórzy skazani. Tacy, którzy popełnili lekkie przestępstwa i zostali skazani na kary od pół roku do roku pozbawienia wolności. W tym czasie SDE będzie kontrolowało, czy przestrzegają oni nałożonych na nich ograniczeń, jak zakaz zbliżania się do określonych osób i miejsc, czy przebywania w wyznaczonym czasie w określonym miejscu.

Główną zaletą SDE są niskie koszta. Jak podaje „Życie Warszawy”, koszty utrzymania więźnia za pomocą SDE wynoszą 100 zł miesięcznie, podczas gdy w tradycyjnym więzieniu jest to aż 2,3 tys. zł . Wprowadzenie elektronicznych obrączek w Polsce ma na celu nie tyle obniżenie kosztów, co odciążenie przepełnionych obecnie więzień. Skazani za drobne przestępstwa nie będą też musieli odbywać kary z recydywistami.

Są już pierwsi chętni do „zaobrączkowania”. Przykładem, jak podaje Ćwieluch w artykule „Wolność w domu”, jest klient mecenasa Marka Szczygielskiego, który, ma wyrok w zawieszeniu za to, że ukradł komplet kołpaków. „Wyrok w zawieszeniu udało mu się szybko „odwiesić” poprzez próbę wyłudzenia tysiąca złotych od kolegi. Teraz mecenas Szczygielski za pomocą urzędowych pism robi wszystko, żeby jego klient nie trafił ponownie do więzienia, a zamiast tego płynnie przeszedł do SDE” – czytamy.

Całkowity koszty SDE w Polsce, jak podaje prawnik.pl, to 225,7 mln zł. brutto. Jest to największy przetarg w historii wymiaru sprawiedliwości. Czy rzeczywiście się sprawdzi?

Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

d12acjy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d12acjy
Więcej tematów