Wygodna obojętność
Porzuciliśmy dziecko na wrocławskim Dworcu Głównym. Przez dwie godziny nikt nie zwrócił na nie uwagi.
29.08.2005 | aktual.: 29.08.2005 08:39
Kilkudniowa dziewczynka znaleziona w lesie koło Bolesławca. W Gliwicach Filip porzucony w parku. W Tarnobrzegu Paweł zostawiony na chodniku. Wszystkie te dzieci łączy jedno – matki ich nie chciały. My postanowiliśmy sprawdzić, jak mieszkańcy Dolnego Śląska reagują na takie sytuacje
Jest sobota rano. Dworzec Główny PKP we Wrocławiu. Nasza reporterka zmierza z dzieckiem (lalką) w wózku w kierunku kas biletowych. W holu głównym mnóstwo ludzi. Dziennikarka staje, rozgląda się nerwowo i po chwili porzuca dziecko. Odchodzi od wózka szybkim krokiem. Nikt jej nie zatrzymuje. Za jej plecami widać tylko zdziwione spojrzenia ludzi, którzy widzą, co się dzieje. Mijają kolejne minuty. Jakaś starsza pani zagląda do wózka, potem patrzy na boki i... odchodzi. Po pół godzinie obok porzuconego „dziecka” przechodzi policjant z psem. Potem powtórzy się to jeszcze kilka razy. Funkcjonariusze są tu dziś, by pilnować kibiców Zagłębia Sosnowiec, którzy przyjeżdżają do Wrocławia na mecz. Wózek ich nie interesuje. Mija godzina. Nic się nie dzieje. W końcu zaniepokojona kasjerka pokazuje koleżance wózek. Chwilę rozmawiają. Gdy mija druga godzina od porzucenia, wychodzimy z ukrycia.
Już miałam zawiadomić sokistów – mówi kasjerka Alicja Łączniak, gdy wyjaśniamy, że to my zostawiliśmy wózek. – Najpierw pomyślałam, że matka kupuje bilet. Ale później zorientowałam się, że coś jest nie tak. – To dziecko nie dawało mi spokoju – przyznaje Małgorzata Dudek, jej koleżanka. – Myślałam, że to kolejne porzucone maleństwo.
Policjant zawsze na służbie
Na drodze nr 3, między Legnicą a Lubinem, w sobotnie przedpołudnie ruch jest bardzo duży. Nasz wózek z lalką ustawiamy na parkingu przed barem w Kochlicach. Żadna matka nie zostawiłaby tak swojego malucha. Jednak miejscowi przechodzą obojętnie. Grupa rowerzystów, która mijała wózek kwadrans wcześniej, wraca teraz z wycieczki i znowu obojętnie przejeżdża.
Naszej akcji sekundują właściciele baru. – To szok! Jestem załamany zachowaniem ludzi – nie ukrywa emocji pan Robert. – Potwierdza się to, co zauważyliśmy już wcześniej – to znieczulica Po pewnym czasie przestawiamy wózek na przystanek autobusowy. Zostawiamy go w okolicach wiaty. Po chwili czeka nas niespodzianka. Obok wózka zatrzymuje się auto. – Jestem policjantem z Legnicy. Nie pracuję dzisiaj, ale gdy tylko zauważyłem ten opuszczony wózek, zawróciłem. Zawsze reaguję na takie sytuacje – tłumaczy. Po kolejnych kilku minutach do porzuconego ”dziecka” podchodzą inni. – Wracałem z grzybobrania i zauważyłem opuszczony wózek. Podjechałem do zabudowań, żeby spytać, czyje to dziecko – mówi Jerzy Domin, bezrobotny legniczanin. – Córka widziała z okna, jak pani go porzuciła – mówi pani Krystyna, mieszkająca w pobliżu. – Od razu zareagowałam.
Trzydziestu obojętnych ludzi
Szczawno Zdrój, kilka minut przed godziną 19. Na mszę schodzą się wierni. Nasza dziennikarka jeździ z wózkiem po chodniku przed kościołem. Po chwili zostawia wózek tuż przed nim. Po kilku minutach do „dziecka” przechodzą dwie dziewczyny. Prawie się o nie potykają, jednak odwracają głowy i idą dalej. Obok porzuconego „noworodka” przeszło prawie trzydzieści osób w ciągu godziny. Spośród nich tylko jedna zajrzała do wózka. Od razu sięgnęła do torebki po telefon komórkowy. – Ta sytuacja wydała mi się podejrzana, bo wózek stoi dosyć daleko od drzwi kościoła – mówi Anna Babecka. – Żadna mama nie zostawiłaby tak swojego maleństwa. Chciałam zadzwonić do straży miejskiej. Przecież, gdyby to był prawdziwy noworodek, mogłaby mu się stać krzywda.
Młodzi wrażliwi
Jelenia Góra, ruchliwa ulica Wojska Polskiego, w pobliżu stacji pogotowia ratunkowego. Dopiero po godzinie porzuconym maleństwem zainteresowała się dwójka młodych ludzi. – Od piętnastu minut obserwuję ten wózek – mówi Magda Długasiewicz, uczennica jednego z jeleniogórskich liceów. – Myślałam, że ktoś porzucił dziecko. Chciałam zawiadomić policję. Po chwili znowu obserwujemy nasze porzucone „dziecko” z oddali. Podchodzi do niego dwóch chłopców: 9-letni Rafał i 11-letni Patryk. – Zdziwiło nas, że ten wózek tu stoi. Gdyby w środku rzeczywiście było dziecko, poszlibyśmy z nim na policję albo do szpitala – tłumaczą chłopcy.
Droga do adopcji
Izabela Karpowicz, pedagog z ośrodka adopcyjno-opiekuńczego – Każda matka, która nie chce dziecka, może bez żadnych konsekwencji zostawić je w szpitalu. Podpisuje wówczas dokument, w którym wstępnie zrzeka się praw do dziecka. Aby ta decyzja nabrała mocy prawnej, musi zgłosić się do ośrodka adopcyjnego. Najwcześniej po sześciu tygodniach od urodzenia dziecka można wystąpić do sądu rodzinnego z wnioskiem o oddanie niemowlęcia do adopcji. Dziecko może jednak już wcześniej trafić do rodziny zastępczej, która chce adoptować maleństwo. Nowi rodzice muszą się jednak liczyć z tym, że do czasu, gdy sprawa toczy się w sądzie, biologiczna matka może zmienić swoją decyzję, bo ma do tego prawo.
Michał Mielczarek, socjolog – W takich sytuacjach ludzie często nie reagują. Działa mechanizm zrzucania odpowiedzialności na innych. Każdy myśli: na dworcu jest dużo ludzi, na pewno ktoś coś zrobi, pomoże, zainteresuje się. I w rezultacie nie dzieje się nic. Nie chcemy mieszać się w cudze sprawy i wolimy zostawić to innym. Zakładamy, że jeśli faktycznie dzieje się coś niedobrego, na pewno ktoś zareaguje. Poza tym w dzisiejszym świecie więzy społeczne ulegają coraz większemu rozluźnieniu, stajemy się nieufni wobec innych i wobec tego, co nas otacza. Nie solidaryzujemy się z innymi ludźmi. To właśnie jest znieczulica społeczna.
Katarzyna Tokarska