Wyciek z ministerstwa kultury. Sygnalistka straciła pracę, resort zabrał jej ochronę prawną, bo udzielił jej przez pomyłkę
Poufny list sygnalistki do minister kultury Marty Cienkowskiej ministerstwo przekazało osobie, której dotyczyło zgłoszenie. Autorka listu Hanna Radziejowska została odwołana ze stanowiska kierownika niemieckiego oddziału Instytutu Pileckiego. Ministerstwo przekonuje, że kobieta nigdy nie została objęta ochroną dla sygnalistów, a status przyznano jej przez pomyłkę.
- Hanna Radziejowska została odwołana ze stanowiska przez swojego przełożonego Krzysztofa Ruchniewicza, gdy ten dowiedział się, że kobieta zgłaszała niewłaściwe działania dyrektora Instytutu Pileckiego.
- Wirtualna Polska ustaliła, że Ruchniewicz otrzymał poufny list wysłany przez Radziejowską do minister Cienkowskiej z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
- Ministerstwo kultury oświadczyło, że Radziejowskiej nigdy nie przysługiwała ochrona dla sygnalistów.
- To samo ministerstwo przekazało Radziejowskiej 3 kwietnia 2025 r. informację, że jej zgłoszenie jest objęte ochroną przysługującą na podstawie ustawy o ochronie sygnalistów. Publikujemy dowód. Ministerstwo odpowiada: status przyznał pracownik, który nie powinien tego robić, więc ochrona nie obowiązuje.
List sygnalistki ciekawostką wśród polityków
15 sierpnia 2025 r. poinformowaliśmy w Wirtualnej Polsce, że odwołana ze stanowiska kierowniczki niemieckiego oddziału Instytutu Pileckiego Hanna Radziejowska w poufnej korespondencji informowała ministrów kultury - Hannę Wróblewską i jej następczynię Martę Cienkowską - o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu instytutu kierowanego przez prof. Krzysztofa Ruchniewicza (o nich piszemy poniżej).
Przygotowując artykuł, sprawdziliśmy również, ile czasu zajmie nam zdobycie listu Radziejowskiej do minister Cienkowskiej. Poprosiliśmy jednego z posłów koalicji rządowej o pomoc. W ciągu kilku godzin przesłał nam kopię listu, który został oznaczony przez jego autorkę jako poufna korespondencja. Dokument sygnalistki zaczął bowiem krążyć wśród polityków i urzędników jako ciekawostka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasowy pomnik dla Polaków w Berlinie. Forma budzi kontrowersje
Po naszej publikacji Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazało, że Radziejowskiej nie przysługiwała ochrona dla sygnalistów. Rzeczniczka Instytutu Pileckiego Luiza Jurgiel-Żyła napisała w portalu X: "Cieszę się, że mamy oficjalne potwierdzenie z Ministerstwa Kultury udzielone TVN24, że weekendowe rewelacje Wirtualnej Polski i Patryka Słowika były nieprawdziwe. Pytanie tylko dlaczego tak szanowane medium i dziennikarze, opierają się na nierzetelnych źródłach i w jaki sposób dziennikarze zrehabilitują się za ten błąd w sztuce?".
W ramach rehabilitacji przekazujemy więcej szczegółów sprawy.
"Zgłoszenie jest objęte ochroną"
Fakty, o których pisaliśmy zresztą już 15 sierpnia, wyglądały następująco: od początku 2025 r. Hanna Radziejowska nie miała wątpliwości, że część działań dyrektora Instytutu Pileckiego jest szkodliwa dla samego instytutu, jak i dla polskiego państwa. Jako że - jej zdaniem - rozmowy z szefem nie przynosiły skutku, postanowiła o szczegółach poinformować przełożonego swojego przełożonego, czyli ówczesną minister kultury Hannę Wróblewską.
Radziejowska poprosiła, by uznać ją za sygnalistkę. W kwietniu 2025 r. - a dokładnie 3 kwietnia - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego stwierdziło, że korespondencja z Radziejowską spełnia wymogi ustawy o ochronie sygnalistów. Oznacza to przede wszystkim, że ministerstwu nie wolno tej korespondencji swobodnie przekazywać dalej, w szczególności do osoby, której dotyczy zgłoszenie.
Gdyby istniała konieczność przekazania, najpierw trzeba by o tym poinformować sygnalistkę, a to nie miało miejsca. Ponadto z działań sygnalistki nie mogą wynikać żadne negatywne konsekwencje dla niej. To znaczy, nie wolno np. jej odwołać ze stanowiska z tego względu, że sygnalizuje nieprawidłowości.
Dowodem na to, że ochrona została przyznana, jest wiadomość wysłana Hannie Radziejowskiej 3 kwietnia 2025 r. przez Konrada Rodziewicza, starszego specjalistę w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wskazuje on wprost: "zgłoszenie jest objęte ochroną, zgodnie z ustawą z dnia 14 czerwca 2024 r. o ochronie sygnalistów".
Radziejowska więc dalej prowadzi korespondencję z ministerstwem. Zaznacza w niej, że robi to w trybie ustawy o ochronie sygnalistów, prosi o zachowanie poufności. Wie, że wyciek informacji do Krzysztofa Ruchniewicza, skończy się dla niej źle.
W sierpniu "Rzeczpospolita" ujawniła, że prof. Ruchniewicz chciał zorganizować seminarium dotyczące zwrotu dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec. Dziennik informował, że o planach Ruchniewicza szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie zaalarmowała nową minister kultury Cienkowską i chargé d’affaires ambasady w Berlinie Jana Tombińskiego.
Następnie ministerstwo kultury przekazało list Radziejowskiej prof. Ruchniewiczowi. Ministerstwo nam to w końcu przyznało. Ruchniewicz zaś, po zapoznaniu się z korespondencją, podjął decyzję o odwołaniu Radziejowskiej ze stanowiska. Jako jeden z powodów wskazał to, że prowadziła ona korespondencję z "osobami trzecimi".
Ministerstwo kultury: mail pracownika nie jest dowodem
Ministerstwo kultury poinformowało nas, że Konrad Rodziewicz, jako pracownik Departamentu Dziedzictwa Kulturowego, nie ma uprawnień do decydowania o przyznaniu statusu sygnalisty.
"Jego mail do pani Radziejowskiej nie jest dowodem przyznania tego statusu przez Ministerstwo. Korespondencja pani Radziejowskiej nie spełniała wymogów merytorycznych określonych w ustawie z dnia 14 czerwca 2024 r. o ochronie sygnalistów" - wskazuje resort. I dodaje, że w związku z korespondencją pana Konrada Rodziewicza z panią Hanną Radziejowską trwa procedura wyjaśniająca.
Watchdog Polska: Ministerstwo nie miało prawa
Prawnicy nie mają najmniejszych wątpliwości, że aparat państwa zawiódł i że rację ma Hanna Radziejowska. Co gorsza, odbiło się to negatywnie na sygnalistce.
- Bardzo smutna sprawa, która zniechęca do zgłaszania nieprawidłowości - komentuje Szymon Osowski, prawnik, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Zaznacza, że ministerstwo nie miało prawa przekazać zgłoszenia Radziejowskiej dyrektorowi Instytutu Pileckiego.
- I, co ważne, bez znaczenia jest to, czy sformułowane przez sygnalistkę zarzuty okazały się słuszne, czy ostatecznie zdaniem ministra okazały się niesłuszne. Istotą sygnalizacji jest bowiem to, że organ mający możliwość weryfikacji zgłoszenia zajmuje się sprawą. Zasadność zgłoszenia nie ma wpływu na to, czy ktoś podlega ochronie, czy nie podlega - zauważa Osowski.
Nie ma też wątpliwości, że od 3 kwietnia 2025 r., czyli momentu przekazania przez ministerstwo informacji o objęciu ochroną, Radziejowska powinna być chroniona.
- Jeśli ktoś teraz powie, że zgłoszenie wysłano na złym papierze, że dotyczyło sprawy niemieszczącej się w zakresie ustawy, że ochrona dotyczyła tylko jednego maila, a nie drugiego, to trzeba było poinformować sygnalistkę, że ochrona przestaje obowiązywać. Nie było natomiast żadnej podstawy do przekazania zgłoszenia przełożonemu sygnalistki - podkreśla prezes Watchdog Polska.
Podobnie wynika zresztą z rządowego poradnika dla sygnalistów. Na stronie gov.pl w zakładce "Sygnaliści w pytaniach i odpowiedziach" wskazano m.in., że ochrona sygnalisty rozpoczyna się od momentu dokonania zgłoszenia, a - w razie uznania, że zgłoszenie jest niezasadne - jeśli tylko sygnalista miał uzasadnione podstawy do zgłoszenia, to należy uznać, że było ono prawidłowe i zgłaszający ma ochronę.
Wątpliwości nie ma też dr Błażej Mądrzycki, radca prawny specjalizujący się w prawie pracy, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Podkreśla, że polska ustawa o ochronie sygnalistów jest implementacją unijnej dyrektywy. Warto więc jego zdaniem sięgnąć do intencji europejskiego prawodawcy.
Szczególnie istotny jest motyw 36 określający, że "osoby, które pozyskują zgłaszane przez siebie informacje w ramach swojej działalności zawodowej i narażają się tym samym na ryzyko działań odwetowych w miejscu pracy, na przykład z uwagi na fakt, że dopuszczają się naruszenia obowiązku dochowania tajemnicy lub obowiązku lojalności, wymagają szczególnej ochrony prawnej. Osobom tym należy zapewnić taką szczególną ochronę z uwagi na ich wrażliwą sytuację ekonomiczną względem osoby, od której de facto zależy ich sytuacja zawodowa".
- Jeśli więc ktoś przekazuje informację dotyczącą jego przełożonego, uważając jego działania za niewłaściwe, co do zasady zasługuje na ochronę. I nie ma znaczenia czy zgłoszenie zostanie uznane przez organ przyjmujący za zasadne, czy nie – takie są intencje zawarte w dyrektywie - wskazuje ekspert.
Jego zdaniem nieakceptowalna jest sytuacja, w której organ administracji rządowej zapewnia zgłaszającego o stosowaniu ochrony zastrzeżonej dla sygnalistów, po czym organ ten przekazuje zgłoszenie podmiotowi, do którego sformułowano w tymże zgłoszeniu zastrzeżenia.
- Nawet jeśli w którymś momencie uznano, że zgłoszenie nie podlega przepisom ustawy, to nie oznacza to jeszcze braku ochrony dla zgłaszającego. Jaki jest sens ustawy o sygnalistach, kiedy partykularna decyzja urzędnika pozwala na ujawnienie danych zgłaszającego? - pyta retorycznie naukowiec.
I dodaje: - Jeśli polskie instytucje nie zmienią praktyki, przepisy o ochronie sygnalistów będą martwe. Dziś wiele osób obawia się, że nie warto dokonywać zgłoszeń, bo istnieje ryzyko, że zgłoszenie wycieknie, a konsekwencje poniesie sygnalista.
Hanna Radziejowska oświadczyła, że planuje dochodzić swoich praw przed sądem.
Paweł Figurski i Patryk Słowik są dziennikarzami Wirtualnej Polski
.