Wybory w Gruzji - ucieczką do przodu dla prezydenta
Micheil Saakaszwili wygra
prawdopodobnie sobotnie wybory prezydenckie w Gruzji, lecz aby
odzyskać nadszarpniętą reputację lidera demokracji, elekcja musi
być wyjątkowo uczciwa i przejrzysta.
Saakaszwili - symbol demokratycznych reform w Gruzji od czasu rewolucji róż na jesieni 2003 roku - zaproponował przedterminowe wybory prezydenckie, aby rozwiązać kryzys społeczno-polityczny, którego przejawem była listopadowe demonstracje antyrządowe i zamieszki. Prezydent wysłał wtedy przeciwko demonstrantom policję z gazem łzawiącym i kulami gumowymi, doprowadził do zamknięcia największej opozycyjnej stacji telewizyjnej Imedi i wprowadził 7 listopada w kraju stan wyjątkowy.
Jeśli Saakaszwili wygra, ma szanse na odzyskanie autorytetu na Zachodzie - naderwanego w ostatnim czasie z ogromnymi stratami dla Gruzji.
Kryzys w Gruzji wybuchł w końcu września ubiegłego roku, gdy były minister obrony Irakli Okruaszwili wystąpił z poważnymi oskarżeniami wobec prezydenta o nadużycie władzy. Jego aresztowanie, odwołanie przez niego oskarżeń i zwolnienie za kaucją wywołało poważną krytykę pod adresem władz oskarżanych o nieprzejrzystość działania i instrumentalizację państwa do celów politycznych.
Rozpisując przedterminowe wybory prezydenckie i równoczesne referendum w sprawie daty wyborów parlamentarnych i przynależności do NATO, które faktycznie stałyby się narodowym plebiscytem, Saakaszwili postawił na szali cały swój autorytet. Ocenie mają być poddane lata jego rządów, kontrastujące z poprzedzającym go fatalnym dla Gruzji okresem rządów Eduarda Szewardnadzego.
O ile w wyborach parlamentarnych dominujący obecnie obóz rządzący z pewnością utraciłby część poparcia, o tyle w wyborach prezydenckich - przy braku wyrazistego kontrkandydata opozycji, poważnych różnicach i rozgrywkach personalnych w łonie opozycji - Saakaszwili może liczyć na zwycięstwo.
Prawdopodobna wygrana Saakaszwilego w sobotę przywróciłaby naderwaną legitymację jego władzy, podzieliłaby opozycję przed wyborami parlamentarnymi (przyspieszonymi czy też konstytucyjnie zaplanowanymi na jesień 2008 r.), a przede wszystkim przywróciłaby wiarygodność Gruzji na arenie międzynarodowej.
W styczniu 2004 roku Saakaszwili wygrał wybory prezydenckie w imponującym stylu, uzyskując ponad 96% poparcia. Obecnie analitycy dają mu 60% poparcia. Gruzini pamiętają in plus swemu młodemu i energicznemu prezydentowi dążenie do Unii Europejskiej i NATO, a także wysiłki w kierunku uniezależnienia się od Moskwy. Jednak jego popularność została poważnie ograniczona przez wszechobecną korupcję i ubóstwo, a także przez listopadowe wydarzenia. Saakaszwilemu nie udało się też przywrócić kontroli centralnych władz nad dwoma separatystycznymi prowincjami - Abchazją i Południową Osetią.
W sobotnich wyborach prezydenckich ma startować siedmioro kandydatów, jednak drugi poważny kandydat to bezpartyjny prawnik i deputowany Lewan Gaczecziładze. Reprezentować on będzie dziewięć opozycyjnych ugrupowań.
Wbrew wcześniejszym własnym zapowiedziom, z wyborów nie wycofał się miliarder Badri Patarkaciszwili, który był oskarżany o próbę przewrotu, gdy jego stacja telewizyjna Imedi stała się w listopadzie główną tubą opozycji. Poinformował, że jednak zamierza ubiegać się o fotel prezydenta.
Opozycja już zapowiedziała, że będzie masowo protestować, jeśli okaże się, że wybory zostały sfałszowane. (mg)