Wybory prezydenckie w Wenezueli
Około 16 milionów Wenezuelczyków wybiera na kolejnych sześć lat swojego prezydenta. Chociaż w wyborach startuje 15 kandydatów, wyścig rozegra się między obecnym prezydentem Hugo Chavezem a głównym kandydatem zjednoczonej opozycji Manuelem Rosalesem.
03.12.2006 | aktual.: 03.12.2006 12:38
Według ostatnich sondaży, Chavez cieszył się ok. 60-procentowym poparciem i miał prawie 30-punktową przewagę nad swoim rywalem, wspólnym kandydatem 42 ugrupowań politycznych.
Lokale wyborcze otwarto o godzinie 6.00 rano (11.00 czasu warszawskiego) i będą czynne do godziny 16.00 (21.00 czasu warszawskiego).
Chavez, który jest u władzy od 1999 r., w rezultacie dwukrotnie wygranych wyborów, stawia sobie za cel "zbudowanie socjalizmu XXI stulecia". Przedstawia się jako przyszły następca Fidela Castro w Ameryce Łacińskiej.
Zapewnia przy tym, że nie ustanowi dyktatury w Wenezueli. We wrześniu zaniepokojenie w kraju wywołała wypowiedź Chaveza, że w razie ponownego zwycięstwa ogłosi referendum, które pozwoli mu pozostać na zawsze u władzy.
Na wzór bohatera walk o niepodległość krajów Ameryki Łacińskiej Simona Bolivara, znany z wrogości do USA 52-letni Chavez marzy o latynoamerykańskiej integracji skonsolidowanej przeciwko "diabłowi", jak nazwał Chavez prezydenta USA George'a W. Busha, we wrześniu podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ w Nowym Jorku.
Chociaż Chaveza można zaliczyć do najbardziej zagorzałych krytyków polityki Busha, nie przeszkadza to Wenezueli eksportować połowę swojej ropy do USA. Według źródeł amerykańskich z Wenezueli pochodzi 11,8 proc. amerykańskiego importu ropy naftowej.
Od objęcia prezydentury w 1999 r. rząd Chaveza zwiększył kontrolę państwa nad przemysłem naftowym, a rezerwy banku centralnego przekazał na finansowanie programów pomocowych dla ubogich. Swą popularność zawdzięcza Chavez właśnie finansowaniu z dochodów z ropy naftowej programów ochrony zdrowia i oświaty dla najbiedniejszych. Opozycja twierdzi jednak, że poparcie społeczne uzyskuje poprzez zastraszanie wyborców.
53-letni Rosales, gubernator bogatej w ropę naftową prowincji Zulia, któremu udało się zjednoczyć tradycyjnie podzieloną opozycję, oparł swoją równie populistyczną kampanię na słabościach Chaveza - wysokim poziomie przestępczości i braku bezpieczeństwa na ulicach dużych miast oraz niezadowoleniu z preferencyjnej sprzedaży ropy Kubie.
Sam Rosales jednak we wrześniu obiecał, że jeśli zwycięży w wyborach, rozda obywatelom 1/5 dochodów kraju ze sprzedaży ropy naftowej. W 2005 r. wydobycie ropy przyniosło Wenezueli 80 mld USD. Swą obietnicą Rosales chce przekonać do głosowania na niego biedniejsze warstwy ludności, które stanowią oparcie dla obecnego lewicowego Chaveza.
Do niedzielnego głosowania uprawnionych jest około 16 mln Wenezuelczyków. Ponad 57 tys. wyborców zagłosuje za granicą, z tego połowa w Stanach Zjednoczonych.
Nad bezpieczeństwem obywateli podczas wyborów skierowano liczne jednostki wojska. Około 130 tys. żołnierzy zostało rozmieszczonych w 32 tys. lokali wyborczych. Przebieg elekcji ocenia 1200 obserwatorów międzynarodowych z Unii Europejskiej, Centrum im. Jimmy'ego Cartera i Organizacji Państw Amerykańskich (OPA).