Wybory na wesoło
Giertych w reklamie oleju, Bochniarz zachwalająca pastę do zębów, Kaczyński z piwem. To nie sposoby na finansowanie kampanii wyborczych – to internauci przerabiają billboardy polityków.
Oryginalny plakat staje się pożywką dla użytkowników sieci, którzy prześcigają się w złośliwościach wobec kandydatów i partii. Na inwencję internautów może liczyć Donald Tusk. W sieci przyprawiono mu kaczy dziób, a jego hasło „Prezydent Tusk – człowiek z zasadami” zastąpiono „Prezydent Tusk – człowiek”.
Profesor Rafał Ohme, psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, podkreśla wysiłek, jaki trzeba włożyć w przygotowanie takiego pastiszu. Uważa, że tego typu manipulacje śwadczą o popularności danego kandydata.
– Poprzez śmieszność zwiększa się popularność kandydata, ludzie lepiej zapamiętują osobę wyśmiewaną – mówi Ohme.
Nietrudno domyślić się intencji internautów, jednak nawet złośliwe przekręcanie hasła wyborczego może mieć skutek odwrotny do tego, jaki chciał osiągnąć autor. I tak na przykład hasło „Człowiek z zakolami” zdaniem prof. Ohme może sprawiać, że jego odbiorcy zechcą zapamiętać oryginalne hasło, by zrozumieć żart.
Z tą opinią polemizuje Bartłomiej Biskup, doktorant marketingu politycznego. – To ośmiesza, trudno więc mówić, by pomagało kandydatom – mówi. – To wyborczy folklor, ale dzięki niemu kampanie stają się znośniejsze. Zdaniem prof. Ohme, w przypadku kandydatów z czołówki list wyborczych domalowywanie na plakatach wąsów, bródek itp. może paradoksalnie przyczynić się do wzrostu popularności. – Człowiek oglądający plakat kandydata z domalowaną swastyką zaczyna mu współczuć i odczuwa niechęć do ludzi, którzy tak go potraktowali– twierdzi Ohme.
– Jeżeli nie jest to atak polityczny, a dzięki temu ktoś się uśmiechnie, to dobrze, będzie zdrowszy – mówi Joanna Zaręba, szefowa biura politycznego Henryki Bochniarz. – W polityce panuje zasada: nieważne jak, byleby mówili – uważa prof. Ohme. –_ Przerabianie plakatów w sposób humorystyczny, może być częścią kampanii marketingowej kandydatów. A jeśli nie, to może warto, by komitety zatrudniły takich ludzi, aby pomogli w dotarciu do niezdecydowanego elektoratu_– dodaje.
Piotr Kucharski