Wybory bez możliwości wyboru
W większości okręgów białoruscy wyborcy nie będą mieć żadnej alternatywy - wynika z danych dotyczących zaplanowanych na marzec wyborów do władz lokalnych. Do tej pory rejestracji odmówiono blisko jednej trzeciej kandydatów wysuniętych przez białoruskie partie polityczne (o start w wyborach starały się 1033 takie osoby), których oficjalna propaganda nazywa "kandydatami opozycji".
Według przewodniczącej Centralnej Komisji Wyborczej Lidii Jarmoszyny o 24.012 mandatów będzie się ubiegać niewiele więcej, bo 25.805 kandydatów. "Liczba ta może się jeszcze zwiększyć, gdyż komisje, a niekiedy i sądy, rozpatrują skargi osób, których kandydatury nie zostały zarejestrowane" - powiedziała Jarmoszyna.
Według jej słów rejestracji odmówiono 762 osobom czyli 2,9% ogólnej liczby zgłoszonych kandydatów. Najczęstszym powodem odmowy były błędnie wypełnione deklaracje o dochodach, które kandydaci wypełniali po raz pierwszy. Szansę na znalezienie się we władzach stracił w ten sposób jeden z liderów opozycyjnej Partii BNF Jury Chadyka, który nie wspomniał w deklaracji o wynagrodzeniu za wykład w wysokości 24 tys. rubli (ok. 50 zł).
"Nie mieliśmy żadnych złudzeń co do tego, że nasi kandydaci nie zostaną dopuszczeni do władz lokalnych" - mówi szef Partii BNF Wincuk Wiaczorka, który i tak ma mało powodów do narzekań, bo z 76 wysuniętych przez partię kandydatów zarejestrowano 50. Cóż jednak z tego, mówi Wiaczorka, skoro większość z nich - jakby specjalnie - zarejestrowano w okręgach, w których nie ma elektoratu BNF.
W najbliższych dniach rozpocznie się kampania wyborcza kandydatów. Prawo zabrania prowadzenia agitacji przy korzystaniu z własnych funduszy, a jedynie za środki przekazane przez państwo. Jest to zaledwie ok. 20 tys. rubli na jednego kandydata. Za takie pieniądze kampania z prawdziwego zdarzenia jest na Białorusi niemożliwa. (jask)