Wybierajmy prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe [OPINIA]
Jeszcze dwie, trzy takie kampanie a nasza wspólnota polityczna będzie tak podzielona, że Rosja będzie mogła wjechać do Polski bez oddania żadnego strzału. Dlatego należy zmienić sposób wyboru głowy państwa - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Migalski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Popatrzmy jak kosztowna społecznie i politycznie była ostatnia kampania, jak wiele strasznych słów padło pod adresem "tych drugich", jak bardzo zwiększyliśmy wzajemną nienawiść do siebie.
Wreszcie – jak sfrustrowana i upokorzona jest połowa z nas. Nie ma znaczenia, że to akurat ta połowa, która głosowała na Rafała Trzaskowskiego, bo gdyby wygrał właśnie on, to powody do depresji i złości mieliby zwolennicy Karola Nawrockiego. To rozbija nas jako społeczeństwo, ale także osłabia nasze państwo. Właśnie dlatego warto byłoby pomyśleć o zmianie sposoby wyboru prezydenta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wróci Morawiecki i Kurski? Jest odpowiedź posła PiS
Najlepiej przez Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone posiedzenie Sejmu i Senatu, kwalifikowaną większością głosów, na przykład 3/5 lub jeszcze lepiej 2/3. Wówczas nie musielibyśmy przeżywać kilkumiesięcznej kognitywnej wojny domowej, w której patrzymy na siebie jak na wrogów i wypowiadamy pod adresem konkurentów politycznych słowa o zdrajcach, Targowicy, zaprzańcach, bandytach itp. Już samo to byłoby oczywistym zyskiem dla Polek i Polaków – mniej byśmy się nienawidzili.
Prezydent bez nadania partyjnego
Po drugie, ten nowy sposób wyłaniania głowy państwa dawałby większą szanse, by była ona prezydentem wszystkich obywateli, a nie tylko jednej partii. Wszak do jej wyboru potrzeba byłoby nie połowy głosów obywateli, lecz 60 lub 66% głosów parlamentarzystów, a to znaczy, że musiałaby ona być bardziej koncyliacyjna i lubiąca kompromisy, niż politycy wyłaniani w wyborach powszechnych, w ostrej rywalizacji partyjnej i ideologicznej.
Taki ktoś z natury rzeczy spełniałby oczekiwania większości z nas, by najwyższy urzędnik w państwie był bezstronny i myślał w kategoriach dobra wspólnego, a nie partyjnej lojalności.
Dzisiaj, gdy po to, żeby zostać wybranym, musi się być reprezentantem jednej z dwóch najważniejszych formacji politycznych, nie ma na to szans, bo idzie się do wyborów nie tylko z nadania partyjnego, ale także pod jasno sformułowanym światopoglądowo programem, który obiecuje się ludziom i który powinno się realizować. Inaczej nie można, bo zaprzeczyłoby się swoim kampanijnym zobowiązaniom. Dlatego tak wyłoniony polityk nie może być "prezydentem wszystkich Polaków".
Nasi rodacy, którzy z jednej strony nie chcą pozbyć się prawa do bezpośredniego wyboru głowy państwa, a z drugiej pragną, by stała ona ponad podziałami politycznymi, przypominają tych, którzy chcą mieć ciastko i zjeść ciastko.
Wreszcie, wybór przez Zgromadzenie Narodowe daje większe szanse na uniknięcie ingerencji zewnętrznej w nasze polskie sprawy. Z czasem zwiększać będą się możliwości wpływania na procesy wyborcze przez obcych graczy – poprzez manipulacje w mediach społecznościowych, oddziaływanie na nasze umysły przez właścicieli big-techów lub obce służby, kształtowanie postaw i poglądów przez zewnętrznych graczy.
Postulat zgłaszany od lat
O wiele łatwiej i taniej jest zawładnąć umysłem trzystu tysięcy oglądaczy tik-toka czy Instagrama, niż przekupić kilkudziesięciu posłów czy senatorów. Nie brzmi to dobrze, ale taka jest prawda.
Nie piszę tych słów z tego powodu, że wygrał Nawrocki. Od lat zgłaszam ten postulat. Podnosiłem go także w czasie ostatniej kampanii. Tu nie o to chodzi, że nie podoba się nam jakiś polityk i dlatego warto pomyśleć o zmianie wyboru głowy państwa. To naprawdę fundamentalna dla naszej wspólnoty sprawa, która powinna być przemyślana przez wszystkich z nas. Bez względu na to, czy cieszymy się z tego, kto zastąpi Andrzeja Dudę, czy też wyrywamy sobie z tego powodu włosy z głowy.
Następny prezydent powinien być wyłoniony nie w powszechnym głosowaniu, lecz przez Zgromadzenie Narodowe. Inaczej trwać będzie proces niszczenia państwa, nasilać się będzie wojna polsko-polska, rozrywana będzie nasza polityczna wspólnota. Tylko nasi wrogowie mogą się cieszyć z tego, co przeżywamy przy okazji każdej elekcji prezydenckiej. Musimy coś z tym zrobić. Musimy zacząć zacieśniać, a nie rozrywać, nasze więzi społeczne. Musimy zmienić sposób wyboru głowy państwa.
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".