Wszystko w rękach Holendrów
Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung"
uważa, że tylko Holendrzy są jeszcze w stanie powstrzymać kryzys
Unii Europejskiej. Zdaniem autora opublikowanego komentarza jest to jednak mało prawdopodobne.
Jeśli Holendrzy, podobnie jak Francuzi, powiedzą konstytucji
"nie", Unia znajdzie się w najpoważniejszym kryzysie, jaki tylko
można sobie wyobrazić - pisze niemiecki dziennik.
31.05.2005 | aktual.: 31.05.2005 09:53
"Jeśli utrzyma się obecny trend, to po środowym referendum w Holandii dalsze głosowania nad Traktatem Konstytucyjnym nie będą już potrzebne. Ta konstytucja będzie martwa" - czytamy. Zdaniem komentatora, premier Wielkiej Brytanii Tony Blair może w tej atmosferze domagać się przeprowadzenia głosowania w swoim kraju, tylko wtedy, jeśli "pragnie politycznego samobójstwa".
Referendum we Francji jest politycznym, a może nawet historycznym zwrotem. "Wielki europejski naród założycielski - Francja nie chce już tej Europy. Mały europejski naród założycielski Holendrzy dołączy prawdopodobnie do Francuzów. Brytyjczycy zaś wbiją ostatni gwóźdź do trumny" - przewiduje komentator.
Poszukując odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak wiele osób odrzuca konstytucję, autor podkreślił, że europejskie struktury są oderwane od obywateli, są "tworem mózgów, a nie serc". Przeciwnicy konstytucji protestują przede wszystkim przeciwko wypaczeniom w polityce wewnętrznej i gospodarczej oraz przeciwko panującej klasie politycznej w ich własnych krajach. "Europa jest ofiarą" - dodaje "SZ".
Zdaniem "SZ", dwa kluczowe narody europejskie Niemcy i Francja są obecnie "niezdolne do działania". "W Niemczech odbędą się wkrótce wybory, a Francuzi powiedzieli właśnie swemu prezydentowi, że chętnie by się go pozbyli". Brytyjski premier nie dysponuje wystarczającą siłą, by uratować sytuację - dodaje komentator. Innym narodom w UE brak jest natomiast "wspólnotowego ducha" koniecznego do przezwyciężenia nacjonalizmu.
"Obecnie mści się to, że powiększenie UE przeprowadzono na siłę, zanim napisano statut dla nowego stowarzyszenia" - stwierdza w konkluzji komentator "Sueddeutsche Zeitung".
Jacek Lepiarz