Wszystko, co polskie, jest moje
Prof. Władysław Bartoszewski w przeddzień
Święta Niepodległości na łamach "Rzeczpospolitej" pisze o
patriotyzmie i honorze.
Należę do generacji ludzi wychowanych w Warszawie, w latach międzywojennych szczególnie ważnych dla Polski. Było to pierwsze pokolenie wychowane nie w niewoli, a potem skonfrontowane z potwornością drugiej wojny światowej. Była ona dla wielu osób, nie tylko w Polsce, trzęsieniem ziemi w kategoriach politycznych, ale również etycznych - podkreśla Bartoszewski.
W Polsce wartości trwałe były reprezentowane powszechnie. W okresie międzywojennym do autorytetów należał Józef Piłsudski. A także Roman Dmowski. A także Wincenty Witos, też symbol. Marszałek Sejmu Maciej Rataj. Też jedna z pierwszych ofiar terroru prewencyjnego, stracony w Palmirach w 1940 roku - przypomina Władysław Bartoszewski.
Polskim fenomenem byli ludzie spod skrajnie prawicowego znaku, jakim był polski obóz narodowo-radykalny, którzy - w jedynym kraju Europy okupowanej przez Niemców - powędrowali do więzień, obozów i ginęli. W innych krajach Europy skrajnie prawicowe formacje nie były ścigane, ale próbowały współpracy z Niemcami. Dla Polaków było to pouczenie, że nas ratuje jedność myślenia - poczucie konieczności przeciwstawienia się obu wrogom na naszym terytorium - pisze publicysta "Rzeczpospolitej".
Czy słowa patriotyzm i patriota brzmią dzisiaj obco? Trzeba rozgraniczyć pojęcia patriotyzmu i nacjonalizmu. Nacjonalista to człowiek przekonany o tym, że jego naród jest lepszy niż inne narody. Patriotą natomiast jest ten, kto jest gotów w potrzebie ponieść dla swojego narodu i społeczeństwa ofiary, ale rozumnie, że wszystkie narody i społeczności zasługują na szacunek, bo nie ma złych i dobrych narodów - twierdzi profesor Bartoszewski na łamach "Rzeczpospolitej". (PAP)