Wszystkie chwyty dozwolone. Ostra walka o obsługę Ukraińców i górę pieniędzy
Duży biznes walczy o uzyskanie wielkiego zlecenia na obsługę Ukraińców wjeżdżających do Polski. Wszystkie chwyty dozwolone: jeden menedżer rzekomo bije żonę, o czym rozpisuje się ogólnopolska gazeta. Pewna spółka - ktoś gdzieś usłyszał - ponoć współpracuje z KGB.
Rokrocznie do Polski przyjeżdża ok. 800 tys. Ukraińców. Przytłaczająca większość do pracy. Ukraińcy - jak wynika z badania Pawła Strzeleckiego, Jakuba Growca i Roberta Wyszyńskiego z Narodowego Banku Polskiego opublikowanego w Review of World Economics - wypracowali 13 proc. wzrostu PKB Polski w latach 2013-2018.
W coraz większej liczbie branż trudno wyobrazić sobie życie bez pracujących Ukraińców. Jest tak choćby w budowlance, rolnictwie, branży magazynowej, a także już w sprzedaży bezpośredniej. Mówiąc wprost - gdyby nie Ukraińcy, szybko zabrakłoby sprzedawców w sklepach.
A zarazem polski rynek pracy jest nienażarty. "Rzeczpospolita" dopiero co poinformowała, że choć liczba pracowników ze Wschodu bije rekordy, agencje pracy nie są w stanie wypełnić wakatów. Najkrócej: trudno wyobrazić sobie polski rynek pracy bez pracowników z Ukrainy.
Zobacz też: Czarnecki o dzieciach z Michałowa. "Współczuję, że mają takich rodziców"
I właśnie trwa walka bez jakichkolwiek skrupułów o to, kto będzie obsługiwał wnioski wizowe przybywających do Polski Ukraińców. Można na tym dużo zarobić, a także - co być może istotniejsze - uzyskać pierwszeństwo w dostępie do siły roboczej, której tak poszukuje polski biznes.
Ważne dla Polski
Ukrainiec, który przyjeżdża do Polski, musi mieć wizę. Tę wydaje polska dyplomacja. W praktyce niemożliwe jednak jest, żeby wydziały konsularne podołały zadaniu obsłużenia setek tysięcy imigrantów.
Od lat Polska korzysta więc z pomocy profesjonalnych firm obsługujących wnioski wizowe. Nasze państwo jest gotowe za to zapłacić. I to dużo.
Obsługa jednego wniosku jest co prawda tania, ale gdy kwotę przemnożymy razy kilkaset tysięcy wniosków - mówimy o setkach milionów złotych. Do tego dochodzą tzw. usługi dodatkowe, z których przybysze ze Wschodu mogą skorzystać, ale nie muszą. Pracownicy firmy mogą wypełnić wniosek za osobę go składającą, zrobić fotokopię dokumentów, załatwić kuriera. W skrócie: poprowadzić proces od A do Z.
Za dodatkowe usługi przyjeżdżający do Polski musi oczywiście zapłacić, więc nie wszyscy z nich korzystają. Tak czy inaczej, to dodatkowe co najmniej kilkadziesiąt mln zł zarobku dla firmy obsługującej wizową procedurę.
Można zatem dostać zlecenie na kilkaset milionów złotych - co najmniej 200. Jeśli wiele osób skorzysta z usług dodatkowych, może to być jednak nawet 700 mln zł. Ale - co być może ważniejsze - jeśli zlecenie otrzyma podmiot świadczący też usługi pośrednictwa pracy, może on uchodzić w Polsce za najlepszy wybór dla wielu rodzimych firm. Choć formalnie nie wolno wykorzystywać możliwości, które zrodzi pierwszeństwo w dostępie do chcących przyjechać do Polski Ukraińców, to dziwnym trafem niemal każdy chciałby współpracować z agencjami zatrudnienia, które taką możliwość mają.
- Sprawność obsługi ruchu wizowego z Ukrainy jest bardzo istotna dla polskiej gospodarki. Od jakości tej obsługi zależy, czy we właściwym czasie wystarczająco wielu ukraińskich pracowników dotrze do Polski. Chodzi więc nie tylko o interes poszukujących pracy Ukraińców, lecz także polskich przedsiębiorców, którzy narzekają na brak rąk do pracy. W wielu miastach co dziesiąty zatrudniony to obywatelka lub obywatel Ukrainy - zaznacza Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, były minister gospodarki oraz minister gospodarki i pracy w rządach Leszka Millera i Marka Belki.
Kluczowy przetarg
VFS Global to podmiot wywodzący się z Indii, doświadczony gracz na światowym rynku obsługi wniosków wizowych.
Francusko-polskie konsorcjum składa się z TLS, także bardzo doświadczonej na całym świecie firmy, oraz polskiej agencji zatrudnienia Personnel Service. Ona braki w doświadczeniu chce nadrabiać znajomością rynku.
Grecka Global Visa to formalnie "świeżynka" na rynku, bez doświadczenia. Gdy jednak sprawdzimy strony internetowe oraz adresy biur Greków, to szybko trafimy do VFS Global. Stwierdzenie o bardzo ścisłej współpracy Greków z wywodzącą się z Indii firmą jest najdelikatniejszym, jakiego można użyć.
Oferty poszczególnych podmiotów otwarto w marcu 2021 r.
VFS Global zażyczyło sobie 13,5 euro za obsługę jednego wniosku. Konsorcjum TLS-Personnel Service - 12,25 euro. Grecka Global Visa - zaledwie 7,5 euro.
Komisja przetargowa jednak ofertę Greków odrzuciła. Powód? Brak doświadczenia.
Zwycięzcą zostało francusko-polskie konsorcjum. I gdy otwierane były szampany w Paryżu i Warszawie, rywale zaskarżyli rozstrzygnięcie do Krajowej Izby Odwoławczej, przed polską ambasadą na Ukrainie zaczęły się pikiety, a w ogólnopolskiej prasie zaczęły pojawiać się teksty sprowadzające się do tego, że jeden z menedżerów Personnel Service bije żonę, więc firma nie powinna wygrać przetargu.
Bicie żony i KGB
Czerwiec 2021 r. Krótko po wyborze francusko-polskiego konsorcjum przed ambasadą Polski w Kijowie gromadzi się kilkadziesiąt osób. Protestują przeciwko dokonanemu wyborowi. Skandują, że rezygnacja z usług VFS Global na rzecz TLS-Personnel Service będzie niekorzystna dla Ukraińców. Pikietujący przekonują, że wskutek zmiany usługodawcy mniej osób będzie mogło wjechać do Polski, lada moment Polacy każą płacić Ukraińcom bajońskie sumy, a polski Personnel Service zmonopolizuje rynek pracy świadczonej przez Ukraińców w Polsce, w efekcie czego los pracowników ze Wschodu się pogorszy, bo każdy monopol jest zły.
- Zaskakujące jest, że po ukraińskiej stronie rozpętano olbrzymią kampanię dyskredytującą francusko-polskie konsorcjum. Podejrzewam, że jest to inspirowane przez nieuczciwą konkurencję. Nie chce mi się wierzyć, by Ukraińcy dobrowolnie i bez różnych zachęt przychodzili protestować w sprawie wyboru firmy zajmującej się techniczną stroną wydawania wiz. Im, mówiąc szczerze, jest to obojętne - uważa Jacek Piechota.
Udało nam się ustalić tożsamość kilkorga pikietujących osób. Do części z nich odezwaliśmy się za pośrednictwem mediów społecznościowych. Większość nie odpisała, dwie osoby przekazały, że nie chcą rozmawiać. Jeden człowiek jednak, młody mężczyzna, napisał wprost, że jest wpisany na listę w agencji statystów. I za obecność oraz wykrzykiwanie haseł pod ambasadą otrzymał 1500 hrywien (to ok. 220 zł).
W niektórych ukraińskich mediach zaczęły pojawiać się relacje z protestu przed ambasadą. W części z nich znalazły się też sugestie, że francusko-polskie konsorcjum jest powiązane z rosyjskimi służbami. To na Ukrainie najcięższy z możliwych zarzutów.
W lipcu podobna publikacja pojawia się w polskich mediach. A konkretnie w "Gazecie Polskiej". W tekście zatytułowanym "Były senator PO i skandal wizowy" czytamy, że wokół przetargu pojawiło się sporo wątpliwości, Ukraińcy są zaniepokojeni, a w radzie nadzorczej zwycięskiej firmy zasiada były senator Platformy Obywatelskiej, "znany m.in. z afery narkotykowej tzw. dealera celebrytów". Chodzi o Tomasza Misiaka, który rzeczywiście jest w radzie nadzorczej Personnel Service. To były polityk i twórca Work Service, znanej agencji zatrudnienia.
"Dziennik Gazeta Prawna" pisał, że Work Service w połowie pierwszej dekady XXI wieku była uważana za jedną z najbardziej perspektywicznych firm HR w Europie. Solidny kryzys - najpierw wizerunkowy, a potem finansowy - przyszedł po tym, gdy okazało się, że firma zawarła umowę z Agencją Rozwoju Przemysłu. Kłopot w tym, że Tomasz Misiak był wówczas senatorem i przewodniczącym senackiej Komisji Gospodarki Narodowej. Uznano, że załatwił swojej firmie kontrakt. I choć późniejsze dochodzenie nie ujawniło żadnych nieprawidłowości przy zawarciu umowy, to polityczna kariera Misiaka się załamała.
Tekst o nieprawidłowościach przy wizowym przetargu przechodzi jednak bez echa. 1 września 2021 r. w "Gazecie Polskiej" ukazuje się kolejna publikacja - rozkładówka ze zdjęciem Misiaka i niczym niepopartym przesłaniem, że Misiak bije i gwałci żonę, więc firma, z którą jest związany, nie powinna dostać zlecenia od ambasady. W publikacji pojawia się obszerne stanowisko prokuratury, które sprowadza się do tego, że trwa postępowanie dotyczące ataków Misiaka na żonę. "Gazeta Polska" pyta wprost: "czy ambasador w Kijowie o tym wiedział?".
Pytamy o sprawę Misiaka. Ten zaś mówi, że to metoda jak z kiepskiej anegdoty z pytaniem: "kiedy przestał pan bić żonę?". - Ta nagonka jest od początku do końca oparta na wielkim kłamstwie. Tyle że jeśli moje nazwisko pojawia się w kontekście tak ohydnych oskarżeń, to przecież jest jasne, że nie ma tu dla mnie dobrej odpowiedzi. Mogę zaprzeczać, wyjaśniać, ale jak w tym kawale - niesmak i tak pozostanie - mówi Misiak.
Przyznaje, że jest w trakcie rozwodu ze swoją żoną. Ta skierowała przeciwko niemu kilkadziesiąt różnych oskarżeń, ale żadne nie znalazło potwierdzenia; część spraw jeszcze się toczy. Za niektóre nieprawdziwe oskarżenia żona już musiała publicznie przepraszać.
Murem za Misiakiem stoi Personnel Service. Wojciech Mora, pełnomocnik zarządu spółki, mówi nam, że zleceniodawcy brudnej kampanii wzięli tak naprawdę na celownik nie prywatną firmę, a instytucję państwa polskiego. - Nie ulega przecież wątpliwości, że cała akcja jest obliczona na podważenie rozstrzygnięcia dokonanego przez ambasadę - mówi Mora. A jeśli założyć - kontynuuje menedżer - że inicjatorem tej kampanii jest podmiot uczestniczący w przetargu, to jest to sytuacja nadzwyczajna.
- Bo oto firma ubiegająca się o kontrakt nie tylko zleca atak na organizatora przetargu, lecz także wykorzystuje do tego odrażające i kłamliwe insynuacje dotyczące życia prywatnego jednej osoby związanej z firmą wchodzącą w skład konkurencyjnego konsorcjum - wskazuje Wojciech Mora.
Dla jasności: ani Misiak, ani Mora nie przedstawiają jakiegokolwiek dowodu na to, że za atakiem stoi konkurencja. My takowego również nie znaleźliśmy. Menedżerowie uważają po prostu, że organizatorem brudnej kampanii musi być ktoś, kto mógłby coś na niej zyskać. A zyskać mogłaby wyłącznie konkurencja.
Ale o nagonce chętnie też mówią ludzie związani z VFS Global. Jeden z lobbystów wskazał nam, że powróciła narracja, iż wywodząca się z Indii firma jest powiązana z rosyjskim KGB.
W 2016 r. posłowie Tomasz Rzymkowski i Adam Andruszkiewicz nawet o to pytali w interpelacji zaadresowanej do Ministra Spraw Zagranicznych. MSZ szybko ucięło temat: wskazało, że Polska nie posiada informacji, które wskazywałyby na możliwe powiązania firmy VFS Global z osobami wywodzącymi się ze środowiska KGB.
- Co nie przeszkadza dziś, po pięciu latach od jednoznacznej informacji, grać tą kartą - słyszymy.
Węzeł do przecięcia
Obowiązująca w Polsce procedura administracyjna jest taka, że rozstrzygnięcie przetargu można zaskarżyć do Krajowej Izby Odwoławczej. Jak już wskazaliśmy wyżej, wygrana TLS-Personnel Service była analizowana przez KIO. I izba uznała, że ambasada nie miała podstaw do wykluczenia greckiej firmy, która złożyła najtańszą ofertę. Wskutek tego rozstrzygnięcia Greków przywrócono do gry. A ambasada raptem kilka dni temu, 30 września 2021 r., podjęła decyzję, że obsługę wniosków wizowych powierzy Grekom.
Teraz odwołanie do KIO zapowiada francusko-polskie konsorcjum. Jeden z podstawowych argumentów to zaproponowanie nierealnej ceny za wykonanie usługi. Grecy bowiem chcą płacić swoim pracownikom na Ukrainie stawki poniżej płacy minimalnej. - W efekcie lada moment powiedzą ambasadzie, że trzeba podnieść stawkę, bo inaczej nie będą mogli pracować - mówi nam przedstawiciel Personnel Service.
Przetarg ogłoszony niemal rok temu nadal jest w zawieszeniu. Szansa, że ktokolwiek będzie gotowy do obsługi wniosków wizowych w listopadzie 2021 r., jest już minimalna. Firmy, które ze sobą walczą, wytaczają coraz cięższe działa.
- Jako izba nie popieramy żadnej z firm biorących udział w przetargu. Natomiast wierzymy, że dokonany zostanie właściwy wybór, w zgodzie z procedurami, na podstawie weryfikacji wiarygodności oferentów. Ważne natomiast jest, by procedura przebiegła szybko. Wszelkie spory wydłużające sprawę są niekorzystne dla gospodarki Polski - konkluduje Jacek Piechota.
Bo jeśli spór będzie dalej trwał, może się okazać, że najbardziej na całym zamieszaniu ucierpi polski rynek pracy.
AKTUALIZACJA: już po publikacji tekstu skontaktował się z nami Maciej Powroźnik, communication director w Martis Consulting, który przekazał obszerne stanowisko VFS Global (firma była proszona o komentarz do tekstu, lecz do chwili publikacji go nie przesłała).
W skrócie VFS Global podkreśla, że:
- jest bardzo doświadczoną firmą, która działa na terenie 140 krajów,
- istnieje oczywisty konflikt interesów, gdy jedna firma działa na rynku pozyskiwania pracowników do pracy i zajmowałaby się obsługą wniosków wizowych składanych przez oczekujących na zatrudnienie obywateli Ukrainy,
- sugerowanie związków VFS z grecką Global Visa na podstawie tożsamych adresów biur jest nadużyciem,
- to VFS Global jest ofiarą kampanii oszczerstw i czarnego PR-u, na co dowodem są pomówienia o współpracę z KGB.