Wszyscy możemy być podejrzani
Czy musimy się bać totalnej inwigilacji?
Szef CBŚ zapewnia, że nie. Od 1 czerwca na jego polecenie
wszystkie nazwiska, telefony, adresy, firmy i samochody są jednak
wpisywane do baz informatycznych - czytamy w "Rzeczpospolitej".
03.07.2004 | aktual.: 03.07.2004 07:45
To skutek afery starachowickiej. Polityczni nadzorcy policji nie chcą dopuścić, by kolejny raz umknęła im jakaś informacja o zamieszaniu partyjnych kolegów w sprawy prowadzone przez CBŚ. Teraz bez pytania oficerów z terenu w każdej chwili będzie można sprawdzić w centrali, czy jakaś osoba przewija się w materiałach Biura. Policjanci jednak nie będą mieli do bazy dostępu, więc przy prowadzeniu spraw będziemy musieli na dotychczasowych zasadach występować do centrali o informacje - mówi "Rzeczpospolitej" oficer CBŚ.
To jakieś nieporozumienie - twierdzi tymczasem dyrektor CBŚ Janusz Gołębiewski. Wydałem decyzje, które w ramach już istniejącego zbioru informatycznego o nazwie "Alert" porządkują informacje według określonych kryteriów. Chodzi o lepszą koordynację i kojarzenie analityczne wiedzy na temat przestępczości zorganizowanej - tłumaczy na łamach "Rzeczpospolitej".
Policjanci z CBŚ, z którymi rozmawialiśmy, uważają jednak, że decyzja szefa nakazuje im wpisywać praktycznie wszystkie informacje o ludziach - podaje dziennik. Do bazy "Obiekt" musimy teraz wprowadzać dane osób, które pojawiają nam się w materiałach, nawet jeśli nie są związane z przestępstwami - mówi "Rzeczpospolitej" oficer.