Wstrząsające nagrania z pogotowia ratunkowego
Lekarze nie wiedzieli, jak pomóc rannemu. Chłopiec żyłby, gdyby wysłano po niego helikopter.
12-letni Kamil zginął dwa tygodnie temu, kiedy na koloniach w Szczawniku w Małopolsce przewróciła się na niego bramka na boisku piłkarskim. Z naszych ustaleń wynika, że ranny chłopiec przeżyłby, gdyby lekarze zdecydowali o przewiezieniu go transportem lotniczym do Krakowa. Ale nie zdecydowali. Próbowali przewozić chłopca karetką. Dotarliśmy do nagrań z pogotowia ratunkowego. Są wstrząsające. Jak doszło do tragedii?
29.07.2008 | aktual.: 29.07.2008 11:21
Wiadomo, że 15 lipca około 13.20 dziecko rozbujało stalową konstrukcję stojącą na podmokłym boisku. Bramka runęła wprost na Kamila.
Kolonista doznał m.in. urazu serca. Najpierw około godziny 14.10 trafił do lecznicy w Krynicy. Tam zdecydowano, że trzeba przewieźć go do odległego o 40 km Nowego Sącza w celu wykonania dokładnej diagnostyki. Po drodze, około 16.45 w miejscowości Łabowa przenoszono go jeszcze do innej karetki, potem próbowano reanimować po dotarciu do Nowego Sącza, ale o godz. 18.00 lekarze stwierdzili zgon. Od wypadku do śmierci chłopaka minęły ponad cztery godziny, a wystarczyłyby dwie, by helikopterem pokonać w tę i z powrotem drogę do krakowskiego szpitala, w którym lekarze mogli uratować życie młodego pacjenta.
Dlaczego więc nikt z Centrum Powiadamiania Ratunkowego oraz ze szpitala w Krynicy nie wezwał helikoptera? Dyrektor krynickiej lecznicy Marek Surowiak twierdzi, że wezwanie śmigłowca wymaga skomplikowanej i długotrwałej procedury, dlatego postanowiono wezwać erkę, bo to trwa znacznie krócej. Ale jest w błędzie. Wystarczy jeden telefon. A my jesteśmy gotowi do lotu w 180 sekund. Sami prosimy o wezwania, ale są rejony kraju, w których nie możemy uporać się ze zmianą przyzwyczajeń pracowników pogotowia i szpitali - mówi Robert Gałązkowski z warszawskiej centrali Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Podniebne pogotowie rocznie wykonuje około 6 tys. lotów.
Czekamy na wezwania ze szpitali, z pogotowia, nawet ze straży pożarnej. Latamy wprost na miejsca zdarzenia. Niestety, najtrudniej uporać się nam z mentalnością ludzi, którzy wzbraniają się przed wezwaniem śmigłowca, tłumacząc to skomplikowaną procedurą i kosztami. Tak już od dawna nie jest - zapewnia dr Zbigniew Żyła z lotniczego pogotowia.
Od 13.20 do 16.48 - zapis straconych minut, w których ważyło się życie dziecka
Godz. 13.20. Wezwanie do wypadku z kolonii w Szczawniku.
Kolonia: Dzień dobry, chciałem zgłosić... chłopak spadł z bramki... skoczył, bramka się na niego przewróciła. (...)
CPR: Jaki jest stan teraz pacjenta?
Kolonia: Krytyczny. (...) Proszę natychmiast karetkę! (...)
Godz. 13.21.Przekazanie wezwania z Centrum Powiadamiania Ratowniczego do zespołu reanimacyjnego w Krynicy.
CPR: Mamy wezwanie. Na boisku sportowym chłopak zeskoczył z bramki... Określają, że w krytycznym stanie...
Godz. 15.53. Wezwanie karetki przez lekarza ze szpitala w Krynicy.
Szpital Krynica: Mam prośbę, tak, w trybie pilnym erkę, bo trzeba dzieciaka przewieźć do Sącza. (...) Ma uraz brzucha z podejrzeniem krwiaka i uraz klatki piersiowej z podejrzeniem krwiaka w worku osierdziowym.
Dyspozytorka: Ja mam taką sytuację, że ja mam tylko jedną karetkę z lekarzem. Jedną. Nie będę co miała w teren wysłać.
Szpital: Ale to jest pilny transport. Ja tu nie jestem w stanie nic wymyśleć innego. To jest kwestia czterdziestu minut jak oni będą tam i z powrotem.
Dyspozytorka: Ale jak się coś mi w terenie wydarzy, jakiś wypadek, to co ja wyślę?
Szpital: No, ale to jest wypadek właśnie...
Dyspozytorka: Lekarz jest mi potrzebny do karetki...
Szpital: To jest właśnie wypadek i to jest stan naglący, zagrażający życiu! (...) To jest zagrożenie życia.
Dyspozytorka: No dobrze, ale jest w oddziale....
Szpital: My w oddziale nie jesteśmy w stanie nic zrobić więcej.
Dyspozytorka: No dobrze. Ja wszystko rozumiem. Ale ja nie będę miała w ogóle nic do roboty jeżeli nie będę miała karetki z lekarzem jeśli będę miała jakiś masowy wypadek. Co ja wtedy wyślę?
Szpital: Ojej! No ileż miała pani masowych wypadków w tym roku? Ja rozumiem wszystko, tylko to jest akurat stan nagły...
Dyspozytorka: Ja dzwonię do dyrekcji w takim razie. Ja nie mogę takiej decyzji podjąć....
Godz. 15.59. Rozmowa dyspozytora CPR z lekarzem szpitala w Krynicy dotycząca transportu.
Dyspozytorka: Taką mam sytuację, że erka krynicka jest w tej chwili w Muszynie u pacjenta. Będą wracać i mają na uwadze ten wasz transport. Dyrekcja pozwoliła mi wysłać erkę, ale tylko na spotkanie. Więc ja wyślę karetkę z Nowego Sącza. Gdzieś się tam spotkają w Łabowej.
Szpital Krynica: Doktor rozmawia teraz z waszą szefową. Bo jest chłopak po urazie no i...
Dyspozytorka: Wiem (...). Tam jakaś brama na niego spadła... uraz brzucha...
Szpital Krynica: Krwiak w osierdziu ma, no i musimy go do Sącza... na większą diagnostykę... Czyli na spotkanie?
Dyspozytorka: Tak, na spotkanie. Tylko to nie będzie już, ponieważ erkę mam teraz w Muszynie. To troszeczkę musi potrwać. Jak załatwią ten wyjazd z Muszynie to zaraz wrócą i wtedy przyjadą do was. (...)
Godz. 16.16. Informacja dla zespołu reanimacyjnego z Nowego Sącza.
Dyspozytorka: Pojedziecie za chwilę na spotkanie w stronę Łabowej. Przejmiecie z erki krynickiej dziecko. Przygniecione przez bramę. Jest po urazie brzucha i prawdopodobnie jest tam również podejrzenie o krwiaka w osierdziu.
Ratownik: To erka nie jest w stanie go dowieźć do Sącza?
Dyspozytorka: No, tak dyrekcja zarządziła, żeby zrobić taki łamany transport. Jak wyjedziecie równo to akurat się spotkacie w środku.
Godz. 16.25. Wyjazd zespołu reanimacyjnego ze szpitala w Krynicy Zdroju z dzieckiem.
Erka: Jedziemy z tym dzieckiem. Wyślecie nam kogoś? Bo to jest faktycznie stan krytyczny. Jest krwawienie z jamy brzusznej...
Pogotowie: Tak, jedzie erka sądecka, w środku trasy się spotkacie...
Godz. 16.48. Informacja dla oddziału ratunkowego Szpitala w Nowym Sączu.
Pogotowie: Ta karetka która wiezie dzieciaka z Krynicy. Prosili, żeby salę reanimacyjną przygotować. Jest w bardzo ciężkim stanie.
Rozmowa z prof. Januszem Skalskim, szefem Kliniki Kardiochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie:
- Po wypadku chłopiec nie był w złym stanie i wstępna diagnoza, postawiona przez lekarza w Krynicy, była prawidłowa. Teoretycznie szanse więc były spore i gdybym ja był tam na miejscu, to pewnie wkłułbym się w osierdzie i usunął nadmiar krwi, która gromadziła się blokując pracę serca. Ale mam świadomość, że lekarz, który nigdy takiego zabiegu nie robił, miał prawo do obaw. Sam widziałem przed laty, jak pewien profesor - kardiochirurg popełnił błąd i wkłuł się w komorę serca. Nawet błędu nie zauważył, a my dziś w dodatku mamy prawo jak czapa śniegowa na drzewach w grudniowym lesie. Każdemu lekarzowi może spaść na głowę! Ale formalności było też za dużo. Choćby z karetkami! Gdy ratujemy komuś życie, żadne zastrzeżenia i uprawnienia nie mogą lekarza wiązać, natomiast rzeczywiście, te przepychanki z karetkami są kuriozalne! Na miejscu niedoświadczonego, to słowo podkreślam, lekarza robiłbym wszystko, żeby pacjenta oddać w ręce specjalisty. Karetka na sygnale jeździ szybko. Dziś przyjechał do mnie do kliniki
noworodek z Opola. Był u nas w godzinę i 20 minut! Inne wyjście to transport lotniczy. Dzięki łączom centrów ratowniczych ze stacją pogotowia lotniczego w Balicach można było to załatwić natychmiast i przywieźć chłopca do nas, do Prokocimia.