Wstrząsająca historia chorego 12‑latka. Mama Bogusia zaufała medycynie alternatywnej, chłopiec zmarł
Rodzice Bogusia nie zaufali tradycyjnej medycynie. Trafili w ręce inżyniera mechanika z Nowego Sącza. Zaufali mu, w końcu potrafił wyleczyć raka. Boguś otrzymał potężne dawki ziół i witaminą B17. Niestety zmarł.
11.07.2017 | aktual.: 04.06.2018 14:42
Ryszard K. to przedsiębiorca z Nowego Sącza, który prowadzi ośrodki "leczące" raka. Pacjentom podawana jest amigdalina, zwana także witaminą B 17.
- Mamy cały czas problem z walczeniem z przesądem, że to szkodzi. Rzeczywiście, w wyniku reakcji zachodzących w komórkach nowotworowych powstaje cyjanowodór i aldehyd benzoenowy, dwie bardzo silne trucizny, które na szczęście powstają tylko w tych komórkach, w zdrowych nie powstają - mówi przedsiębiorca w jednym z nagrań, które pokazała "Uwaga! TVN".
Analiza żywej kropli krwi - pseudomedyczne oszustwo. Zobacz wideo
Pacjenci są namawiani przez niego do porzucenia chemioterapii.
- Musimy pamiętać, że szpital nie popuści. Trzeba odwlekać chemię. Terapia trwa trzy tygodnie. To jest ta pierwsza faza u nas. Potem wraca się do domu i zaczyna się druga faza, która trwa co najmniej trzy miesiące. Przy zmianach w kościach to trzeba założyć, że to będzie przynajmniej dziewięć miesięcy trwało. Nawet do dwóch lat może być. I ta chemia będzie nam tu przeszkadzała. Chemioterapia osłabia efekty tej terapii. Przecież chemioterapia nie leczy. Chemioterapia powoduje rozwój choroby nowotworowej - mówił Ryszard K.
Chłopiec miał szansę przeżyć. Matka Bogusia wiedziała jednak, że jego dusza nie chce już żyć
Trafia do niego 12-letni Boguś, który wcześniej leczył się w tradycyjnym szpitalu. - Wyleczalność sięgała 90 proc. To jest jeden z lepiej leczących się nowotworów, jeśli chodzi o onkologię dziecięcą. To dziecko nie miało czynników bardzo złego rokowania, przyjechało do nas w stanie dobrym i rozpoczęło leczenie - opowiada prof. dr hab. n. med. Wojciech Młynarski, pediatra, onkolog, hematolog dziecięcy.
Ale potem chłopiec został wypuszczony ze szpitala do domu. Matka chłopca zajmuje się hipnozą, neguje oficjalną medycynę. Chłopiec był leczony ziołami i witaminą B17.
- Jestem terapeutą więc troszeczkę więcej w tym temacie wiem. My wiedzieliśmy, że jego dusza nie chce już żyć. On miał przeżyć tyle. Dwa dni po swoich urodzinach odszedł. Ja nie mogę powiedzieć, że to nie działa, bo on nie żyje. To nie o to chodzi. Oni nie żyje, bo miał nie żyć. Po prostu. Miał odejść - mówi matka chłopca.