Współpracownik Saddama pisze listy z więzienia
Brytyjski tygodnik "The Observer"
opublikował listy wysłane z aresztu przez
Tarika Aziza, byłego wicepremiera i ministra spraw zagranicznych
Iraku, bliskiego współpracownika byłego dyktatora Saddama Husajna.
29.05.2005 | aktual.: 29.05.2005 09:28
Napisane odręcznie po angielsku i arabsku listy są pierwszym znakiem życia znanego irackiego polityka od czasu jego uwięzienia 24 kwietnia 2003 roku. Aziz, znany z licznych wystąpień i kontaktów międzynarodowych, poddał się tego dnia Amerykanom, licząc niewątpliwie na łagodniejsze potraktowanie niż wielu jego kolegów - przywódców i działaczy obalonego reżimu.
Z listów napisanych na kartkach z notesu jego adwokata i opublikowanych przez tygodnik wynika, iż szef saddamowskiej dyplomacji nadal uważa się za niewinnego i twierdzi, że jest przetrzymywany bezprawnie w bagdadzkim więzieniu Camp Cropper.
"Zostałem oskarżony niesprawiedliwie i do chwili obecnej nie wszczęto w mojej sprawie właściwego dochodzenia" - napisał Aziz w jednym z pięciu listów. Według "Observera", powstały one w ostatnim miesiącu, po tym, jak uwięziony polityk uzyskał możliwość kontaktu ze swym prawnikiem, podczas przesłuchań prowadzonych przez CIA i kilku polityków amerykańskich.
Aziz narzeka , iż podobnie jak inni więźniowie jest całkowicie odcięty od świata i wzywa do interwencji w celu zmiany "godnej ubolewania sytuacji w jakiej znajdują się więźniowie i sposobu ich traktowania, które "są całkowicie sprzeczne z Konwencjami Genewskimi i prawem irackim".
Aziz, jedyny chrześcijanin w rządzie Saddama Husajna, znajdował się na 43 miejscu listy 55 najbardziej poszukiwanych przez Amerykanów członków irackich władz reżimowych, którym podporządkowano poszczególne kart słynnej amerykańskiej "talii listów gończych", w której poszczególne karty nosiły wizerunki ściganych reżimowców .
Tak odległe miejsce świadczy, że jego przewinienia są stosunkowo niewielkie i że nie należał on do ścisłego grona współpracowników Saddama, wywodzących się z reguły z Tikritu, rodzinnego miasta dyktatora - pisze "Observer".