Wspólny głos "małych państw"?
Przed kilkoma laty solidarność europejskich sojuszników stanów Zjednoczonych, zrzeszonych w klubie bogatszych i lepiej chronionych państw, znanym jako NATO, zaczęła pękać. Starsze ustabilizowane demokracje Zachodu, a przy tym najważniejsze państwa w europejskiej układance - Francja i Niemcy - przeciwstawiły się amerykańskiej inwazji na Irak. Nowi członkowie (w tym Polska) w przeważającej większości te inwazję poparły, a nawet się do niej przyłączyły.
12.03.2007 | aktual.: 12.03.2007 13:53
W jednoczącej się Europie dokonał się podział na państwa bardziej i mniej "proamerykańskie", pokrywający się z grubsza podziałem na "starych" i "nowych" członków europejskich struktur ekonomicznych i obronnych.
Wydawało się w ostatnim czasie, że podział ten powoli się zaciera, że zjednoczona Europa zastanawia się nad wspólnym formułowaniem (lub chociażby uzgadnianiem) polityki międzynarodowej.
Ale problem wrócił wraz z przedstawioną przez władze USA w styczniu propozycją, dotyczącą utworzenia europejskiej części tarczy antyrakietowej. Na starym Kontynencie, według planów Waszyngtonu, należałoby umieścić bazę radarową i bazę rakiet przechwytujących (stanowiąca uzupełnienie podobnych baz na Alasce i w Kalifornii). Propozycję ulokowania baz rakietowych skierowano do Polski, a centrum radarowego do... Czech.
...byle czeska wieś spokojna.
W Czechach, amerykańska propozycja spotkała się z podobnym przyjęciem jak w Polsce. Rządzące elity z obecnym prezydentem Vaclavem Klausem, jego poprzednikiem na tym stanowisku - Vaclavem Havlem oraz prawicowym premierem Mirkiem Topolankiem opowiedziały się za budową elementów tarczy na czeskim terytorium. Vaclav Havel, legenda czeskiej opozycji (nota bene, cieszący się o wiele większym poważaniem za granicą niż w Czechach) stwierdził wprost, że zgoda na uczestniczenie w amerykańskim programie jest konieczna, bowiem stanowi realizację zobowiązań jakie południowy sąsiad Polski wziął na siebie z chwilą wstąpienia do NATO, a budowa centrum radarowego stanowiłaby wedle Havla ...minimum jakiego oczekują od nas nasi sojusznicy.
Zdecydowanie odmienne zdanie na temat czeskich obowiązków wobec sojuszników ma jednak ogół Czechów.
Na początku marca czeski instytut opinii publicznej przedstawił wyniki badań, zgodnie z którymi blisko 61% mieszkańców kraju opowiada się przeciwko zainstalowaniu amerykańskich urządzeń radarowych na terenie Czech, "zdecydowanie za" takim rozwiązaniem wypowiedziało się jedynie 6% respondentów.
Najbardziej zainteresowani całą sprawą są mieszkańcy małej wioski na Morawach o nazwie Trokavce, to tam właśnie do 2012 roku ma stanąć radar wraz z bazą dla jego 200-osobowej załogi. Władze gminy na 17 marca zapowiedziały lokalne referendum w tej sprawie. Referendum to nie będzie miało wiążącego znaczenia dla kogokolwiek, jednak będzie niewątpliwe okazją dla miejscowej ludności do zaznaczenia swojej opinii na ten temat. Opinii, dodajmy, prawie na pewno, negatywnej.
Rząd czeski ogłosił, że swoją odpowiedź w kwestii tarczy przedstawi do końca marca. Do tego, aby jego ewentualna zgoda była prawnie wiążąca, swoją aprobatę muszą wyrazić obie izby czeskiego parlamentu, a z tym mniejszościowy rząd Topolanka, który wciąż nie uzyskał wotum zaufania, może mieć poważny problem.
Deklaracje czeskich władz w sprawie tarczy mogą zatem okazać się nieco na wyrost, a opór społeczeństwa i opozycji - nie do przezwyciężenia. W ten sposób sojusznicze zobowiązania mają szansę w dosyć łatwy sposób ustąpić starej zasadzie: "Niech na całym świecie wojna, byle czeska wieś spokojna".
Początek sojuszu?
Czeskie deklaracje o wstępnej zgodzie na uczestnictwo w amerykańskim programie wywołały, czego można się było domyślić, różne reakcje za granicą.
W Polsce, w ostatnich latach dosyć odosobnionej w swoim proamerykanizmie (zarówno w Unii Europejskiej, jak i w NATO). Deklaracje czeskiego ministra spraw zagranicznych, a później także prezydenta zostały odebrane jako zapowiedź nowego polsko-czeskiego sojuszu. Niektórzy dopowiadali nawet: sojuszu skierowanego przeciw Rosji.
I mimo, że prezydent Klaus już w połowie lutego zapewniał, że decyzja o budowie tarczy antyrakietowej nie jest skierowana przeciw jakiemukolwiek państwu, a zwłaszcza Rosji, to jednak wrażenie polsko-czeskiego porozumienia "małych" przeciw, a przynajmniej na przekór "wielkim", pozostało.
Tak też zostało to odebrane na Zachodzie.
W Niemczech, polska i czeska gotowość do dyskusji na temat amerykańskich planów spotkała się z ostrym sprzeciwem opozycyjnych Zielonych i liberałów z FDP. Jurgen Trintin, prominentny przedstawiciel, tych pierwszych stwierdził, że skoro ani Polska, ani Czechy nie wydają się być zagrożone przez Państwa Zbójeckie jak Iran czy Korea Północna, to ich gotowość do wspierania amerykańskiego projektu jest świadomą prowokacją wymierzoną przeciwko Rosji, która jest wedle przedstawicieli niemieckiej sceny politycznej rzeczywistym celem tzw. Tarczy Antyrakietowej. Nieco bardziej umiarkowani są członkowie współrządzącej SPD, którzy jednak oczekują od kanclerz Merkel wywarcia presji na europejskich partnerów, by sprawą tarczy antyrakietowej zajęła się cała Unia Europejska.
Niektóre media naszych zachodnich sąsiadów określają projekt budowy Tarczy mało zaszczytnym mianem "najbardziej kontrowersyjnego projektu zbrojeniowego od czasu zakończenia zimnej wojny".
Zresztą, wydaje się, że niezależnie od kontekstu, jest to miano jak najbardziej zasłużone.
Lęk tych mniejszych.
Polsko-czeskie plany związane z amerykańską Tarczą i reakcja na nie niemieckich mediów doskonale ilustruje podział jaki jeszcze długo obecny będzie w jednoczącej się gospodarczo i politycznie Europie. Przyczyną tego podziału zarówno w przeszłości, jak i obecnie zdaje się być jeden czynnik mający wciąż kolosalny wpływ na europejską politykę: Rosja.
Zachód Europy, nigdy nie doświadczony przez sowiecką okupację, nie potrafi zrozumieć lęku przed wielkomocarstwowymi aspiracjami Kremla, który wciąż wpływa na politykę nowoprzyjętych państw Unii Europejskiej i NATO. Wydaje się, że dopóki nasi zachodni partnerzy nie spróbują pojąć i zrozumieć tego lęku, dopóty będziemy mogli mówić o podziale w europejskich strukturach i nawet za dwadzieścia lat wciąż dzielić ich członków na "starych" i "nowych".
Obawa i nieufność wobec putinowskiej Rosji najbardziej była widoczna w polityce największego sojusznika Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowo - Wschodniej - Polski. Ostatnio przyłączyły się do nas, rządzone także przez prawicę, Czechy. Nie wiadomo jednak na ile trwały okaże się ten doraźny sojusz. Innymi słowy: jak duża jest determinacja czeskich władz, by wbrew własnemu społeczeństwu i dużej części klasy politycznej doprowadzić swoje "sojusznicze zobowiązania" do końca.
Wybitny czeski pisarz Pavel Kohout napisał kiedyś, że "Czechy są niczym wycieraczka przed drzwiami wielkich mocarstw" jak gdyby celowo dezawuując obecne i przeszłe znaczenie polityczne swojego kraju. Z rolą małego kraiku, bez wielkich międzynarodowych ambicji, Czesi jako naród zdali się już dawno temu pogodzić, a dotychczas wydawało się, że podobny pogląd podzielają również przedstawiciele czeskiego państwa. Pozostaje pytanie, czy z taką rolą będzie też musiała pogodzić się Polska?