Odmrażanie wesel. Czy boimy się zabawy? Branża czekała na ten dzień z utęsknieniem
Jak wyglądają wesela w koronawirusowej rzeczywistości? Akurat w pierwszy dzień luzowania rządowych restrykcji, nasz redakcyjny kolega Sebastian brał ślub z Magdaleną. Postanowiłem sprawdzić, jak branża poradziła sobie z zamrożeniem na okres kilku tygodni i czy goście boją się zabawy.
07.06.2020 | aktual.: 07.06.2020 17:49
6 czerwca wszedł w życie kolejny etap odmrażania gospodarki w Polsce. Rząd zezwolił m.in. na organizację imprez weselnych, ale z limitem do 150 osób. Sebastian, nasz redakcyjny kolega, miał szczęście. Bo właśnie na ten dzień zaplanował sobie wesele wraz ze swoją wybranką życiową - Magdaleną.
- Już w maju stwierdziliśmy, że będziemy czekać do końca. Sala się na to zgodziła. Jedną z opcji było przyjęcie weselne bez muzyki granej, jakieś 20-30 gości i ślub w urzędzie stanu cywilnego - mówi mi Sebastian, który gdy tylko rząd potwierdził "odmrażanie" wesel, miał mało czasu na dopięcie formalności. Wszystko jednak zakończyło się szczęśliwie.
Tylko maseczki przypominają o koronawirusie
Najważniejszy dzień w życiu Sebastiana i Magdaleny rozpoczyna się od mszy świętej w malutkim kościele w Popowie Starym. Goście gromadzący się przed świątynią nie mają maseczek, bo w myśl obecnych regulacji na świeżym powietrzu nie muszą ich posiadać.
O pandemii przypomina jednak malutki stoliczek tuż po przekroczeniu drzwi kościoła. Znajdziemy na nim maseczki jednorazowe oraz płyn do dezynfekcji. Znak czasów, bo naczynie na wodę święconą pozostaje puste. Jeśli któryś z gości zapomniał maseczki, może po nią sięgnąć. Decydują się jednak na to nieliczni.
Płyn do dezynfekcji i maseczki na wejściu do kościoła.
W trakcie mszy nie słyszymy o pandemii. Ksiądz przypomina Sebastianowi i Magdzie, że od teraz nie ma "ja" i "ty", tylko "my", kieruje specjalne słowa w kierunku ich rodziców. Słowem, gdyby nie maseczki, to można by uznać, że to ślub jak każdy inny w czasach przed koronawirusem.
Gastronomia aż tyle nie straciła
Po kilkudziesięciu minutach jestem już w restauracji Wigwamy, którą Sebastian i Magdalena już rok temu wybrali na miejsce swojego wesela. - Branża się odbudowuje, ale moim skromnym zdaniem nie straciła tyle, ile mogła stracić. Sezon weselny dopiero się zaczął. Straciliśmy tylko cały maj i początek czerwca - mówi na powitanie Ania, menadżerka lokalu. Na ścianach co kilka metrów znajdziemy stacje do dezynfekcji rąk. To element przypominający o ciągle trwającej pandemii.
Ania nie ukrywa, że spora część osób zrezygnowała jednak ze swoich imprez. Nie każdy, tak jak Sebastian i Magdalena, chciał czekać do końca na decyzję rządu. Dlatego wesela przesunięto na jesień czy nawet przyszły rok.
Płyn do dezynfekcji na sali weselnej.
- Zdarza się, że parę imprez odpadło nam z późniejszych terminów, ale to z tego względu, że są to osoby mieszkające za granicą i już teraz wiedzą, że nie będą chciały przyjeżdżać do Polski albo nie będą narażać najbliższych na zarażenie. Zmieniła się też sytuacja finansowa i nie wszyscy mogą sobie pozwolić na huczne imprezy - tłumaczy menadżerka lokalu Wigwamy.
Rządowe restrykcje pozwalają na organizację wesel do 150 osób. - To dużo - dodaje Ania i stwierdza, że w jej lokalu raczej robi się imprezy na maksimum 100 gości. - Już takich wesel z 200 osobami na sali się raczej nie organizuje - stwierdza.
Również Sebastian i Magdalena stanęli przed wyzwaniem, by nieco okroić liczbę gości. Od początku planowali skromne wesele, a koronawirus sprawił, że na sali pojawiła się tylko najbliższa rodzina.
- Planowaliśmy wesele w zeszłym roku na niespełna 80 osób. Gdy wybuchła pandemia, to akurat zaczęliśmy rozwozić zaproszenia. Ograniczyliśmy znajomych do zera, postawiliśmy tylko na rodzinę, do tego ktoś tam odmówił i wyszło równo 50 gości - opowiada świeżo upieczona pani młoda.
Obsługa w maseczkach, taniec bez ograniczeń
Jako że sala lokalu, który gościł najbliższych Sebastiana i Magdaleny, jest dość duża, to liczba 50 osób nie robi na niej wrażenia. W sam raz na koronawirusowe czasy - można na niej zachować bezpieczne odstępy, choć oczywiście w tańcu nie może być o tym mowy. Pary bawią się w najlepsze, nikt nie krzyczy o konieczności zachowania dwumetrowego odstępu czy też zakładania masek.
Maski na twarzach mają za to pracownice lokalu, które co rusz roznoszą jedzenie. To wymóg wynikający z rządowego rozporządzenia, aby ograniczyć ryzyko zakażenia się koronawirusem. - Staramy się też, aby była wolna przestrzeń. Wcześniej przy stoliku ustawialiśmy 10 osób, teraz jest ich 8 - zdradza menadżerka Wigwamy.
Zdjęcie grupowe - w takiej sytuacji nie ma mowy o zachowaniu dystansu.
Impreza weselna w czasach koronawirusa jest też wyzwaniem dla DJ-ów i wodzirejów. Jacek Polak, który zjawił się na weselu Sebastiana i Magdaleny, by dbać o zabawę, jeszcze przed jego rozpoczęciem jest optymistą. - Liczę, że ci co przyszli na wesele są spragnieni zabawy i będą się bawić. Przyjść, żeby posiedzieć przy stolikach? To byłoby słabe - ocenia.
I ma rację. DJ z łatwością wyciąga pary na parkiet. Przy okazji jednej z przerw nie ukrywa jednak, że sytuacja na rynku spowodowana koronawirusem jest trudna. - Imprezy firmowe były stałym elementem kalendarza i też się anulowały, bo firmy przeniosły się na pracę zdalną i tną wydatki, nie zjeżdżają się do hoteli i rezygnują ze szkoleń. W efekcie potem wieczorem nie ma imprez integracyjnych - opowiada.
Duża sala powoduje, że na parkiecie łatwo o wolne miejsce.
- To będzie trudny rok dla branży. Odmrożenie wesel jest fajne, limit 150 osób też, bo w większości imprez nie jest on wypełniany. Jednak samo podejście gości jest problemem, bo nie chcą zabawy, boją się. Odmawiają, bo z 90 zaproszonych gości przyjedzie 30. Wtedy wesele nie ma sensu - dodaje.
DJ Jacek Polak miał w czerwcu zagrać na dziewięciu weselach. Ostatecznie w jego kalendarzu znalazło się tylko jedno - Sebastiana i Magdaleny.
Nadchodzą pracowite czasy
Niezależnie z kim rozmawiam, przyznaje jedno - jesień i rok 2021 będą niezwykle pracowite. Część par przeniosła już imprezy na wrzesień czy październik, inni wybrali wolne terminy w przyszłym roku. - Efekt jest taki, że mam w kalendarzu na rok 2021 tygodnie, gdzie będę na weselach od czwartku do niedzieli - opowiada fotograf Tobiasz.
Nie oznacza to jednak, że koronawirus nie wyrządzi im strat. - Oczywiście, część imprez zagram w późniejszych miesiącach, część w roku 2021, ale nie da się kalendarza zaplanować tak, jak wyglądał on jeszcze przed epidemią - stwierdza DJ Jacek Polak.
Sebastian i Magdalena mieli to szczęście, że fotografowie czy DJ nie podwyższyli im stawek z powodu koronawirusa, a to przecież stało się modne w ostatnich tygodniach w innych branżach. - Trzeba być fair, jeśli się na coś dogadujemy, bo umowy na wesela są przecież podpisywane rok przed jego odbyciem - mówi kamerzysta Łukasz.
On też przewiduje pracowitą jesień i zimę. - Mam np. wesele zamówione na 25 grudnia. Generalnie pojawiają się takie terminy, kiedy zwykle wesela się nie odbywają - dodaje.
To pokazuje, że większość par nie myśli o drugiej fali zachorowań na koronawirusa, którą straszą media i eksperci z całego świata. Jeśli ona faktycznie nadejdzie, branża weselna dostanie drugi cios, po którym nie wszyscy się podniosą. - Ten rynek i tak został już mocno zweryfikowany przez obecną sytuację - podsumowuje DJ Jacek Polak.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.