RegionalneWrocławKoronawirus. Siostry urszulanki chcą, by zakażone studentki opuściły akademik. "Czy to jest chrześcijańskie miłosierdzie? A człowieczeństwo?"

Koronawirus. Siostry urszulanki chcą, by zakażone studentki opuściły akademik. "Czy to jest chrześcijańskie miłosierdzie? A człowieczeństwo?"

Cudzoziemka, lokatorka akademika prowadzonego przez siostry urszulanki, straciła smak i węch. Kazano jej opuścić pokój i nie wykonywać testu, bo "lekarz zalecił tylko autokwarantannę". Potem posypały się kolejne zakażenia, przynajmniej dwa potwierdzone testem. Lokatorki odesłano do domów. Pozostały trzy buntowniczki.

Koronawirus. Judyta i Zuzia oraz koleżanka z innego pokoju to jedyne osoby, które pozostały w akademiku sióstr urszulanek. Pozostałe studentki zostały wysłane do domów, gdy potwierdziła się informacja o zakażeniach w placówce
Koronawirus. Judyta i Zuzia oraz koleżanka z innego pokoju to jedyne osoby, które pozostały w akademiku sióstr urszulanek. Pozostałe studentki zostały wysłane do domów, gdy potwierdziła się informacja o zakażeniach w placówce
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Barbara Kwiatkowska, Wroclaw.wp.pl: Mieszkasz w akademiku prowadzonym przez siostry urszulanki. Po tym, jak siostra zakonna dowiedziała się o twoim pozytywnym teście, jak piszesz u siebie na social mediach, usłyszałaś kółka od walizek. Okazało się, że w obiekcie zostałyście tylko we trzy - ty i Zuzia, twoja współlokatorka z pokoju oraz jeszcze jedna koleżanka. Dlaczego?

Judyta Madeyska: Najpierw nasza koleżanka straciła węch i smak, więc prawdopodobnie złapała COVID-19. Siostry kazały jej opuścić akademik. Wynajęła pokój poprzez Airbnb, za który za tydzień płaci tyle, co za miesiąc tutaj. To dziewczyna, która jest pierwszy miesiąc w Polsce, kompletnie nie orientuje się, jak działa tu system, nie mówi po polsku. Jedyną osobą, którą prosiła o poradę, była siostra. Usłyszała, że ma nie wykonywać testu, bo to za dużo kosztuje i że lekarz zalecił tylko, by sama zrobiła sobie kwarantannę. Nie powiedziała jej, że wraz ze skierowaniem od lekarza może bez problemu wykonać test za darmo. Kiedy zorientowałam się, że i ja utraciłam węch i smak oraz mam lekko podwyższoną temperaturę, bałam się, że siostra urszulanka, słysząc o moich objawach, potraktuje mnie tak samo, jak tę znajomą cudzoziemkę. Skonsultowałam się z lekarzem telefonicznie. Poprosiłam o skierowanie na test. Musiałam podać aktualne miejsce pobytu. Bez zastanowienia podałam adres Nankiera 16 Wrocław.

Dlaczego nie adres domowy?

Tu przecież jestem, a z racji podejrzenia wirusa, nie będę wracać pociągiem do Warszawy, bo jest to po prostu nieodpowiedzialne. Postawiłam siostrę przed faktem dokonanym. Kobieta poleciła zmianę pokoju na jednoosobowy, nadal jednak miałam korzystać ze wspólnej kuchni oraz łazienki.

Test okazał się pozytywny?

Tak. Powiadomiłam rodziców i siostrę urszulankę, która, jak się okazało, też zrobiła test na COVID. Również okazał się pozytywny. Siostra powiedziała, że w takim razie powinnam jak najszybciej wyjeżdżać do domu, bo ona nie zamierza mieć nikogo z wirusem na terenie akademika, a przecież sama go miała!

I co się działo dalej?

Siostra wysłała wszystkim dziewczynom SMS o treści: "Drogie dziewczyny, na naszym piętrze jest coronavirus. W takim wypadku wszystkie musicie iść na kwarantannę. Siostra Przełożona prosi, byście wyjechały z akademika". Do piątku (23.10 - przyp. red.) oprócz mnie i mojej współlokatorki została jedna dziewczyna. Uznałyśmy, że wytyczne siostry są absurdalne i absolutnie nikt nie powinien się stąd ruszać, bo to nieodpowiedzialne. Siostra nie była skłonna rozmawiać o swoim poleceniu, dała nam numer do przełożonej i poprosiła, żeby nie wspominać siostrze przełożonej, że najprawdopodobniej zakaziłam się od dziewczyny z akademika, bo siostra chyba - choć nie wiemy dokładnie - nie poinformowała nikogo o podejrzeniu zakażenia. To ciekawe uczucie zostać nakłanianym do kłamstwa przez siostrę zakonną.

Czy były naciski, byście przestały okupować akademik?

Miałam przenieść się do izolatorium. Na pytanie, jak mam się tam dostać, dowiedziałam się, że to zaledwie 4 kilometry od placu Nankiera, mogę pokonać je pieszo. Nawet poprosiłam lekarza o skierowanie, ale od niego dowiedziałam się, że w systemie zapisano mnie pod adresem na Nankiera i nie mogę opuścić tego miejsca, bo zapłacę 30 tysięcy złotych kary. Ilość SMS-ów, które dostałam od sióstr, że mam wyjeżdżać, że w izolatorium będzie jak na wakacjach i one w ogóle nie rozumieją, dlaczego ja nie chcę tam pójść, była powalająca. To najbardziej mną wstrząsnęło. To kompletny brak chrześcijańskiego miłosierdzia i ludzkich odruchów.

Co stanie się dalej?

Moja kwarantanna dobiega końca 30 października. Jak tylko będę mogła wychodzić, mam iść na policję - funkcjonariusze zalecili mi złożenie zeznań. Mogę to zrobić jedynie osobiście. Pani spod numeru 112, do której się zwróciłam z uwagi na to, że ani razu nie udało mi się dodzwonić do sanepidu, powiedziała mi, że brak zawiadomienia o przypadkach koronawirusa w akademiku to przestępstwo. Policjantka, z którą rozmawiałam, powiedziała, że za każdym razem, jak będę wydalana przez siostry, mam prosić o dokument, że siostry biorą na siebie pełną odpowiedzialność za moje opuszczenie miejsca izolacji.

Od tego czasu były jeszcze próby wyrzucenia was?

W sobotę rano siostra opiekująca się naszym piętrem powiadomiła nas, że rozesłała dziewczynom, które już wyjechały, SMS-y, że ze względu na naganne i nieodpowiedzialne zachowanie moje i koleżanki, akademik zostanie definitywnie zamknięty. Napisała nam w wiadomości, że zachowałyśmy się skandalicznie, pozostając na miejscu, i cała odpowiedzialność spoczywa na nas, ponieważ nie zastosowałyśmy się do zalecenia sióstr. Teraz jedyne, na co liczymy, to żeby zakon nie był znowu potraktowany ponad prawem. Chcemy, by siostry poniosły konsekwencje wysłania około dwudziestu dziewczyn do domu oraz by zwróciły naszej koleżance pieniądze za wynajmowany apartament.

Nie boisz się tego upublicznić?

Wszystkie kontakty odbywały się telefonicznie i za pomocą SMS-ów. Mam zachowaną całą korespondencję. Siostry nie przychodzą do nas, nie pukają do drzwi. Na szczęście jesteśmy samowystarczalne - moja przyjaciółka zadbała o zaopatrzenie, więc głód nam nie zagląda w oczy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)