Galerie handlowe otwarte. Po maturze chodziliśmy na zakupy. Szturm na sklepy we Wrocławiu
Galerie handlowe otwarte - taka rzeczywistość zastała Polaków we wtorek, 4 maja. Duże centra wróciły do działalności po ponad miesięcznej przerwie związanej z obostrzeniami covidowymi. We Wrocławiu od rana pojawiły się w nich tłumy ludzi, w tym przede wszystkim młodzież.
Otwarte galerie handlowe - na tę wiadomość Polacy czekali od dawna. Przynajmniej do tego wniosku można dojść obserwując to, co dzieje się od poranka na parkingach największych centrów we Wrocławiu. Gdy do niedawna mogły funkcjonować w nich jedynie sklepy spożywcze, drogerie czy apteki, liczba wolnych miejsc przytłaczała. Teraz ciężko znaleźć wolną lukę na samochód.
Przypomnijmy, że galerie handlowe zostały zamknięte pod koniec marca, gdy w kraju rozprzestrzeniała się trzecia fala koronawirusa. Coraz większa liczba nowych zakażeń w połączeniu z brakiem wolnych łóżek w szpitalach sprawiły, że rząd postanowił zamrozić niektóre branże. Być może, gdyby nie lockdown, to statystyki zgonów spowodowanych przez COVID-19 w kwietniu byłyby jeszcze wyższe.
Galerie handlowe otwarte. Po maturze chodziliśmy na zakupy. Szturm na sklepy we Wrocławiu
- Chcę sprawdzić, czy po ponownym otwarciu są jakieś fajne promocje. Przecież galerie tyle były zamknięte, to muszą jakoś skusić klientów - mówi mi Piotr, którego spotykam na parkingu pod Wrocław Fashion Outlet. Obaj mieliśmy szczęście, że akurat w naszym rzędzie pojawiły się dwa wolne miejsce na samochody. Po godz. 13 parking pęka bowiem w szwach. Podobnie jest z innymi galeriami handlowymi - we wtorek tłumy pojawiły się w Alei Bielany czy Magnolia Park.
Rzut oka na witryny sklepowe pozwala dojść do wniosku, że być może Piotr miał rację. Kilka sklepów kusi agresywnymi promocjami - rabaty sięgające 50 proc., trzecia sztuka towaru za 1 zł, itd. Nie jest jednak powiedziane, że gdyby lockdownu nie było, to nie mielibyśmy obecnych rabatów. W końcu galerie handlowe przyzwyczaiły do tego, że zawsze trwa w nich jakaś promocja.
Jednak przekroczenie drzwi galerii znajdującej się na wrocławskim Nowym Dworze szybko pozwala dojść do wniosku, że coś jest nie tak. Praktycznie pod każdym sklepem stoi kolejka ludzi. W tych z markami premium jest krótsza. Tam, gdzie można dostać ubrania czy buty w dość okazyjnych cenach, doliczam się 50-metrowej kolejki. Stoi w nich po 20-25 osób. Czas oczekiwania? Momentami pół godziny.
- Idzie wiosna. Warto przejrzeć sklepy, czy nie ma czegoś nowego, by odświeżyć zawartość szafy - mówi Marzena, która przyjechała do galerii razem z przyjaciółką. Obie w ten sposób zabijają wolny czas. Nie miały skonkretyzowanych planów na wtorek, więc wybrały się na zakupy.
W kilku kolejkach rzucają się w oczy młode osoby ubrane z eleganckie koszule. Szybko potwierdzam, że to tegoroczni maturzyści. Po napisaniu egzaminu z języka polskiego postanowili nieco rozluźnić się na zakupach. - W sumie nie spodziewałem się, że będzie tyle ludzi - mówi jeden z nich. - Ale jak już jesteśmy, to poczekamy i wejdziemy. Może rzucili jakiś nowy towar, tu zawsze warto polować na okazję - dodaje.
Otwarte galerie handlowe. "Można się było tego spodziewać"
Bardzo rzetelnie do tematu obostrzeń podchodzą sklepy i ich pracownicy. O ile do dozowników z płynem do dezynfekcji na wejściu i rękawiczkami jednorazowymi zdążyliśmy się przyzwyczaić, o tyle personel dokładnie liczący liczbę klientów w środku nie jest powszechny. W odwiedzanej przeze mnie galerii w tych najbardziej obleganych sklepach na wejściu o przestrzeganie limitów dba jeden z pracowników. Póki nie da sygnału, nie można wejść.
- Nie chcemy się narazić na jakiekolwiek kary - mówi mi młoda dziewczyna pilnująca drzwi w jednym ze sklepów. W innym słyszę od pracownika, że to kwestia odpowiedzialności. Skoro otwarto galerie handlowe, to trzeba robić wszystko, aby koronawirus się nie rozprzestrzeniał, bo znów dojdzie do ich zamknięcia. - A tego byśmy nie chcieli - komentuje.
Szturm przeżywają nie tylko sklepy. Pojawienie się klientów w sklepach sprawia, że oblężenie przeżywa też restauracja Pasibus, która mieści się we Wrocław Fashion Outlet. Obserwuję nią przez kilkadziesiąt minut. Ludzi przybywa z minuty na minutę. Składają zamówienie, po czym czekają na odbiór burgerów. Początkowo czas oczekiwania wynosi 15 minut. Po chwili ogrom zamówień powoduje, że wzrasta on do 40 minut.
Część klientów podchodzi do lady i upewnia się, czy ich zamówienie zostało zarejestrowane, bo przecież dawno miało być gotowe. - Mamy tyle zamówień, że nie wyrabiamy - mówi jedna z pracownic lokalu, który przez ostatni miesiąc żył jedynie z oferowania jedzenia z dowozem.
- Można się było tego spodziewać, że Polacy ruszą na galerie. To zamknięcie sprawia, że ludziom brakuje rzeczy, do których się przyzwyczaili - puentuje osoba czekająca w kolejce po burgery.
Szał na otwarte galerie handlowe potrwa najpewniej kilka dni. Później sytuacja wróci do normy. Chyba.