PolitykaWrócił z Wielkiej Brytanii, by pracować w Polsce. Trzy razy go oszukali. "Teraz to się wkur...łem"

Wrócił z Wielkiej Brytanii, by pracować w Polsce. Trzy razy go oszukali. "Teraz to się wkur...łem"

Wyjechał do Wielkiej Brytanii, by znaleźć lepszą pracę. Teraz wrócił jednak do Polski. Trzy razy został oszukany przez pracodawców. - Straszne chamstwo i oszuści. Wyjeżdżam, bo nie chce na starość w Polsce być dziadem - mówi Wirtualnej Polsce pan Waldemar.

Wrócił z Wielkiej Brytanii, by pracować w Polsce. Trzy razy go oszukali. "Teraz to się wkur...łem"
Źródło zdjęć: © Unsplash.com
Magda Mieśnik

Pan Waldemar na fali emigracji w 2004 r. wyjechał szukać pracy w Wielkiej Brytanii. – Zależało mi na tym, żeby godnie zarabiać i udało się. W czasie, gdy w Polsce dostałbym 8-10 zł za godzinę, na Wyspach zarabiałem tyle samo, ale w funtach, czyli pięć razy tyle – mówi.

Zwraca uwagę, że ceny wynajmu mieszkań poszły w górę, ale nadal są do udźwignięcia. - Mieszkałem w kilku miejscach w Wielkiej Brytanii. Są miejsca, gdzie nadal jest to opłacalne. Jeśli ktoś zarabia jako kierowca 2 tys. funtów miesięcznie, czyli 10 tys. zł i wyda na wynajem 800 funtów, to zostaje mu ponad 5 tys. zł. Kwota wolna od podatku to na Wyspach równowartość 53 tys. zł, a w Polsce zaledwie 3 tys. zł. Nie ma czego porównywać – mówi.

Trzeci powrót

Pod koniec 2018 r. mężcyzna postanowił jednak wrócić do Polski. – To już trzeci mój powrót. Wcześniej wytrzymywałem rok, półtora i znów wyjeżdżałem. Mam tu jednak kawałek ziemi. To fajny kraj, dlatego zdecydowałem, że znów poszukam pracy w ojczyźnie. Skończyło się jednak jak zwykle. To świetne miejsce do momentu, gdy trzeba zacząć pracować – mówi pan Waldemar.

W czasie pobytu w Wielkiej Brytanii nauczył się biegle mówić po angielsku. Z zamiłowania jest muzykiem. Ma wyuczone dwa zawody – kierowca ciężarówki i monter rurociągów-spawacz. Po powrocie z Wysp zaczął szukać pracy na lokalnym trójmiejskim portalu.

Pierwszą pracę jako kierowca ciężarówki zaczął w styczniu. - Właściciel zaoferował mi 3500 zł, czyli 30 procent moich zarobków w Wielkiej Brytanii. Ale jestem u siebie, w Polsce, więc się zgodziłem – opowiada nam. Transportował kontenery z terminala do magazynów. – Wszystko fajnie, tylko nikt mi nie powiedział, że tak naprawdę praca trwa 16 godzin dziennie, a pasy kierowcy w samochodzie są niesprawne. Właściwie w ogóle ich nie było. Po jednym dniu zrezygnowałem – mówi.

Znalazł kolejne ogłoszenie. – To samo. Pasy kierowcy nie działają. Wynagrodzenie 3500 zł. Odpuściłem – przyznaje mężczyzna Chciał jednak zostać w Polsce, dlatego dalej szukał pracy. Znalazł ogłoszenie dla kierowcy ciężarówki.

"Magnes" na nadgodziny

- Pracodawca przedstawia mi warunki pracy – 5 tys. zł netto, transport kontenerów do Grudziądza. Instruuje mnie, jak używać specjalnego przyrządu działającego jak magnes, by oszukać tachometr, który mierzy czas pracy kierowcy. Gdy widzi moje zdziwienie, przekonuje, że to normalna procedura i każdy tak robi – mówi nasz rozmówca. Przyjął pracę, podał wszystkie dane do umowy, ale nie zamierzał korzystać z "magnesu".

Miał pracować 12 godzin dziennie. Pierwszego dnia obowiązki zajęły mu prawie 16 godzin. Poinformował pracodawcę, że nie jest zainteresowany tak długim dniem pracy. Nie chciał też używać "magnesu". Zgodził się przyjść na jeszcze jeden dzień, by szef miał czas znaleźć innego pracownika.

- Na koniec drugiego dnia pracy zapytałem o umowę i o wysokość mojego wynagrodzenia za dwa dni. Szef obiecał mi 500 zł. Następnego dnia przełożony odmówił podpisania jakiejkolwiek umowy i wypłacenia pensji. Wysłałem mu wiadomość, że w związku z tym poinformuję Inspekcję Pracy oraz Inspekcję Transportu Drogowego – relacjonuje pan Waldemar.

Pracodawca proponuje mu spotkanie. - Na parkingu przedsiębiorca mówi mi, że powinna mi się stać krzywda za moje wiadomości i jestem opierda…czem, a on człowiekiem pracy. Znów obiecuje, że zapłaci za kilka dni. Pieniędzy jednak nie dostaję – mówi mężczyzna.

Kolejne próby odzyskania wynagrodzenia nie przynoszą skutku. W związku z tym Waldemar zawiadamia o sprawie policję i inspekcję transportu drogowego. - Kilkanaście lat poza granicami Polski sprawiło, że zapomniałem o tym, jak działa ta dzika gospodarka. W Polsce ludzie sobie nie pomagają. Panuje straszne chamstwo. Tu nie ma życia, tylko przeogromny stres i ludzka zawiść. Połowa ogłoszeń o pracę to oszustwa. Nie podpisuje się żadnych umów o pracę, a jeśli już – to na najniższą możliwą pensję – mówi.

Znów wyjeżdża do Wielkiej Brytanii. – Tu panuje straszna patologia na rynku pracy. Jak ktoś ma - jak ja - 40 lat i myśli, by mieć jakąkolwiek emeryturę, to w Polsce będzie na starość dziadem – mówi mężczyzna.

Zobacz także: "Racja Stanu": Michała Kobosko przepytał Andrija Deszczycę, ambasadora Ukrainy w Polsce

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1363)