Wraca lustracja w Iraku - USA ostrzegają przed wielką czystką
Abu Dżafar bierze jedną z teczek leżących
na jego biurku i przegląda dokumenty, z których wynika, że pewien
urzędnik Ministerstwa Finansów był za dyktatury Saddama Husajna
agentem służby bezpieczeństwa. Potem energicznie zamyka teczkę i
ogłasza wyrok: "Tego człowieka należy wyrzucić".
10.05.2005 | aktual.: 10.05.2005 15:52
Urząd sprawdzający, czy w instytucjach państwowych nie pracują byli działacze saddamowskiej partii Baas, a także agenci dawnych służb specjalnych, znów pracuje na pełnych obrotach. Ze stanu uśpienia, trwającego prawie rok, wyrwał go nowy rząd, złożony głównie z szyitów i Kurdów, przedstawicieli dwóch społeczności, które wiele wycierpiały za Saddama.
Poprzedni premier Iraku Ijad Alawi, świecki szyita i sam były baasista, nigdy nie był żarliwym zwolennikiem wprowadzonego przez Amerykanów zakazu zatrudniania członków nacjonalistyczno- socjalistycznej partii Baas, której 35-letnie rządy należą do najczarniejszych kart dziejów kraju.
Alawi argumentował, że nowe demokratyczne instytucje Iraku potrzebują fachowców, którzy pracowali dla poprzednich władz. Gdy w czerwcu zeszłego roku został premierem, zatrudnił podobno wielu zwolnionych baasistów w administracji rządowej i siłach bezpieczeństwa.
Z końcem czerwca 2004 roku Irak odzyskał suwerenność. Alawi próbował wtedy sparaliżować pracę Najwyższej Komisji Narodowej ds. Debaasyfikacji, ale nie pozwolili mu na to inni przywódcy kraju. Tak przynajmniej mówi teraz dyrektor komisji, Ali al-Lami.
Lepsze czasy dla Lamiego i jego personelu zaczęły się po wyborach powszechnych 30 stycznia, gdy nowy premier Ibrahim Dżafari, przywódca szyickiej partii religijnej Zew Islamu zaczął tworzyć rząd.
Po wyborach uzgodniono, że należy wznowić proces usuwania członków partii Baaas z instytucji państwowych - powiedział Lami.
W niedzielę parlament iracki powołał 12-osobową komisję, która będzie nadzorować pracę lustratorów.
Oficjele amerykańscy boją się wielkiej czystki w irackim aparacie rządowym i siłach bezpieczeństwa w chwili, gdy kraj zmaga się z coraz groźniejszą partyzantką. Ostrzegają, że może to jeszcze bardziej rozdrażnić niezadowoloną mniejszość arabskosunnicką, z której rekrutują się partyzanci.
Jednak Lami mówi, że zakaz dotyczy tylko funkcjonariuszy partii Baas średniego i wysokiego szczebla, około 65 tysięcy ludzi spośród 1,5 miliona jej członków.
Stany Zjednoczone rozwiązały i zdelegalizowały Baas w maju 2003 roku, miesiąc po obaleniu Saddama, ale potem złagodziły swe podejście i do tworzonej na nowo armii irackiej przyjęły byłych wysokich oficerów. Paul Bremer, który do 28 czerwca 2004 roku administrował Irakiem, pozwolił też wrócić do pracy tysiącom nauczycieli, członkom partii Baas.
Ali Lami powiedział, że w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy debaasyfikacji pracę straciło około 35 tysięcy działaczy partii Saddama, ale 16 tysięcy z nich odwołało się i odzyskało swe posady.
Surowe podejście polityków szyickich i ich kurdyjskich sprzymierzeńców do dawnych baasistów było jednym z powodów dwumiesięcznej zwłoki w utworzeniu rządu przez Dżafariego.
Dżafari postanowił utworzyć rząd jedności narodowej i zebrał listy kandydatów na ministrów od przedstawicieli irackich ugrupowań etnicznych i wyznaniowych. Jednak papiery wielu kandydatów, zwłaszcza reprezentujących arabską mniejszość sunnicką, z której wywodziła się saddamowska elita władzy, przekazano najpierw do sprawdzenia komisji debaasyfikacyjnej.
Twardogłowi sunnici żalą się, że komisja odrzuciła większość ich kandydatów. Mówią, że wiceprezydent Iraku, arabski sunnita Ghazi Jawer, na znak protestu nie pojawił się na uroczystości zaprzysiężenia rządu. Ostatecznie w 36-osobowym rządzie znalazło się sześcioro arabskich sunnitów; siódmy, któremu Dżafari dawał tekę praw człowieka, nie przyjął nominacji.
Większość dawnych baasistów mówi, że zapisała się do partii, bo inaczej nie mogłaby dostać dobrej pracy, umieścić dzieci w prestiżowych szkołach czy korzystać z wyspecjalizowanej opieki lekarskiej.
Jednak od ludzi awansujących w partii oczekiwano, że będą donosić na innych i służyć w oddziałach milicji, których używano do tłumienia powstań szyitów i Kurdów po klęsce Iraku w wojnie w Zatoce Perskiej w roku 1991.
Były pułkownik sił lądowych Jasin Taher, szyita, powiedział, że był świadom brutalności reżimu, ale zapisał się do Baas, aby móc awansować w armii. Po upadku Saddama został wykluczony z grona kandydatów do korpusu oficerskiego nowej armii, ale twierdzi, że jego doświadczenie mogłoby się w niej przydać.
Dostałem [w armii Saddama] batalion, który nie był dobry, ale pod moim dowództwem stał się najlepszy - powiedział Taher, który teraz sprzedaje materace. - Jestem pewien, że jeśli przyjmą mnie z powrotem do wojska, skorzystają na tym.
Jednak taki argument nie przemawia do przewodniczącego komisji debaasyfikacyjnej, byłego faworyta Pentagonu i od kilku tygodni wicepremiera Iraku, Ahmada Szalabiego.
Potrzebujemy przywództwa, a nie stworzymy go, przyjmując do służby baasistów i zwolenników Saddama - oświadczył Szalabi w wywiadzie dla telewizji CNN. Na czele sił zbrojnych musimy mieć ludzi lojalnych wobec demokratycznego rządu irackiego.