Polska"Wprost": Jak przez 40 lat zmienił się seks Polaków

"Wprost": Jak przez 40 lat zmienił się seks Polaków

Aż 42 proc. Polek udaje [ orgazm ]( https://portal.abczdrowie.pl/brak-orgazmu ). Jedną z przyczyn jest wszechobecna seksualizacja życia. Także zalew pornografii, która wypacza obraz naszej seksualności - mówi "Wprost" prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog, autor badań "Obraz obyczajowości seksualnej współczesnych Polaków".

"Wprost": Jak przez 40 lat zmienił się seks Polaków
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Anna Krasko

Marcin Dzierżanowski: Czy to prawda, że polska rewolucja seksualna wybuchła po skoku w bok Michaliny Wisłockiej?

Prof. Zbigniew Izdebski: W Polsce nie było rewolucji seksualnej, ale jakaś forma ewolucji. I niewątpliwie Michalina Wisłocka odegrała w niej największą rolę. Zaczęło się, gdy miała trzydzieści kilka lat i na swoim koncie żadnego satysfakcjonującego seksu w życiu. Podczas pobytu w Lubniewicach poznała tajemniczego Jurka, z którym przeżyła miesięczny romans.

W pamiętnikach pisała: „leżałam naga, skulona jak mysz w pułapce. Mówiąc szczerze, bałam się trochę... Jurek taki wielki, kudłaty i umięśniony jak bokser. Ten niedźwiedź klęczał przy łóżku, patrzył i szeptał jakieś cudowne słowa, zaklęcia czy prośby i delikatnie pieścił wargami moją skórę, jak coś pięknego i kruchego”. Później podkreślała, że gdyby nie Jurek, do końca życia myślałaby, „że takie przeżycia istnieją jedynie w wyobraźni powieściopisarzy i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością”.

- Pierwszy prawdziwy orgazm w życiu! Zrobił na niej tak wielkie wrażenie, że nowo odkrytą radością seksu postanowiła się podzielić z Polakami. To właśnie wtedy zrodził się pomysł wydania „Sztuki kochania”, która ostatecznie wyszła drukiem w 1976 r., dokładnie 40 lat temu.

To był pierwszy w Polsce popularny "podręcznik seksu".

- Sprzedano go chyba w 7 mln egzemplarzy! Nic dziwnego, że trzy lata temu w Lubniewicach otworzyliśmy park Miłości im. dr Michaliny Wisłockiej.

Skoro tam był jej skok w bok, to powinien być raczej park seksu.

- Misia by się oburzyła. Ona była największą propagatorką miłości, nie tylko seksu.

Miała opinię gorszycielki.

- Ach, ten PRL! Tak naprawdę w sferze seksu był zaściankowy i pruderyjny. KC PZPR przez kilka lat blokował wydanie jej książki, w końcu się zgodził, ale wydawca musiał zmienić szatę graficzną. Na okładce pierwszego wydania była para w strojach ślubnych.

Żeby nikt nie pomyślał, że w książce chodzi o seks pozamałżeński?

- Właśnie. Cały paradoks polega na tym, że w Wisłockiej widziano tylko ekspertkę od technik seksualnych. Tymczasem ona stawiała na siłę relacji w związku. Nawet gdy pisała o strefach erogennych, pieszczotach czy orgazmie, myślała o miłości. Uczyła też, że o związek trzeba walczyć, nie poddawać się przy pierwszym lepszym kryzysie.

Gdyby dziś mogła coś powiedzieć Polakom, to co by to było?

- Przyjaźniłem się z nią i wiem, że nie przebierała w słowach. Bywała dosadna. Na pewno by więc współczesnego Polaka obsztorcowała. Do mężczyzny powiedziałaby: „Jak to? Uważasz, że seks polega na tym, że masz jej wsadzić i wyjąć? A nie słyszałeś o grze wstępnej? Czemu jej nie pieścisz, nie dotykasz?”. A do kobiety: „Czemu z nim nie porozmawiasz o swoich potrzebach?”.

Rzeczywiście jest z nami aż tak źle?

- Zrobiłem ostatnio badania „Obraz obyczajowości seksualnej współczesnych Polaków”. Wie pan, co z nich wynika? Że 42 proc. Polek udaje orgazm. Michalina byłaby niezadowolona, bo w relacjach seksualnych ceniła sobie szczerość i poznawanie wzajemnych potrzeb.

Dlaczego Polacy udają?

- Jedną z przyczyn jest wszechobecna seksualizacja życia. Także zalew pornografii, która wypacza obraz naszej seksualności. Nie jestem przeciwnikiem pornografii; jeśli dorosły człowiek w sposób świadomy z niej korzysta, to wszystko jest OK. Ale porno to porno, mimo wszystko fikcja, realne życie seksualne jest inne. Gdyby wyglądało tak jak na tych filmach, nie mielibyśmy sił normalnie funkcjonować. Nie rozmawialibyśmy tutaj teraz, bo każdy z nas odsypiałby kolejną nieprzespaną noc.

Polacy traktują pornografię dosłownie?

- Niestety, często tak, bo brakuje im rzetelnej edukacji. Efekt jest taki, że zawieszamy sobie seksualną poprzeczkę niewyobrażalnie wysoko, a później się frustrujemy, że nie jesteśmy w stanie jej przeskoczyć.

Chce pan powiedzieć, że seks jest przereklamowany?

- Seks jest wspaniały. Ale rzeczywiście, jest w tym jakiś paradoks. 40 lat temu Michalina Wisłocka uczyła Polaków, że każdy ma prawo do dobrego, satysfakcjonującego seksu. A my dziś musimy do tego dodać: pamiętajcie jednak, że seks jest nieobowiązkowy. Masz na przykład prawo do kłopotów ze wzwodem, nie musisz mieć apetytu na erotyczne harce, możesz opierać się presji.

Co jeszcze się zmieniło od czasów „Sztuki kochania?”

- Polacy znacznie wcześniej niż kiedyś podejmują współżycie. To naprawdę robi się problem, z badań wynika, że aż 19 proc. dziewcząt i 16 proc. chłopców swój pierwszy raz przeżywa przed 15. rokiem życia. A więc w okresie, gdy współżycie z nimi jest przestępstwem. Michalina by tego nie pochwalała.

Była przeciwniczką wczesnej inicjacji seksualnej?

- Zwłaszcza w przypadku kobiet. Młode dziewczyny były zszokowane, bo przychodziły do niej z prośbą o pigułki, a ona nagle pytała: „A ty go w ogóle kochasz?”. Więc zaczynały się zastanawiać. Często okazywało się, że wcale nie chcą podejmować współżycia, ale chłopak nalega.

I co wtedy?

- Michalina prosiła: „Przyprowadź go do mnie”. A potem długo mu tłumaczyła, czym jest partnerstwo w związku. Bo dla niej liczyła się miłość, odpowiedzialność.

W życiu prywatnym też?

- Tak, choć sama miała kłopoty z relacjami damsko-męskimi. W gruncie rzeczy szczęście do związków się jej nie trzymało. Brakowało jej satysfakcjonującego życia seksualnego, przez lata żyła w związku równoległym. Nie była wyjątkiem, z moich badań wynika, że dziś też Polacy żyją w tego typu relacjach. Osiem procent przyznaje, że ma dwie partnerki lub partnerów w tym samym czasie.

Z drugiej strony wzrasta też liczba singli.

- To prawda, jest ich coraz więcej. Ale też coraz większa liczba z nich nie rezygnuje z życia seksualnego.

To, że nie wchodzą w związki, to ich wybór?

- I tak, i nie. Mają zdecydowanie większe wymagania wobec partnera niż pokolenie ich rodziców, dlatego wolą żyć w pojedynkę, niż decydować się na ślub z byle kim. Są też bardziej odporni na presję ze strony rodziny i otoczenia. Ale tak naprawdę nie chcą całkowicie rezygnować z trwałych związków. Aż 56 proc. polskich singli mówi, że nie wchodzi w trwałe relacje, bo w otoczeniu nie ma widzi odpowiedniego kandydata. Zresztą jesteśmy realistami. Jedna czwarta badanych mówi, że trwająca przez całe życie miłość do jednego partnera jest niemożliwa.

Nie wierzymy w miłość?

- Wręcz przeciwnie! Aż 74 proc. Polek i 65 proc. Polaków deklaruje, że w swoim życiu doświadczyło prawdziwej miłości. W sumie to optymistyczne.

Mimo wszystko jesteśmy monogamistami?

- W większości tak. Aż 83 proc. mężczyzn i 78 proc. kobiet deklaruje, że ponownie wybrałoby partnera, z którym obecnie jest w związku. To naprawdę dużo.

Dziwne, że to mężczyźni rzadziej myślą o zmianie.

- Prawda, że zaskakujące? W końcu jak kilku facetów siada w knajpie przy piwie, zwykle narzekają na żony i się przechwalają miłosnymi podbojami. A tak naprawdę cenią stały związek. Albo są za wygodni na zmianę.

Mówiliśmy o zmianie obyczajowości Polaków, ale zmieniają się też przepisy. Niedawno resort zdrowia dopuścił do obrotu bez recepty tabletkę na potencję przeznaczoną dla mężczyzn. Będzie nowa rewolucja seksualna?

- Żadna rewolucja. Wielu spodziewało się rewolucji, gdy ponad 15 lat temu wchodziła na rynek viagra. Niektórzy nawet ostrzegali, że teraz to mężczyźni „będą chcieli non stop”, że biedne kobiety, jak one dadzą radę. Te obawy okazały się przesadzone. Oczywiście, niestety, istnieją tacy, którzy instrumentalnie traktują partnerki seksualne, ale wcześniej, bez tabletki, też istnieli. Zresztą wcale nie ruszono szturmem do aptek, według badań zaledwie 10 proc. tych, którzy mają kłopot ze wzwodem, korzysta z tabletki.

Bo?

- Trudno im się przyznać do swojej słabości. My w Polsce jesteśmy wychowywani do wstydliwości. Zamiast rzetelnej edukacji seksualnej w tej sferze obowiązuje milczenie. Dużym problemem jest internet, gdzie wielu z nas kupuje preparaty niewiadomego pochodzenia, zamiast pójść do lekarza, opowiedzieć o kłopocie, poprosić o receptę.

Teraz już nie trzeba prosić.

- Pamiętajmy, że powszechnie dostępne są jedynie tabletki w małych dawkach, 25 mg. Do tabletek dołączona jest ankieta edukacyjno-zdrowotna, nikt więc nie zwalnia mężczyzn od konsultacji z lekarzem. Zresztą większe dawki nadal będą wymagały recepty. I słusznie. Pamiętajmy, że seks to nie jest tylko przyjemność, ale też kwestia zdrowia. I przede wszystkim coś, co wzmacnia związki. Nieudane współżycie może doprowadzić do kryzysu w relacjach, są dowody, że udany związek wpływa na ogólne zdrowie organizmu. Dlatego erekcja to ważny element zdrowia seksualnego. Mało kto wie, ale w latach 70. Michalina Wisłocka jeździła do znajomego rzemieślnika w Konstancinie i zamawiała u niego wykonywane chałupniczo „temblaki” podtrzymujące sztywność członka. Wiedziała, jakie to ważne dla relacji dwóch osób. Mając wiedzę o potrzebach i zahamowaniach Polaków, gdyby się dowiedziała, że dziś w aptece można kupić odpowiednią pigułkę, na pewno byłaby zadowolona.

Źródło artykułu:Wprost
zbigniew izdebskisekspolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)