Wózek inwalidzki otrzymał ktoś, kto od 3 miesięcy leżał już na cmentarzu
Z kontroli przeprowadzonej przez opolski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że 317 pacjentom udzielono różnych świadczeń medycznych... po ich śmierci.
30.08.2004 | aktual.: 30.08.2004 12:23
Mechanizm był prosty - szpitale i przychodnie nadal brały pieniądze za chorych, którzy wcześniej byli u nich leczeni, mimo że ludzie ci już nie żyli. Od kilku dni, tygodni, a nawet od miesięcy. Domagali się zatem od funduszu zapłaty za martwe dusze i ją otrzymywali. Proceder ten uprawiały placówki lecznicze m.in. w Opolu, Brzegu, Nysie, Kędzierzynie-Koźlu, a na liście tej znalazł się nawet świadczeniodawca z Pabianic, który prowadzi na naszym terenie działalność medyczną. Oszustw tych dokonano w pierwszym półroczu 2003 r., a wyszły na jaw dzięki uruchomieniu przez fundusz nowego systemu elektronicznego, umożliwiającego przeprowadzanie jeszcze bardziej wnikliwych kontroli.
- Na przykład wyglądało to tak, że szpital wykazał hospitalizację trwającą 14 dni, gdy tymczasem, co ustalili nasi kontrolerzy, pacjent nie żył już dziesiątego dnia - opowiada Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - Nadal ordynowano mu leki oraz wykonywano badania i zabiegi, co faktycznie odbywało się tylko na papierze. Było wiele takich przypadków, gdy na pacjentów, którzy zmarli kilka lub kilkanaście tygodni wcześniej, wydawano pampersy, pieluchomajtki i sprzęt ortopedyczny. Jeden z przypadków okazał się szczególnie kuriozalny: pacjent zmarł w styczniu, a wózek inwalidzki odebrał... w marcu! Tak w rozliczeniach z nami wykazał to świadczeniodawca.
Wszyscy, którzy zostali przyłapani na tych oszustwach, zostali obciążeni przez fundusz karą pieniężną w wysokości od 200 do 600 zł. Poza tym zostały im odebrane pieniądze za rzekomo wykonane usługi i wydany sprzęt.
- Kary nie mogą być wyższe, bo ich wysokość wynika z umowy, jaką mamy zawartą z każdym świadczeniodawcą - mówi dyrektor Łukawiecki. - Dlatego nasze możliwości są ograniczone. Powiadomiłem jednak o wynikach kontroli prokuraturę, aby oceniła ona pod względem prawnym i karnym ten czyn. My nie chcemy wywoływać paniki, atmosfery polowania na czarownice. Bo jak na półtora miliona wykonanych świadczeń w 2003 roku, to te 317 przypadków nie jest wielkim zjawiskiem. Ale nie może ono być tolerowane. Osobiście czuję z tego powodu niesmak. Opolski fundusz wykrył również poważne nieprawidłowości w jednej z przychodni w powiecie nyskim. Okazało się, że w tym roku przybyło jej nagle nowych 1200 pacjentów, co jest zjawiskiem niespotykanym. Bo jeśli przychodniom przybywa pacjentów, to z reguły nie więcej niż 10 - 15 miesięcznie.
- Obserwowaliśmy to, co się tam dzieje, przez trzy miesiące - opowiada dyrektor Łukawiecki. - Aż wkroczyli tam nasi kontrolerzy i zabezpieczyli całą dokumentację. Ci nowi pacjenci to nie są martwe dusze, tylko zostali oni „przejęci” od innego świadczeniodawcy. Chodzi o nazwiska, bo jest wątpliwe, czy sami zainteresowani o tym wiedzą. Będziemy do nich docierać osobiście, ale nasze podejrzenia nie są bezpodstawne. Jest już przygotowany wniosek do prokuratury.
Prokuratura zajmuje się już sprawą dotyczącą specjalisty ginekologa, mającego kontrakt z funduszem, który wykazywał usługi wykonane u pacjentek, choć te wcale u niego nie były.
- Mamy oświadczenie takiej pacjentki, którą nasi kontrolerzy odwiedzili w domu i oszustwo wyszło na jaw - mówi Łukawiecki. - Wystąpiliśmy więc do prokuratury z wnioskiem o sprawdzenie, czy nie popełniono przestępstwa. Jest to kolejna sprawa ku przestrodze. A kontrole trwać będą nadal...
Małgorzata Fedorowicz