Wolontariusze zastąpili zakopiańskie pogotowie
W Zakopanem i całym powiecie tatrzańskim pomoc przedszpitalna świadczona jest przez zespół wolontariuszy, dysponujących dwoma ambulansami medycznymi. Pogotowie ratunkowe przestało funkcjonować, gdyż lekarze pogotowia zrezygnowali z pracy, bo nie otrzymywali pensji.
Grupa wolontariuszy została naprędce zorganizowana przez władze Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz Instytut Ratownictwa Medycznego w Krakowie, który użyczył dwóch nowoczesnych ambulansów mercedes sprinter. Personel obydwu karetek składa się z dotychczasowych pracowników zakopiańskiego pogotowia ratunkowego, jednak w tym przedsięwzięciu działają oni na zasadach społecznych.
Zakopiański szpital jest zadłużony na ponad 13 mln zł. Wierzyciele doprowadzili do zajęcia przez komornika pieniędzy, które szpital otrzymuje od Narodowego Funduszu Zdrowia z tytułu wykonywanych świadczeń. Z tego powodu brakuje pieniędzy na wynagrodzenia dla pracowników. Dostawcy chcą sprzedawać szpitalowi leki i sprzęt tylko za gotówkę. We wrześniu placówce odcięto dopływ gazu, szpital korzysta więc z kurczących się zapasów oleju opałowego.
Lekarze pogotowia ratunkowego od pięciu miesięcy nie otrzymywali pieniędzy za dyżury, a zaległości w wypłatach pensji sięgają 2,5 miesiąca. W końcu z dyżurów w pogotowiu zrezygnowali prawie wszyscy współpracujący lekarze, a z zatrudnionych na etatach została tylko jedna lekarka, która przebywa na zwolnieniu chorobowym. W poniedziałek rano, po zakończeniu nocnego dyżuru, z pracy zrezygnował także szef oddziału ratunkowego szpitala w Zakopanem, Józef Janczy.
"Szpital stojący na skraju bankructwa, poza propozycją niewolniczej pracy, nie był w stanie niczego nam zaproponować. Odchodzili kolejni ludzie, więc w pewnym momencie musiałem powiedzieć, że nie przejmuję dalszej odpowiedzialności za to, co powinienem robić ze swoim coraz mniejszym zespołem. Właściwie pod koniec musiałem pracować sam, zatykając dziury w dyżurach" - powiedział Józef Janczy.
Według niego, pogotowie ratunkowe w powiecie tatrzańskim zapewniało opiekę przedszpitalną około 70 tys. mieszkańców, nie licząc turystów.
"Zostaliśmy zmuszeni do zorganizowania w sposób społeczny, ale fachowy, pomocy przedszpitalnej dla ludności powiatu. TOPR dzięki pomocy swoich przyjaciół z Instytutu Ratownictwa Medycznego w Krakowie zorganizowało dwie karetki wyposażone w wymagany standardami sprzęt oraz leki. Będziemy dysponować ambulansami dopóki będą potrzebne" - wyjaśnił Janczy, który jest jednocześnie prezesem TOPR.
W obsłudze karetek pracują lekarze dotychczas zatrudnieni w pogotowiu ratunkowym oraz pielęgniarki, sanitariusze i kierowcy, formalnie nadal tam zatrudnieni, którzy deklarują dla tej inicjatywy swój wolny czas. "Po prostu lekarze nie chcą nadal pracować za darmo w systemie zaproponowanym przez Zespół Opieki Zdrowotnej" - dodał Józef Janczy.
Pomoc TOPR polega jedynie na organizacji przedsięwzięcia oraz na ewentualnym pokryciu kosztów związanych z uzupełnianiem leków i paliwa w karetkach. Ratownicy i kierowcy TOPR tak jak do tej pory interweniują tylko przy wypadkach w górach.
Rzeczniczka krakowskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, Barbara Grzybek-Korgól powiedziała, że władze zakopiańskiego szpitala poinformowały NFZ o zaistniałej sytuacji dopiero w poniedziałek. Dodała, że szpital w Zakopanem powinien zapewniać wyjazdy karetek w powiecie tatrzańskim, zobowiązany jest do tego podpisanym i regularnie opłacanym kontraktem z NFZ.
Józef Janczy nie wykluczył, że w przyszłości TOPR może pomóc w zorganizowaniu wolontariuszom zakładu pracy, który będzie się ubiegał o kontrakt Narodowego Funduszu Zdrowia na świadczenie usług przedszpitalnych w powiecie.