Wójt rozprowadza kiełbasę w urzędzie

Niektórym gomuniczanom zaczęło to przeszkadzać. "Samochód służbowy przywiózł kiełbasę. Wyroby wójta. Odbiór w budynku B, pierwszy pokój po prawo" - napisał w SMS-ie do redakcji jeden z mieszkańców Gomunic.

Ustaliliśmy, że wędlina jest dowożona służbową škodą octavią i wydawana tylko na zamówienie.

W drzwiach urzędu gminy minęliśmy kobietę trzymającą reklamówkę pełną kiełbasy. W korytarzu unosił się intensywny zapach wędlin doprawionych czosnkiem. We wskazanym pokoju zastaliśmy plastikowe kontenery pełne kiełbasy zapakowanej w foliowe torebki. Na każdej karteczka z nazwiskiem i przydziałem: pani X - 1,5 kg, pan Y - 2 kg. Minutę po nas do pokoju wkracza wójt Jerzy Sewerynek. - Skąd tyle kiełbasy w urzędzie? - pytamy. Wójt wyraźnie zmieszany: - Co... poważnie pani pyta? - jąka się. - Dlaczego w urzędzie handluje pan kiełbasą? - Nikt nie płacił za nią ani złotówki - zapewnia wójt. - Ludzie mówią, że handluje tu pan kiełbasą od trzech lat - drążymy. - Jak chodzi o ścisłość, to od dziesięciu - prostuje wójt, który sprawuje swoją funkcję nieprzerwanie od kilkunastu lat.

W końcu kapituluje. Od czasu do czasu tato zabija świnię, żeby znajomi mogli spróbować wiejskiej kiełbasy. Nie wiedziałem, że przeszkadza to mieszkańcom. Jeśli tak, to deklaruję, że był to ostatni raz - przyrzeka wójt Sewerynek.

Julia Pitera, sekretarz stanu w kancelarii premiera i pełnomocnik rządu ds. opracowania programu zwalczania nadużyć w instytucjach publicznych, nie mogła uwierzyć, że taki proceder kwitnie w urzędzie.

Trudno mi to komentować. Nie, to się w głowie nie mieści. Wójt musi rozróżniać urząd od mięsnego. Powinien też mieć na uwadze swój autorytet. Handel kiełbasą mu go nie przysporzy - stwierdziła. Justyna Drzazga